[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było też ujęcie z moją babką, którą na fotelu na kółkach podsunięto wprost przed obiektyw.Babka uniosła zdrową rękę, by osłonić oczy przed słońcem.Na innej rolce wujek Dick obejmował ciotkę Laurę podczas ich miodowego miesiąca.Ja na tym filmie gram obiema rękami na nosie i pokazuję język.A później były zdjęcia Dickiego, ujęcie z maleńką Laurel, ale ani jednego ujęcia z Billym.Obejrzeliśmy zawartość szesnastu puszek z taśmami i zajęło nam to ponad trzy godziny.Wtedy po raz pierwszy obejrzałem zdjęcia nakręcone w naszym domu w Stonehurst Hills.Mój tato jest na nich młodszy niż ja w tej chwili, leży na podłodze w wysmarowanej koszuli, z powalanymi, czarnymi rękarni.Po chwili zorientowałem się, że to ta keczupowa krew.Mama i wujek Dick kręcą głowami w zawrotnym tempie, tam i z powrotem, a kamera huśta się i podskakuje.Potem wujek Dick wypada z domu, a za nim zatrzaskują się bezgłośnie nasze wejściowe drzwi z siatką.Wyrzuca broń w dawno już przekwitłe róże i zbiega po stopniach.Widocznie kręcili ten film w tempie ośmiu klatek na sekundę, bo wszyscy podskakują i obracają się jak kukiełki.Samochód rusza jak na wyścigach i niemal natychmiast znika w Church Lane.Filmy kończą się mniej więcej na 1942 roku.Pomogłem wujkowi odstawić projektor i złożyć ekran.Miał w oczach łzy; wciąż śmialiśmy się, fakt, ale nie byłbym pewien, czy były to łzy ze śmiechu.Potem poszliśmy po schodkach do kuchni na lody.Laurel przyniosła właśnie do domu długie sandwicze „submarine”, na moją stanowczą prośbę.Laurel skończyła właśnie średnią szkołę, Upper Darby High School, tę samą co ja, i poszła do pierwszej w życiu pracy - w banku.Bardzo ładna, typ urody odziedziczyła po matce.Wszyscy zaklinali się, że zaraz skonam, jeżeli lody zagryzę sandwiczem „submarine”, ale nie przejąłem się zaklęciem.Kiedyś mógłbym zamieszkać w Filadelfii tylko dla tych sandwiczów.Kiedy byłem mały, nazywaliśmy je „wieprzkami”.Laurel nie zamykają się usta, wciąż pyta o Europę i jak tam żyjemy.Ciotka Laura i wujek Dick martwią się o dzieci, które wychowują się w Stanach.Opowiadają mi o wnuku, małym Dickiem, synu niedawno utraconego Dickiego.Mówią, że ten nowy Dickie to istny diabeł.Martwią się też o jego matkę, młodą wdowę po Dickiem.Chcą, żeby wyszła znów za mąż i jakoś się urządziła.I cóż, cokolwiek by się wydarzyło, wygląda na to, że nic właściwie się nie zmienia.Jak mówią Francuzi: im więcej zmian, tym bardziej jest tak samo.Wciągu ostatnich dwudziestu lat spotkałem się jeszcze z wujkiem Dickiem parę razy.Większość z owych dwudziestu lat spędziliśmy w Europie.Czasem ruszaliśmy na Zachodnie Wybrzeże, odwiedzić rodziców, ale rzadko spędzaliśmy czas na Wschodnim Wybrzeżu.Kiedy wujek Dick wycofał się z pracy i został emerytem, przeniósł się na Brigantine w New Jersey, wysepkę w pobliżu Atlantic City.W 1979 roku moja żona, ja i nasze najmłodsze dziecko wynajęliśmy dom w innej nadmorskiej osadzie przy wybrzeżu Jersey, bardziej na północ, bliżej Nowego Jorku.Parę razy wybraliśmy się do nich w odwiedziny, dwukrotnie ciotka i wujek byli u nas.Miałem wtedy nową kamerę wideo, jedną z pierwszych na rynku, i podczas odwiedzin ustawiliśmy ją kiedyś na statywie i nagrali cały dwugodzinny lunch.Wypadło to zabawnie, owszem, ale nie było tak zajmujące jak tamta czarna krew i mknące samochody.Nasz syn Matt zostawił u nas gitarę, a wujek Dick zgodził się zaśpiewać kilka piosenek.I oto słuchanie go stało się podróżą w machinie czasu.Wujek miał teraz jeszcze lepszy głos, głębszy, brzmiący bardziej miękko.Przyjechała z nimi ich córka Laurel, teraz matka czworga dzieci.Nie wiem, czy ktoś potrafi się pozbierać po stracie dwóch synów, ale jeśli tak, to właśnie ona się pozbierała.I trudno by sobie życzyć lepszego syna niż ten, którym okazał się mąż Laurel dla wujka Dicka i ciotki Laury.W dwa lata później ciotka Laura nagle zmarła.Wybrała się na zakupy, po sukienkę do Wannamakera, i nagle zachwiała się i upadła wprost na podłogę sklepu.Wstrząśnięci byliśmy wszyscy, lecz wujek wyglądał jak zombi.Pobyliśmy u niego trochę.Tym razem już nie namawialiśmy go, by ruszył do Kalifornii, lecz żeby zabrał się z nami i pomieszkał u nas w Paryżu.Miał wówczas siedemdziesiąt siedem lat, chociaż wyglądał na sześćdziesiątkę.Zgodził się, pod warunkiem że znajdzie jakiś kąt dla Bootsa, swego psa.W ostatniej chwili proboszcz jego parafii znalazł kogoś i wszystko się ułożyło.Musieliśmy na lotnisku odebrać dla wujka bilet, a mnie udało się trzy razy objechać plac, zanim trafiłem na miejsce; po prostu nie mogłem sobie poradzić bez Emily w roli pilota.A wujek zapewniał, że ten problem wywodzi się z Whartonowskiej części rodziny.Dowieźliśmy go w końcu do „miasta świateł”, które nas zaadoptowało.Ulokowaliśmy go w gościnnym pokoju na naszej barce mieszkalnej na obrzeżu Paryża.Czuł się zagubiony i bał się zwiedzać to najpiękniejsze na świecie miasto impresjonistów.Braliśmy go ze sobą i pokazywali, jak coś zamówić, posługując się prostą mową znaków i mierząc palcem w menu.Wujek rzeczywiście nauczył się zamawiać proste potrawy czy piwo.Komplikacje pojawiły się dopiero przy zamawianiu drinków z epoki - z wujkowej epoki - a ja nie bardzo umiałem mu pomóc.Wtedy wujek wtajemniczył mnie w sztukę przyrządzania „Les cocktaiłes americaines”.Myślę, że moje zamawianie „Rob Roya” albo szkockiej „straight up” czy „korkociąga” musiało być dla obserwatorów czystą komedią.Ale jakoś sobie radziliśmy.Tuż koło barki, po drugiej stronie ulicy jest kawiarenka znana z tego, że namalował ją Alfred Sisley na obrazie L'inondation de Port Marly, czyli przedstawiającym powódź w Port Marly.Tutaj wujek zawsze dostawał drinka, zapamiętano go i wujek trochę się poduczył francuszczyzny.Tej alkoholowej.Wciąż pokazywałem mu przystojne kobiety „w pewnym wieku”, ale wujek był przekonany, że żadna nawet nie spojrzy na siedemdziesięciosiedmioletniego wdowca.I tu się mylił.Bo widziałem, że są nim zafascynowane, zwłaszcza od kiedy zapuścił kozią bródkę i zaczął nosić jeden z moich beretów.Francuzi wiedzą, że ludzie, jak wina, pięknie się starzeją, pod warunkiem zachowania właściwych procedur
[ Pobierz całość w formacie PDF ]