[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomina to wspomniany wcześniej przykład komendanta obozu koncentracyjnego, który był serdeczny i dobry dla swoich psów, a jednocześnie brutalnie torturował więźniów.Dobroć dla zwierząt miała nam w tamtej sytuacji uzmysławiać, że nawet największy ludzki potwór nie jest całkowicie pozbawiony delikatnych uczuć.Tutaj sytuacja jest odwrotna, mamy bowiem do czynienia z człowiekiem zdolnym do dobroci w stosunku do innych ludzi, który jednak jest w stanie spędzać całe dnie pracy na zadawaniu bólu doświadczalnym zwierzętom.To właśnie ten kontrast napawa nas przerażeniem.Gdy widzimy dobrotliwie wyglądającego żołnierza, który poklepuje po łbie swego psa, narzuca się nam natrętne pytanie, czy on także byłby zdolny do gazowania bezbronnych istot ludzkich.Gdy patrzymy na dobrotliwego i kochającego tatusia bawiącego się z dziećmi, nie możemy oprzeć się pytaniu, czy i w jego wnętrzu kryje się zdolność do okrutnych eksperymentów.Zaczynamy tracić poczucie wartości.Zaczyna się chwiać nasza wiara w jednoczącą siłę intymności cielesnej i buntujemy się przeciwko, jak to nazywamy, nieczułości nauki.Doskonale wiemy, że jest to bunt nieuzasadniony ze względu na ogromne korzyści, jakie przyniosły nam badania naukowe, ale tak silnie uderza to w nasze podstawowe rozumienie tego, czym jest łagodna i troskliwa intymność, że nie możemy się powstrzymać.W razie choroby biegniemy do apteki i szybko połykamy różne pigułki i tabletki, ale staramy się nie myśleć o ufnych, zdradzonych zwierzętach, które cierpiały po to, byśmy mogli otrzymać te błogosławione antybiotyki.Jeśli sytuacja rysuje się tak przykro w odczuciu ogółu, to jak musi ona wyglądać w odczuciu badacza? Otóż nie rysuje się ona wcale tragicznie, a to dlatego, że wykształcił on w sobie umiejętność niepostrzegania swojej relacji do zwierząt jako relacji symbolicznej.Podchodząc do sprawy wyłącznie rzeczowo, przezwycięża on swoje problemy emocjonalne.Obchodząc się ze zwierzętami łagodnie i troskliwie, robi to po to, aby mogły one jak najlepiej służyć doświadczeniom, a nie po to, aby zaspokoić swoje potrzeby emocjonalne w zakresie substytutów intymności, jak zapalony miłośnik zwierzątek domowych.Wymaga to nieraz dużego opanowania i samodyscypliny, ponieważ nawet najbardziej kontrolowany rozumowo kontakt cielesny może zacząć wywierać swój magiczny wpływ i zapoczątkować tworzenie się wzajemnej więzi.Wiemy, że w niejednym wielkim laboratorium w jakiejś klatce na uboczu zamieszkuje sobie tłusty, kłapouchy królik, spasiony pieszczoch, który stał się maskotką i którego nikt nie myśli wykorzystywać do żadnych doświadczeń, ponieważ udało mu się wejść w zupełnie inną rolę.Ktoś, kto nie jest naukowcem, nie potrafi tak łatwo dokonać tych sztucznych rozróżnień.Dla niego wszystkie zwierzęta należą do Disneylandu.Jeśli dzięki współczesnym mediom edukacyjnym, filmowi i telewizji, poszerzy swoje horyzonty i pozbędzie się wreszcie dziecięcych wyobrażeń o pluszowych zwierzątkach, sprawią to nie zręczne ręce eksperymentatora, lecz raczej przyrodnicy, którzy podchodzą do tych spraw jak obserwatorzy, a nie jak osoby manipulujące zwierzętami i ich życiem.Trudne położenie poważnego badacza nie ulega więc poprawie.Podobnie jak ratujący pacjentowi życie chirurg, stara się on wpłynąć na polepszenie naszego losu, ale w odróżnieniu od chirurga otrzymuje za to nikłe podziękowanie.Podobnie jak chirurg – badacz zachowuje podczas swoich operacji rzeczowość i powstrzymuje emocje.Tu i tam zaangażowanie emocjonalne byłoby szkodliwe.U chirurga jest to mniej oczywiste, gdyż poza salą operacyjną musi on zachowywać takie podejście do chorego, jakie obowiązuje innych lekarzy.Znajdując się jednak w sali operacyjnej, traktuje ciała swoich pacjentów tak samo chłodno i bezosobowo jak badacz eksperymentator, krając je, jak szef kuchni kraje kawał wybornej pieczeni.Inne postępowanie nam wszystkim przyniosłoby w końcu szkodę.Gdyby eksperymentator zaangażował się emocjonalnie i wszystkie zwierzęta doświadczalne zaczął traktować tak, jak traktuje się zwierzątka domowe, wkrótce nie byłby w stanie prowadzić swoich żmudnych badań, które przynoszą nam taką ulgę w chorobach i cierpieniach.Potworność tego, co robi, doprowadziłaby go do alkoholizmu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]