[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łałobnikom przyszło więc stoczyć bitwę zcarskimi strażnikami.Wynik starcia łatwo było przewidzieć:żałobników przepędzono, trumnę rozbito, ciało zmarłej legło w pyledrogi, z martwych rąk wypadł drewniany krzyżyk, rozdeptały gożołnierskie buty.Ale to przecież nie mógł być finał akcji.Kozacywrzucili zwłoki na trumienne deski, a kilku nich pośpieszyło szukaćjakiegoś woznicy.Gdzieś za miasteczkiem znalezli furmana, który -nieświadomy zajść w Janowie - na lichym wozie zdążał w świat wsobie tylko znanych sprawach.Zmuszono biedaczynę dozawiezienia nieboszczki do cerkwi, pop odśpiewał żałobną pieśń isamotnie poczłapał za rozbitą trumną na prawosławny cmentarz.- Mówią, że dzwigał w cyrku ciężary - opowiada księża gospodyni zAo-maz.- Ee, ciężary? Chudy był przecież i w okularach - przypomina sobiepostać pisarza ksiądz Bakuła, sam rosły i krzepki jak zapaśnik wagiciężkiej.- Chudy, chudy, ale silny! - sprzeciwia się kobieta swemuchlebodawcy.Milkną oboje, każde przekonane o swych racjach.Przez Podlasie przetoczyły się - w pierwszym półwieczu XX wieku -217fronty trzech wojen.Prześladowania i cierpienia unitów przysłoniłynowe bóle i krzywdy, legenda Reymonta ocalała.Nie wspomina sięjednak wędrówki pisarza przez unickie morze łez i krwi, wspominasię Reymontowską ekspedycję z cyrkiem.Najwidoczniej sprawybolesne wyrzucono z pamięci, przetrwała zaś anegdota, baśń, plotka.Niewątpliwie przejazd przez Podlasie w 1909 roku stworzył tutejsząlegendę Reymonta - cyrkowca.Pisarz zatrzymywał się w zajazdach,w tej czy innej plebani, w organistówkach, dworkach i rządcówkach.Spotykał ludzi życzliwych, chętnie podejmuj ących popularnegopisarza, więc swymi opowieściami rewanżował się za gościnę.Wspominał swe cyrkowe wyczyny u Pollera w Krakowie, opowiadałwięc o nich i w okolicach, które wywołać musiały szczególnąnostalgię, wszak przypominały żywo owe cyrkowe epizody.Nikttych opowieści nie zapisał, nie znalazł się bowiem wśród słuchaczyosobnik czujący smak do litery, ale trafiali się ludzie gościnni,którzy przygody niezwykłego gościa i jego przedliterackie wyczynynie tyle spopularyzowali, co nie puścili w niepamięć.218Reymont strażakiemW okolicach Zawichosta, Dwikozów, Czyżowa, Winiar ciągle żywajest legenda o pobycie w tych stronach Władysława Reymonta.Opisał nawet pożar Winiar i śmierć podpalacza! - głoszą znawcylokalnych niezwykłości.Według ich zapewnień podpalacz zostałwrzucony w ogień przez pogorzelców, zginął w płomieniach, choćsam pisarz usiłował go ratować.Był to - bez wątpienia - samosąd.Naszego noblistę zawszeintrygowało wymierzanie sprawiedliwości przez pokrzywdzonych.Jest przecież także autorem mało znanego już dziś opowiadania Sąd,swoistego uzupełnienia powieści Chłopi Tematem utworu jestsamosąd mieszkańców wsi, włościan -jak powiadano wówczas - nadkoniokradami.Reymont posiada w swym dorobku również opowiadanieSprawiedliwie, którego bohater - młody mężczyzna nazwiskiemWinciorek - po ucieczce z więzienia ukrywa się w swej wsi przedcarskimi strażnikami.Urzędnicy zmęczeni nieudolnością strażnikówwyznaczają nagrodę za ujęcie Winciorka - całe 50 rubli.Nagrodakusi miejscowych włościan, decydują się pochwycić swego krajana,choć to przecież człowiek niewinny.Ten traci szansę na wymknięciesię z obławy, w geście rozpaczy podpala wieś, a wieśniacypochwyconego wrzucaj ą w ogień.Reymont był realistą, nie zmyślał, nie fantazjował, jeśli już rzeczopisał, musiał ją widzieć bądz uzyskać informacje od rzetelnegoinformatora.Czy więc widział w Winiarach samosąd nad podpalaczem i czy -jakgłosi lokalna legenda - usiłował pośpieszyć z pomocąnieszczęśnikowi?Opowiadanie Sprawiedliwie opublikowane zostało w roku 1899.Data publikacji upewnia, że tragicznego zdarzenia nie mógł widziećw Winiarach.Do pałacu w Czyżowie, jak też nieodległego dworu wWiniarach, przybył przecież dopiero w roku 1917.Pisze o tym wswym tomie Wspomnień Juliusz Tar-gowski, syn właścicieliCzyżowa i wnuk ziemian z Winiar.Autor Wspomnień w roku 1917219był chłopcem, zapamiętał Reymonta, owszem, opisuje nawet figlepłatane wybitnemu pisarzowi, ale dziełko Targowskiego nieprzynosi jakichś rewelacji o pobycie noblisty w regionienadwiślańskim.Targowski z większą pasją prawi o polowaniach niżo dziełach Reymonta.Niewiele rewelacji o tych odwiedzinachznajdziemy także w opowieści biograficznej Reymont autorstwaBarbary Kocówny.Ta autorka, wybitny biograf naszego noblisty,wspomina jedynie, iż z gościny w Czyżowie zachowały się dwieReymontowskie sentencje wpisane do albumu Anny Mrozińskiej,jedna - z 30 VIII 1917 -brzmi: "Większość życiowych zawodówpochodzi z tego, że młodość nie wierzy, aby się mogła zestarzeć".Iani słowa o pożarach!Ale pożary w pierwszych latach XX wieku, jak i w czasach wojny,wybuchały często.Paliły się chłopskie zabudowania w Winiarachlatem 1917 roku.Mógł być świadkiem tego zdarzenia, choć trudnosobie wyobrazić, aby biegł z wiadrem wody gasić ogień.Miał wtedy50 lat, od dawna nosił okulary, byl korpulentny, miewał zadyszki.Nie mógł też chyba widzieć samosądu w Winiarach, wtedy - o ironio- byłby świadkiem wydarzenia, które już kiedyś opisał! Ale historiaz tragicznym finałem, ze spaleniem podpalacza, mogła i tutaj sięzdarzyć.Było jak było.Nie ulega jednak wątpliwości, że opowieść o odwadze Reymontabyła w regionie Winiar całe lata pielęgnowana.Heroiczna postawapisarza w sytuacji zagrożenia służyła nadwiślańskim nauczycielomza dowód dla uczniów, iż słabym i pokrzywdzonym należy spieszyćz pomocą nawet wobec sprzeciwu silnej gromady, wobec niechęcicałego środowiska.I choćby ze względu na to piękne, głębokohumanitarne przesłanie nie wolno winiarskiej legendy zapomnieć.220Na plebanii w SkarżyskuMiała wrodzone predyspozycje medialne, ale do modnych wjejepoce seansów spirytystycznych przejawiała zawsze odrazę i nigdysię nimi nie zajmowała.Mawiała żartobliwie, że w średniowieczuzapewne spalono byją na stosie.Od średniowiecza upłynęło jednaktrochę czasu, sama wychowana została w środowisku artystycznym0 głębokich tradycjach patriotycznych, a zwłaszcza w kulcie ArturaGrottgera, dawnego narzeczonego matki, Wandy Monne, iprzyjaciela ojca, Karola.Początkowo studiowała malarstwo wMonachium i Petersburgu, lecz wkrótce poświęciła się literaturze.Tak, to Maryla Wolska, wybitna poetka przełomu XIX i XX stulecia.Już w dzieciństwie odkryła, że może wyzwalać i przywoływać scenyoraz obrazy z przeszłości.Wystarczyło jedynie sięgnąć po kręcidło".Owo tajemnicze i zagadkowo brzmiące kręci-dlo to nicinnego jak coraz popularniejsza dziś różdżka.W dzieciństwie krę-cidłem bywał haczyk z pieca, ot, zwykły pogrzebacz.Małoletniemedium szybko porzuciło ten pospolity metalowy przedmiot, awiedzione tajemniczymi prądami i naporami sięgnęło poleszczynowy drążek.Już jako panna, piękna i powabna, stawała nabyle wzniesieniu (mógł to być stołek, schodek, kamień, kretowisko)1-jak sama opowiadała - wierciła" powietrze leszczynową laską.Do tej laski, czy też może pręta, przytwierdzony był nitką kawałekbiałego papieru.Niby nic, niby niewiele, a jednak był to klucz doinnej rzeczywistości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]