[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A ty coś za jeden? - spytał władczym tonem, nie zważając zupełnie na to, że obcy jest starszy od, niego o kilka lat.- Mycah, mój panie - wymamrotał chłopak.Rozpoznał Księcia i spuścił oczy.- Chłopak rzeźnika - powiedziała Sansa.- To mój przyjaciel - odpowiedziała Arya stanowczym tonem.- Zostaw go.- Chłopak rzeźnika, który chce zostać rycerzem, co? - Joffrey zeskoczył z konia z mieczem w dłoni.- Podnieś swój miecz, rzeźniczku - powiedział, a w jego oczach zamigotały iskierki rozbawienia.- Zobaczymy, jaki jesteś dobry.Mycah, sparaliżowany strachem, nie ruszył się z miejsca.Joffrey podszedł do niego.- No, podnieś go.A może walczysz tylko z dziewczynami?- Ona mnie o to prosiła, panie - powiedział Mycah.- Prosiła mnie.Rumieniec na twarzy Aryi powiedział Sansie, że chłopiec nie kłamie, lecz Joffrey nie słuchał go.Wypite wino dodawało mu wigoru.- Podniesiesz kij czy nie?Mycah potrząsnął głową.- To tylko patyk, panie.To nie jest miecz, tylko patyk.- A ty jesteś tylko chłopakiem rzeźnika, a nie żadnym rycerzem.- Joffrey uniósł Lwi Kieł i przyłożył czubek jego ostrza do policzka drżącego Mycaha, tuż pod jego okiem.- Czy wiesz, że uderzyłeś siostrę mojej pani? - W miejscu gdzie ostrze wbiło się w ciało Mycaha, pojawiła się czerwona kropla, a chwilę później po policzku chłopca popłynęła strużka krwi.- Przestań! - krzyknęła Arya.Chwyciła z ziemi swój kij.- Arya, trzymaj się od tego z daleka - odezwała się Sansa.- Nie zranię go… zbyt mocno - powiedział książę Joffrey do Aryi, nie odrywając wzroku od Mycaha.Arya zaatakowała.Sansa zsunęła się z konia, lecz była zbyt powolna.Jej siostra zamierzyła się obydwoma rękoma.Rozległ się głośny trzask, kiedy kij złamał się, uderzając w tył głowy Księcia, a potem wszystko wydarzyło się nieomal w jednej chwili na oczach przerażonej Sansy.Joffrey zachwiał się i odwrócił, wykrzykując przekleństwa.Mycah pobiegł między drzewa, najszybciej jak potrafił.Arya zamierzyła się na Księcia po raz drugi, lecz tym razem Joffrey powstrzymał jej uderzenie Lwim Kłem i wytrącił jej kij.Tył głowy miał zakrwawiony, a w oczach obłęd.- Przestańcie - krzyczała Sansa - przestańcie oboje, zepsujecie wszystko.- Nikt jej jednak nie słuchał.Arya podniosła z ziemi kamień i cisnęła nim w głowę Joffreya.Nie trafiła i kamień uderzył w jego konia, który stanął dęba i popędził za Mycahem.- Przestańcie, przestańcie! - krzyczała Sansa.Joffrey zamierzył się na Aryę mieczem, wykrzykując przekleństwa, ohydne przekleństwa.Arya, teraz już naprawdę przestraszona, odskoczyła do tyłu, lecz Joffrey nacierał dalej, aż w końcu przyparł ją do drzewa.Sansa nie wiedziała, co robić.Patrzyła bezradnie poprzez łzy.Potem dostrzegła śmigający tuż obok niej szary cień i zobaczyła Nymerię; wilczyca skoczyła, chwytając Księcia za ramię, w którym trzymał miecz.Joffrey upuścił miecz, kiedy wilk, warcząc przewrócił go na ziemię.- Zabierz go! Zabierz go! - krzyczał.Głos Aryi zabrzmiał jak trzaśniecie biczem.- Nymeria!Wilkor puścił Joffreya i wrócił do nogi Aryi.Książę leżał w trawie skulony i płakał.Koszulę miał mokrą od krwi.- Nie zraniła cię… zbyt mocno - powiedziała Arya.- Podniosła z ziemi Lwi Kieł i stanęła nad Księciem z mieczem w dłoniach.Spojrzawszy na nią przerażonym wzrokiem, Joffrey odezwał się płaczliwym głosem: - Nie.Nie rób mi krzywdy.Powiem matce.- Zostaw go! - wrzasnęła Sansa.Arya zamachnęła się i wyrzuciła miecz wysoko w górę.Błękitna stal zamigotała w słońcu, kiedy miecz poszybował nad rzeką.Opadł z pluskiem w nurt i zniknął pod wodą.Joffrey jęknął.Arya pobiegła do swojego konia, a Nymeria ruszyła za nią.Kiedy zniknęły, Sansa podeszła do Księcia.Oczy miał zamknięte z przerażenia i oddychał ciężko.Przyklęknęła przy nim.- Joffrey - powiedziała przez łzy.- Och, spójrz, co oni zrobili, co oni zrobili.Mój biedny Książę.Nie obawiaj się.Wrócę się i sprowadzę pomoc.- Wyciągnęła rękę i pogładziła delikatnie jego miękkie, jasne włosy.Otworzył oczy i popatrzył na nią, a w jego spojrzeniu nie było niczego poza nienawiścią i pogardą.- A więc idź - wycedził przez zęby - i nie dotykaj mnie.Eddard- Znaleźli ją, mój panie.Ned wstał szybko.- Nasi ludzie czy Lannistera?- Jory - odpowiedział jego zarządca, Vayon Poole.- Nic jej się nie stało.- Bogom niech będą dzięki - powiedział Ned.Jego ludzie szukali Aryi od czterech dni, podobnie jak ludzie Królowej.- Gdzie ona jest? Niech Jory zaraz ją do mnie przyprowadzi.- Przykro mi, panie - powiedział Poole.- Przy bramie zatrzymała ich straż Lannisterów i natychmiast poinformowali Królową.Zabrali ją prosto do Króla…- A niech to.Co za kobieta! - rzucił Ned i ruszył do drzwi.- Znajdź Sansę i przyprowadź ją do sali przyjęć.Może się nam przydać.- Schodził po schodach wieży czerwony z gniewu.Przez pierwsze trzy dni sam prowadził poszukiwania i prawie się nie kładł od czasu zniknięcia Aryi.Tego ranka czuł się tak przybity i wyczerpany, że ledwo trzymał się na nogach, teraz jednak wściekłość dodała mu sił.Ktoś go zawołał, kiedy przechodził przez zamkowy dziedziniec, lecz on szedł szybko, nie zważając na żadne głosy.Pobiegłby, gdyby nie pamiętał, że wciąż jest Namiestnikiem Króla i musi zachować godność.Wyczuwał spojrzenia gapiów, słyszał przyciszone szepty, z których wyławiał pytania o to, co zrobi.Zamek był skromną posiadłością oddaloną o pół dnia jazdy na południe od Tridentu.Król zjawił się tam w gościnę jako nie zapowiedziany gość, na czas poszukiwań Aryi i chłopaka rzeźnika, które prowadzono na obu brzegach rzeki.Nie byli tam mile widzianymi gośćmi.Ser Raymun żył wprawdzie pod płaszczem królewskiego panowania, lecz jego rodzina w bitwie nad Tridentem walczyła pod sztandarami smoka.Tam też polegli jego trzej starsi bracia, o czym nie zapomniał ani on, ani Robert.Dlatego też napięcie w zamku - zbyt małym, by pomieścić królewską świtę, ludzi Darry’ego, a także ludzi Lannisterów i Starków - stawało się coraz większe.Król zajął salę audiencyjną ser Raymuna i tam też znalazł go Ned.Wpadł do komnaty pełnej ludzi.Za dużo ich, pomyślał.Gdyby zostali sami, mogliby załatwić sprawę polubownie.Robert siedział z ponurą twarzą na wysokim tronie Darry’ego, w drugim końcu sali.Obok niego stała Cersei Lannister ze swoim synem.Królowa trzymała dłoń na ramieniu Joffreya.Wciąż nosił je owinięte jedwabnymi bandażami.Oczy wszystkich zwrócone były na Aryę, która stała na środku komnaty tylko w towarzystwie Jory’ego Cassela.- Arya! - zawołał.Poszedł w jej stronę, stukając głośno butami na kamiennej podłodze.Kiedy go ujrzała, krzyknęła i rozpłakała się.Ned przyklęknął na jedno kolano i wziął ją w ramiona.Drżała.- Przykro mi - mówiła, pochlipując.- Przykro mi, naprawdę.- Wiem - powiedział.W jego ramionach wydawała się bardzo mała, po prostu chuda, mała dziewczynka.Trudno było uwierzyć, by mogła stać się przyczyną takiego zamieszania.- Nic ci nie jest?- Nie.- Płynące łzy zostawiały różowe smugi na jej brudnych policzkach.- Jestem tylko głodna.Zjadłam trochę jagód, bo nic więcej tam nie było.- Nakarmimy cię - zapewnił ją Ned.Wstał i zwrócił się do Króla.- Co to wszystko znaczy? - Powiódł wzrokiem po sali, wypatrując przyjaznych spojrzeń.Napotkał jedynie kilka twarzy swoich ludzi.Ser Raymun Darry pilnie strzegł swojego spojrzenia.Na ustach lorda Renly’ego widniał półuśmiech, który mógł znaczyć wszystko, natomiast oblicze starego ser Barristana pozostawało kamienne, jak zawsze.Spojrzenia pozostałych ziały wrogością - byli to ludzie Lannisterów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]