[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan Pickwick ucierpiałby też niemało z powodu swego humanitaryzmu, gdybywierny Sam, zwabiony krzykami swego pana, nie okręcił głowy pana Potta workiem odmąki i worka owego nie zaciągnął mocno aż na plecy potentata. Odbierzcie tamtemu torbę! zawołał Sam do pana Bena Allena i pana BobaSawyera, którzy uwijali się po pokoju z lancetami, gotowi wpakować je pierwszejnapotkanej osobie, która nawinie się im pod rękę. Oddawaj, pokrako, bo się z tobą porachuję! Nieco przerażony tą grozbą i zmęczonywalką, przedstawiciel Niepodległości pozwolił się rozbroić.Pan Weller odebrał łopatkęPottowi i uwolnił go od worka, mówiąc z naciskiem: A teraz obaj pójdziecie do łóżka albo sam was ułożę z zakneblowanymi ustami!Wtedy możecie wrzeszczeć ile wlezie! Pan będzie łaskaw tędy, proszę pana!Tu Sam zwrócił się do pana Pickwicka i wskazał mu drogę, a obaj wrodzy redaktorzyzostali zaprowadzeni przez gospodarza do łóżek pod eskortą Boba i Bena.Odchodzącmruczeli coś groznie i zapowiadali śmiertelną walkę na jutro.Namyśliwszy się jednak,doszli obaj do przekonania, że daleko lepiej potrafią to zrobić w druku.WięcEatanswill rozbrzmiewało echem ich walki na papierze!Odjechali nazajutrz oddzielnymi dyliżansami, zanim reszta pasażerów się obudziła.Aponieważ pogoda poprawiła się, więc i nasi podróżni odjechali do Londynu.Rozdział pięćdziesiąty drugiopisujący ważną zmianę w rodzime Wellerów iprzedwczesny upadek czerwononosegoUważając, że jest rzeczą delikatności nie przedstawiać młodej pary panu BenowiAllenowi i panu Bobowi Sawyerowi bez uprzedniego przygotowania, i chcącrównocześnie oszczędzać Arabellę, pan Pickwick zaproponował, by on i Sam zatrzymalisię w pobliżu oberży Pod Jerzym i Jastrzębiem , młodzi zaś ludzie poszukali sobiekwatery gdzie indziej.Wszyscy zgodzili się na ten układ: pan Ben i pan Bob udali się doznanej sobie garkuchni na krańcach Borough, gdzie za dawnych czasów nazwiska ichnieraz figurowały u szczytu długich i zawiłych rachunków zapisanych kredą. Ach, to pan, panie Weller! Dzień dobry, panie Weller! zawołała pięknapokojówka, spotkawszy Sama w korytarzu. Dla mnie zawsze jest dzień dobry, gdy pannę widzę odpowiedział Sam zostającnieco w tyle, by pan jego nic nie słyszał. O! Jakie z panny śliczne stworzenie! Ależ panie Weller! Co też pan mówi? Niech mi pan da spokój! Czemu mam dać spokój, moja droga? A temu, co pan robisz!& Puśćże mnie pan! dodała piękna dziewczyna,uśmiechając się; po czym odpychając Sama do ściany, oświadczyła, że pomiął jej czepek ipotargał włosy. Nie daje pan sobie powiedzieć dodała że od trzech dni czeka tu napana list.Przysłano go zaraz po pańskim wyjezdzie, a na kopercie napisano: pilne. Gdzież ten list, moja droga? Wzięłam go, inaczej pewno by zginął.Ale doprawdy, nie jest pan wart tego.Po tych słowach i po wielu małych, zalotnych, miłych wątpliwościach i obawach, czyaby nie zgubiła go, Mary wydobyła zza prześlicznego swego gorsu list i podałaSamuelowi.Ten naprzód ucałował go z wielką galanterią i szacunkiem. Oho! zawołała Mary, poprawiając sobie chustkę na gorsie i udając, że nie wie, oco chodzi czy nie zakochał się pan w tym liście?Sam odpowiedział tylko wzrokiem, o którego wyrazie żaden opis nie może daćnajsłabszego nawet wyobrażenia, potem usiadłszy koło Mary pod oknem otworzył list iprzejrzał jego treść. Oho! zawołał a to co znaczy? Spodziewam się, że nic złego? rzekła Mary, spoglądając mu przez ramię. Niech Bóg błogosławi twoje piękne oczy! rzekł Sam, odwracają się. Nie troszcz się pan o moje oczy, a lepiej czytaj, co tam napisane! odparła pięknapokojówka, patrząc przy tym tak zalotnie, że niepodobna było oprzeć się temu.Sam orzezwił się pocałunkiem i począł czytać, co następuje:Markis Granw Dorken FtorekMój kochany Sammy.Bardzo mi przykro, że mam pszyjemność donieść ci smutną wiadomość rze twojamacocha zaziembiła się bo siedziała na trawie wilgotnej w deszcz czekając na pasteżaktury nie mugł przyjść wcześniej arz puzno noco bo golił wode z wutkom i czekał arzwytrzezwieje doktur powiedział rze gdyby napiła się gorącej wody z wutko po a niepszet wszystko było by dobze zara nasmarowano jej jak należy koła rzeby mogła jechaćdalej i ojciec twuj miał nadzieje rze wyjdzie ztego jak zafsze ale ona zle wzienla zakrenti wywaliła odrazu chociarz doktur zara dat jej lekarstwo ale za to zdało się do luftu izapłaciła ostatnie rogatkowe dwadzieścia minut po szustej wczoraj wieczur skruciwszyswoją podrurz może rze jechała bez wielkiego bagarzu twuj ojciec rze jeżeli zechceszmię odwiedzić Sammy to wezmie to za wielkom upszejmość bo jestem bardzo samotnySamiłeju.P.S.Hce rzeby tak twoje imię napisać a ja muwie rze tak to niedobze a onpowiada jest durzo do omówienia i twuj gubernator nie bendzie kszywy a pewnościomnie bendzie znam go lepiej i kłaniaj się odemnie i jestem twuj piekielnie Tony Veler. Dziwny list rzekł Sam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]