[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z upływem czasu zgromadzono w Jaworzu około pięćdziesięciu ludzi, w większościpracowników uniwersytetów, pisarzy, publicystów.Zaczęliśmy walkę o księdza, któryodprawiałby mszę świętą, o odwiedziny,o prawo do korespondencji.Chcieliśmy wiedzieć, co nam, internowanym, wolno, jaki jestnasz status.Należało żądać jak najwięcej.Wiosną 1982 r.było nas w Jaworzu około sześćdziesięciu osób.%7łyliśmy niby woficerskim obozie jeńców w czasie wojny.Oczywiście nie wolno nam było opuszczać obozu,wewnątrz jednak mieliśmy względną swobodę.Wszystkie drzwi stały otworem, korytarzebyły dostępne, ale przechodzenie z piętra na piętro i wychodzenie poza budynek byłoograniczone.Z czasem i w tym zakresie wywalczyliśmy sobie większy luz.%7łyliśmy w tolerancyjnej wspólnocie: kultywowano, indywidualnie i grupowo, różnezainteresowania i talenty - intelektualne, artystyczne, nawet sportowe.Zorganizowaliśmysystematyczne nauczanie języków obcych: angielskiego, francuskiego i niemieckiego, cykl codziennych wykładów na różne tematy na poziomie uniwersyteckim, raz na tydzieńwieczory literackie pod egidą Pen Clubu (było w obozie 8-10 członków Pen,a dwu z nas było członkami zarządu).Rozpoczęliśmy naturalnie także działalność publicystyczną - pisaliśmy, redagowaliśmy i szmuglowaliśmy na zewnątrz różne teksty.Namszę świętą, odprawioną raz w tygodniu, szli wszyscy, niezależnie od światopoglądu irodowodu wyznaniowego, choćby na znak szacunku dla przyjeżdżającego gościa, księdza lubbiskupa.Wizyty duchownych stawały się też dla nas swoistym  oknem na świat.Pierwszą przeszkodą do wzięcia od chwili znalezienia się w obozie były świętaBożego Narodzenia.Panie - a były to: Halina Mikołajska, Teresa Bogucka, Anka Kowalska,Małgosia Aukasiewicz, Marzena Kęcik, Lilka Wosiek i Halina Suwała - internowane wodrębnej części budynku, mogły pozostać z nami aż do północy.W ten wieczór wigilijny1981 r.wygłosiłem dla moich przyjaciół  przemówienie optymistyczne :  Po raz dziewiąty wżyciu spędzam Boże Narodzenie w więzieniu.Może to nietaktowne, że wam to dziś mówię.Ale chcę wam dodać otuchy: można to przeżyć i pozostać sobą.Nikomu nie życzędziewięciokrotnych Zwiąt za kratami.Ale trzeba zachować nadzieję.I my znów będziemymogli święcić Boże Narodzenie w domu, wspólnie z naszymi rodzinami.Nie życzę wamprzede wszystkim, żebyśmy szybko wrócili do domu, choć każdy z nas by tego bardzo chciał.%7łyczę wam, abyście wrócili do domuw takiej kondycji, by móc waszym żonom, dzieciom i wszystkim waszym przyjaciołomspojrzeć w oczy.Nie jest pewne, kiedy nas wszystkich zwolnią.Ale ważniejsza od zwolnieniajest zewnętrzna i wewnętrzna postawa, z którą opuścimy to miejsce.Mimowolnie patetyczne, słowa te musiały zabrzmieć jak wyzwaniew rozpaczliwej sytuacji, gdy nasza własna ojczyzna została napadnięta przez naszychwłasnych rodaków.%7łycie nauczyło mnie dzielić się nadzieją na przyszłość.Owocuje to - dla innych, aszczególnie dla prześladowanych i dla nas samych.To jest wiara, którą w sobie zachowałem.Wierzę, że pomaga w tym Duch Zwięty.Wszystko, cokolwiek próbowałem w moim życiu uczynić dobrego, było mi oddanewięcej niż stokrotnie, tysiąckrotnie może.Rachunek mojego życia dowodzi, że warto byćprzyzwoitym człowiekiem.A owo  pozostać przyzwoitym , owo doświadczenie, że konieczne jestw ważnych kwestiach pozostać nieugiętym, nie dać się poniżyć - to chciałem wtedy wobozie przekazać moim towarzyszom niedoli.Podczas drugiej wojny światowej pomagałem%7łydom.Potem oni pomagali i mnie.Nie uczyniłem wiele, a tak wiele mi oddano.Takim po prostu byłem, tak mnie wychowano.Moi rodzice i dziadkowie nie byli żadnymiintelektualistami.To byli zwyczajni porządni ludzie, którzy chcieli żyć po ludzku.Ojciecmawiał:  Jest mi obojętne, skąd kto pochodzi.Musi być uczciwy - i to wystarczy.To prostezdanie zachowało dla mnie sens na całe życie.Motywacje religijne rozwinęły się we mnie dopiero w czasie wojny, dopiero popobycie w Oświęcimiu.W Oświęcimiu bowiem popadłemw zwątpienie.Ledwie mogłem się modlić.Zadawałem sobie pytanie, które do dziś pozostałobez odpowiedzi dla wielu z tych, którzy przeżyli: jak Bóg mógł do tego dopuścić? Nie byłemdość pobożny, dość wierzący, by to pojąć.Nie mogłem wytłumaczyć sobie, jak to się mogłodziać: z jakich racji, straszliwych i pełnych tajemnicy.Mimo to Bóg nadal dla mnie istniał.W więzieniach i obozach nauczyłem się też tolerancji.I że lepiej zachować w pamięcidobro, a zapomnieć zło, które nam ludzie wyrządzili.Inaczej nie sposób przeżyć.Chcęodepchnąć od siebie wszystko, co negatywne.Nie dlatego, żebym był święty, chciałbym poprostu żyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl