[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Markowitz drgnął, jakby go ktoś uderzył.- Tak, oni mają pieniądze - westchnął.- Ale muszę powiedzieć, że czuję się tak, jakby przechodził pan do obozu wroga.Przemysł farmaceutyczny zaczyna ostatnio coraz bardziej przejmować kontrolę nad badaniami medycznymi, co mnie bardzo niepokoi.- Nie jestem zachwycony tym pomysłem - przyznał Adam.- Ale to jedyni ludzie, którzy tak naprawdę mogą być zainteresowani studentem trzeciego roku medycyny.Jeśli to nie wyjdzie, może wrócę, by skorzystać z pańskiej propozycji.Doktor Markowitz otworzył drzwi.- Przykro mi, że nie dysponujemy większymi środkami na pomoc finansową.Życzę powodzenia i proszę zawiadomić mnie, jak tylko będzie miał pan zamiar wrócić na studia.Adam wyszedł z silnym postanowieniem, że jeszcze tego popołudnia zadzwoni do Arolenu.Zacznie się martwić o presję przemysłu farmaceutycznego na ośrodki naukowe, gdy otrzyma pierwszy czek.- Co?! - wrzasnął Jason Conrad, dyrektor Zespołu Tanecznego.Uniósł ręce w teatralnym geście rozpaczy.Jennifer znała go już cztery lata i wiedziała, że Jason zawsze gra, i to niezależnie od tego, czy zamawia obiad w restauracji, czy pracuje z tancerzami.Spodziewała się więc takiej reakcji.- Chwileczkę, czy ja dobrze zrozumiałem? - lamentował.- Mówisz, że będziesz miała dziecko? Nie, proszę, powiedz, że to nieprawda.To chyba jakiś zły sen!Jason patrzył błagalnie na Jennifer.Był wysokim mężczyzną - miał prawie sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu - ale mimo swych trzydziestu sześciu lat wyglądał jak chłopiec.Jennifer nie miała pojęcia, czy był homoseksualistą, i nie wiedział tego nikt w zespole.Taniec stanowił jego życiową pasję i Jason był w tej dziedzinie geniuszem.- Spodziewam się dziecka - potwierdziła Jennifer.- O mój Boże! - zawołał Jason i ukrył twarz w dłoniach.Jennifer wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Candy, która przyszła, by wesprzeć ją psychicznie.- Czemu mnie to spotyka? - zawodził Jason.- W chwili, gdy mamy życiową szansę, jedna z czołowych tancerek zachodzi sobie w ciążę.O Boże, Boże!Jason się zatrzymał.Spojrzał na Jennifer i wycelował w nią palec.- A może aborcja? Założę się, że nie jest to planowane dziecko.- Przykro mi, ale to nie wchodzi w grę.- Przecież później możesz mieć drugie - przekonywał Jason.Jennifer potrząsnęła głową.- Czy jest coś, co mogłoby cię przekonać? - jęknął Jason.Dramatycznym gestem przycisnął rękę do piersi i zaczął głęboko oddychać, jakby nagle rozbolało go serce.- Chcesz mnie zadręczyć, choć moje serce może tego nie wytrzymać.O Boże, co za straszny ból.Jennifer poczuła się winna, że zaszła w ciążę w obliczu tak wielkiej szansy rysującej się przed zespołem.Nie chciała nikomu sprawiać zawodu, ale Jason zachowywał się egoistycznie.Nie podobało jej się, że chwytał się takich metod, by nakłonić ją do czegoś tak strasznego jak aborcja.- Mam nadzieję, że to tylko żart z tym bólem w piersiach.- Candy ujęła Jasona pod ramię.- Żart? - Jason otworzył jedno oko.- Nigdy nie żartuję w takich sprawach.Ta kobieta chce mnie przedwcześnie wpędzić do grobu, a ty pytasz, czy żartuję?- Mogę tańczyć jeszcze z miesiąc - zaproponowała Jennifer.- O, co to, to nie! - wybuchnął Jason, zapominając nagle o bólu w piersiach.Zaczął chodzić tam i z powrotem przed starą kasą biletową.- Jeśli jesteś na tyle nieczuła, Jennifer, by opuszczać nas w tak krytycznej chwili, to musimy natychmiast znaleźć kogoś na zastępstwo.- Zatrzymał się i wskazał na Candy.- A ty? Czy mogłabyś zatańczyć partię Jennifer?Candy nie spodziewała się tego pytania.- Nie wiem.- wyjąkała.Jason obserwował Jennifer kątem oka.Wiedział, że przyjaźni się z Candy.Miał nadzieję, że zawiść sprawi to, czego nie dokonał rozum.Potrzebował Jennifer co najmniej do czasu nagrania.Ale dziewczyna milczała.- Sądzę, że jestem w dobrej formie - powiedziała w końcu Candy.- Postaram się dać z siebie wszystko.- Hurra! - ucieszył się Jason.- Dobrze wiedzieć, że jest ktoś gotów do poświęceń.A ty, Jennifer, chyba powinnaś pójść do biura i powiedzieć Cheryl, by skreśliła cię z listy płac.Nie jesteśmy organizacją charytatywną.- Powinna dostawać zasadniczą pensję jeszcze przez dwa tygodnie - wtrąciła Candy.- To jedyne uczciwe rozwiązanie.Jason machnął ręką na znak, że nic go to nie obchodzi, i skierował się ku sali gimnastycznej.- A poza tym - zawołała za nim Candy - dla księgowości będzie chyba najprościej, jeśli damy jej urlop macierzyński.- Wszystko jedno - rzekł Jason obojętnie.Otworzył drzwi do sali.Usłyszały, jak pozostali tancerze wykonują swe rutynowe ćwiczenia.- Do roboty, Candy - rzucił przez ramię, znikając za drzwiami.Obie kobiety spojrzały na siebie.Czuły się trochę niezręcznie.- Nigdy nie przypuszczałam, że zaproponuje mi pracę tancerki.- Candy wzruszyła ramionami.- Cieszę się ze względu na ciebie - zapewniła Jennifer.- Naprawdę.Razem wróciły na salę gimnastyczną.- Dobrze - wysoki głos Jasona rozbrzmiewał w całym pomieszczeniu.- A teraz zatańczymy wariację numer dwa.Na miejsca! - Zaklaskał w dłonie wzbudzając echo przypominające wystrzał z pistoletu.- Chodź tu, Candy - zawołał.Przez kilka minut Jennifer obserwowała próbę.Potem, starając się stłumić w sobie żal, poszła do biura.Cheryl rozsiadła się wygodnie i czytała jakiś tani romans.- Mam przejść na urlop macierzyński - oznajmiła Jennifer z rezygnacją w głosie.- Bardzo mi przykro - powiedziała Cheryl.- Czy Jason wpadł w szał? - Odłożyła książkę i Jennifer przeczytała tytuł: „Płomień namiętności”.- O tak, ale to chyba zrozumiałe.Odchodzę w niezbyt odpowiednim momencie.- Jennifer opadła na krzesło stojące przy biurku.- Jason zgodził się, bym jeszcze przez dwa tygodnie pobierała zasadniczą pensję.Do tego dochodzą oczywiście moje udziały w zyskach z poprzednich przedstawień.- Co masz zamiar robić? - spytała Cheryl.- Nie wiem.Może spróbuję znaleźć dorywczą pracę.Masz jakiś pomysł? A ty jak znalazłaś tę posadę?- Poszłam do biura pośrednictwa - wyjaśniła Cheryl.- Ale jeśli szukasz czegoś na pół etatu, to spróbuj raczej w agencjach usług sekretarskich.Tam zawsze potrzebują ludzi.- W życiu nie potrafiłabym wystukać nic na maszynie - stwierdziła Jennifer.- To może zapytaj w którymś z wielkich domów towarowych.Wiele moich przyjaciółek tam pracuje.Jennifer się uśmiechnęła.To brzmiało obiecująco.- Czy ciągle jeszcze masz ochotę pójść jutro ze mną? - spytała Cheryl.- Jasne.Nie przyszłoby mi do głowy puścić cię tam samą.Czy był ktoś z tobą, gdy robili ci amniopunkcję?- Nie - odparła z dumą Cheryl.- Ale to była pestka.Prawie wcale nie bolało.- Wygląda na to, że masz więcej odwagi ode mnie - zauważyła Jennifer.Znowu pomyślała o swym upośledzonym bracie.Zastanawiała się, czy też powinna poprosić o badanie.- Tak jak mówiła Candy - Cheryl pochyliła się do przodu i ściszyła głos - brałam dużo narkotyków.Trawka, prochy - sama wiesz.Doktor Foley powiedział, że powinnam wykonać test na prawidłowość chromosomów.Ale dzięki niemu wszystko poszło bardzo sprawnie.Gdyby ci kazali zrobić coś takiego, to się nie denerwuj.Ja cała się trzęsłam, ale po raz drugi już bym się nie bała.- Opadła na krzesło wyraźnie z siebie zadowolona.Spoglądając na Cheryl, Jennifer przypomniała sobie Vandermera i jego protekcjonalny sposób bycia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]