[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponad szeptem wiatru, który kÅ‚adÅ‚ trawy i delikatnie koÅ‚ysaÅ‚ drzewami, dochodziÅ‚ jakiÅ› inny odgÅ‚os, coraz to wyraźniejszy; byÅ‚o to jÄ™kliwe skrzypienie kół drewnianego wozu.Z mroku północnej krawÄ™dzi wzgórza wyÅ‚aniaÅ‚ siÄ™ przysadzisty ksztaÅ‚t.Å»oÅ‚nierze usunÄ™li siÄ™ i skuÂpili przy ogniu od strony Simona; nie padÅ‚o ani jedno sÅ‚owo.Na tle blasku ogniska ukazaÅ‚y siÄ™ blade, niewyraźne ksztaÅ‚ty, które powoli zamieniÅ‚y siÄ™ w konie, za nimi wyraźnie odcinaÅ‚ siÄ™ od nocy duży czarny wóz.Po jego obu stronach szÅ‚o miarowym, pogrzebowym krokiem po dwóch ludzi w czarnych kapturach.W migocÄ…cym Å›wietle Simon dostrzegÅ‚ piÄ…tego, który siedziaÅ‚ zgarbiony na wozie, górujÄ…c nad parÄ… biaÅ‚ych wierzchowców.Ta ostatnia postać wydawaÅ‚a siÄ™ wiÄ™ksza od pozostaÅ‚ych, jakby zamaskowana dodatkowym pÅ‚aszczem; nie poruszaÅ‚a siÄ™, co sprawiaÅ‚o wrażenie, że tkwi w niej ukryta, drzemiÄ…ca moc.Å»oÅ‚nierze wciąż stali bez ruchu, lecz przyglÄ…dali siÄ™ czujnie.CiszÄ™ mÄ…ciÅ‚o jedynie żaÅ‚osne zawodzenie kół wozu.Simon znieruchomiaÅ‚ i poczuÅ‚, jak zimne ciÅ›nienie wypeÅ‚nia mu gÅ‚owÄ™, a ciaÅ‚o sztywnieje.„To sen, zÅ‚y sen.Dlaczego nie mogÄ™ siÄ™ poruszyć?"Czarny wóz i jego straż zatrzymali siÄ™ w Å›wietle ogniska.Jedna z czterech stojÄ…cych przy wozie postaci podniosÅ‚a ramiÄ™; przy tym ruchu rÄ™kaw szaty zsunÄ…Å‚ siÄ™, ukazujÄ…c przegub oraz dÅ‚oÅ„, cienkie i biaÅ‚e jak kość.PrzemówiÅ‚a gÅ‚osem zimnym i bezbarwnym, podobnym do trzaskajÄ…cego mrozu:- JesteÅ›my tutaj, aby zawrzeć przymierze.W grupie pozostaÅ‚ych nastÄ…piÅ‚o poruszenie.Jeden z nich wystÄ…piÅ‚ naprzód.- Tak jak i my.ObserwujÄ…c niesamowitÄ… scenÄ™, Simon nie zdziwiÅ‚ siÄ™, kiedy rozpoznaÅ‚ gÅ‚os Pryratesa.KapÅ‚an zsunÄ…Å‚ z gÅ‚owy kaptur; ogieÅ„ oÅ›wietliÅ‚ jego wysokie czoÅ‚o i uwydatniÅ‚ przeraźliwie gÅ‚Ä™bokie oczodoÅ‚y.- JesteÅ›my tutaj.jak zostaÅ‚o poÂstanowione - ciÄ…gnÄ…Å‚.Czyżby zadrżaÅ‚ mu gÅ‚os? - Czy przynieÅ›liÅ›cie to, co zostaÅ‚o obiecane?Trupioblade ramiÄ™ odchyliÅ‚o siÄ™ w stronÄ™ powozu.- Mamy to.A wy?Pryrates skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….Dwaj żoÅ‚nierze schylili siÄ™, dźwignÄ™li z ziemi jakiÅ› ciężar i upuÅ›cili u stóp alchemika.Oto jest - powiedziaÅ‚.- PrzynieÅ›cie dar waszego pana.Dwie zakapturzone postacie podeszÅ‚y do wozu i uniosÅ‚y z niego ostrożÂnie dÅ‚ugi, ciemny przedmiot.Kiedy nieÅ›li go, trzymajÄ…c za oba koÅ„ce, mroźny wiatr zawyÅ‚ nad szczytem góry.Czarne szaty zaÅ‚opotaÅ‚y, a kaptur tego, który szedÅ‚ bliżej Simona, zsunÄ…Å‚ siÄ™, odsÅ‚aniajÄ…c jego lÅ›niÄ…ce i biaÅ‚e wÅ‚osy.Na momnent ukazaÅ‚a siÄ™ twarz delikatna jak maska wykonana z cienkiej, misterenie rzeźbionej koÅ›ci sÅ‚oniowej.ChwilÄ™ później kaptur ponownie opadÅ‚ na swoje miejsca.„Co to za stworzenia? Czarownicy? Duchy?" - schowany za skaÅ‚Ä… Simon uniósÅ‚ drżącÄ… dÅ‚oÅ„ i zrobiÅ‚ znak Drzewa.BiaÅ‚e lisy.Morgenes powiedziaÅ‚ „biaÅ‚e lisy".Pryrates i te demony - czy też czymkolwiek byli - to za dużo dla niego.Nie, on z pewnoÅ›ciÄ… jeszcze Å›ni na cmentarzu.ModliÅ‚ siÄ™, by tak byÅ‚o.ZamknÄ…Å‚ czy, chcÄ…c wymazać te okropne twory wyobraźni, lecz niezmiennie czuÅ‚ ostry zapach mokrej ziemi i wciąż sÅ‚yszaÅ‚ trzask ognia.OtworzyÅ‚ oczy i stwierdziÅ‚, że zjawa nie zniknęła.Co tu siÄ™ dzieje?Dwie ciemne postacie dotarÅ‚y już na skraj ognistego krÄ™gu.Å»oÅ‚nierze odsuÂnÄ™li siÄ™ jeszcze dalej, a tamci poÅ‚ożyli swój ciężar na ziemi i cofnÄ™li siÄ™.ByÅ‚a to trumna albo przynajmniej coÅ›, co wyglÄ…daÅ‚o jak trumna, choć byÅ‚o wysokie tylko na trzy dÅ‚onie.WzdÅ‚uż jej krawÄ™dzi migotaÅ‚o upiorne, niebieskawe Å›wiatÅ‚o- PrzynieÅ›cie to, coÅ›cie obiecali - powiedziaÅ‚a jedna z czarno odzianych postaci.Na znak Pryratesa przyciÄ…gniÄ™to ciężar zÅ‚ożony u jego stóp.Kiedy żoÅ‚nierze cofnÄ™li siÄ™, Pryrates przewróciÅ‚ przedmiot nogÄ….ByÅ‚ to mężczyzna, usta miaÅ‚ zakneblowane, a rÄ™ce zwiÄ…zane w nadgarstkach.Simon powoli rozpoznawaÅ‚ blaÂdÄ…, okrÄ…gÅ‚Ä… twarz hrabiego Breyugara, Lorda Konstabla.Zakapturzona postać dÅ‚ugo przyglÄ…daÅ‚a siÄ™ posiniaczonej twarzy z zwiÄ…zaÂnego.Wprawdzie faÅ‚dy kaptura szczelnie zasÅ‚aniaÅ‚y twarz, lecz gdy siÄ™ odezwaÅ‚a, w jej czystym, nieziemskim gÅ‚osie sÅ‚ychać byÅ‚o nutÄ™ gniewu:- Nie to nam obiecano.Pryrates odwróciÅ‚ siÄ™ nieco, jakby nie chciaÅ‚ stanąć twarzÄ… w twarz z zakapturzonÄ… postaciÄ….- On pozwoliÅ‚ uciec temu, którego wam obiecaliÅ›my - powiedziaÅ‚, jakby nieco ze strachem.- Dlatego zajmie miejsce obiecanej wam osoby.SpomiÄ™dzy żoÅ‚nierzy wysunęła siÄ™ inna postać i stanęła u boku Pryratesa.- ObiecaliÅ›my? Co to znaczy „obiecaliÅ›my"? Kogo obiecaÅ‚eÅ›? Duchowny uniósÅ‚ dÅ‚oÅ„ w uspokajajÄ…cym geÅ›cie, lecz jego wzrok pozostawaÅ‚ niewzruszony.- ProszÄ™, Królu.Wiesz chyba.ProszÄ™ ciÄ™.Elias popatrzyÅ‚ gwaÅ‚townie na swego rozmówcÄ™.- Czyżby, kapÅ‚anie? Cóż to obiecaÅ‚eÅ› w moim imieniu?Pryrates pochyliÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ swego pana; jego ostry gÅ‚os nabraÅ‚ teraz tonu urazy:- Panie, poleciÅ‚eÅ› mi zrobić wszystko, co jest konieczne, by doprowadzić do tego spotkania.I tak też uczyniÅ‚em.czy też uczyniÅ‚bym, gdyby nie ten dureÅ„ - tu kopnÄ…Å‚ leżącego Breyugara - który zaniedbaÅ‚ swych obowiazków wobec wÅ‚adcy.- Alchemik spojrzaÅ‚ ponownie na zakapturzonÄ… postać, której kamienny wyraz twarzy zaczynaÅ‚a przejawiać oznaki zniecierpliwienia.Pryrates zmarszczyÅ‚ brwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]