[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Dlaczego nie brać tego po prostu za stare legendy? Kim jest ten mężczyzna?Cisza.Wszyscy przyglądali się jej badawczo, każdy czekał, aż kto inny się odezwie.Lauren wyglądał na nieco rozzłoszczonego, kiedy wpatrywał się w Rowan.Lily spoglądała na dziewczynę z nieśmiałą podejrzliwością.Wiedzieli, że ich zwodzi.– Ty wiesz, że to nie są stare legendy – wyszeptał półgłosem Fielding.– Ponieważ oni wierzyli w to – powiedziała Gifford, jej podbródek drżał.– Ponieważ robili straszne rzeczy w imię wiary w te głupstwa.– Ale jakie straszne rzeczy? – dopytywała Rowan.– Masz na myśli to, co Carlotta zrobiła mojej matce?– Mam na myśli to, co zrobił Cortland.– Trzęsła się cała, była niemal na granicy histerii.– Oto, co mam na myśli! – Spojrzała na Ryana, potem na syna, wreszcie znowu zwróciła się do Rowan.– Och, tak, Carlotta również.Oni wszyscy zdradzili twoją matkę.Jest tyle rzeczy, o których nie wiesz.– Ciii, Gifford, za dużo drinków – wyszeptała Lily.– Wejdź do środka – powiedział Randall.Ryan wziął żonę pod ramię i nachylony mówił jej coś do ucha.Pierce opuścił swoje miejsce i zjawił się obok niego.Odprowadzili Gifford z dala od reszty gości.Felice szeptała gniewnie do Magdalene, a ktoś na obrzeżu koła usiłował zebrać wszystkie dzieci i skłonić, by odeszły.Mała dziewczynka w fartuszku odezwała się: „Chciałabym wiedzieć.”– Chciałabym wiedzieć – powiedziała Rowan – co oni robili?– Tak, opowiedz nam o Stelli – odezwała się Beatrice, zerkając niespokojnie na Gifford, która łkała teraz na ramieniu Ryana, usiłującego odprowadzić ją jeszcze dalej.– Wierzyli w czarną magię – odpowiedział Fielding.– Wierzyli w trzynaście wiedźm i drzwi, ale nigdy dokładnie nie wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi.– Więc co myśleli? – zapytała Beatrice.– Uważam, że to niesłychanie fascynujące.Opowiedz, proszę.– A ty oczywiście powtórzysz to w klubie – oświadczył Randall.– To się zawsze tak kończy.– Dlaczegóż nie miałabym tego robić? Czy ktoś przyjdzie i spali jedno z nas na stosie?Gifford została zmuszona przez Ryana do wejścia do domu.Pierce zamknął za nimi drzwi.– No, chciałabym się wreszcie dowiedzieć – nalegała Beatrice, wysuwając się o kilka kroków do przodu.– Stella nie miała pojęcia, co to znaczy? A więc kto miał?– Julien – odpowiedział Peter – mój dziadek.Tuż przed śmiercią całą tę wiedzę przekazał Mary Beth.Ale ona spaliła wszystkie notatki, wtajemniczyła jednak Stellę, która tak naprawdę nigdy tego nie zrozumiała.– Stella do niczego nie przywiązywała specjalnej wagi – powiedział Fielding.– Nie, nigdy – potwierdziła ze smutkiem Lilly.– Biedna Stella.Myślała, że życie jest jednym wielkim przyjęciem ze zwariowanymi przyjaciółmi i dużą ilością alkoholu.– Ona po prostu nie wierzyła w to, co jej powiedziała Mary Beth – ciągnął Fielding.– Oto cały problem.Chciała bawić się tym, a kiedy coś poszło źle, była przestraszona i topiła swoje lęki w butelce szampana.Widziała rzeczy, które przekonałyby każdego, a ona ciągle nie wierzyła w drzwi, obietnicę i trzynaście czarownic, aż było za późno, Juliena i Mary Beth zabrakło.– A więc to Stella przerwała łańcuch informacji? – zapytała Rowan.– To chcesz powiedzieć? Przekazywały sobie tę tajemnicę razem ze szmaragdem i całą resztą?– Naszyjnik nigdy nie był tu najważniejszy – odezwała się Lily.– Carlotta zrobiła z tego wielkie halo.Nie możesz trzymać klejnotu od siebie z daleka.Wydaje się, że musi być blisko osoby, która go dziedziczy.To twój szmaragd.Carlotta uważała, że jeśli zamknie naszyjnik w szkatułce, położy kres dziwnym zjawiskom.Stoczyła o to jedną z tych swoich małych wojen.– Carlotta wiedziała, co znaczą drzwi i trzynaście czarownic – powiedział Peter, zerkając lekko nadęty na Fieldinga.– Skąd masz pewność? – To był głos Lauren, dochodzący z pewnego oddalenia.– Carlotta nigdy nie wspomniała o niczym podobnym.– Oczywiście, niby dlaczego miałaby wspomnieć? – odpowiedział Peter.– Wiedziała jednak.Stella powiedziała to mojej matce.Ale Carlotta nigdy nie pomogłaby Stelli, bowiem ta próbowała sprawić, by spełniła się stara przepowiednia, która, nawiasem mówiąc, nie miała nic wspólnego ze zbawieniem i wniebowzięciem.To w ogóle nie o to chodziło.– Kto tak powiedział? – odezwał się ostro Fielding.– Ja tak mówię.– A co ty o tym wiesz? – zapytał miękko Randall z lekkim odcieniem sarkazmu.– Sam Cortland powiedział mi, że kiedy zbierze się trzynaście czarownic, otworzy się przejście między światami.– Między światami! – szydził Peter.– Chciałbym wiedzieć, jaki to ma związek ze zbawieniem.Cortland niczego nie rozumiał, a przynajmniej nie więcej niż Stella.Zorientował się post factum.Gdyby wiedział wcześniej, byłby pomógł Stelli.On tam był.Tak jak ja.– Gdzie? Kiedy? – spytał Fielding pogardliwie.– Nie myślisz chyba o seansach u Stelli? – zapytała Lily.– Stella, wydając swoje przyjęcia, próbowała odkryć znaczenie tego wszystkiego – powiedział Peter.– I ja w nich uczestniczyłem.– Doprawdy? – wtrąciła Magdalene.– Jak mogłeś tam być? – zapytała Margaret Ann.– Przecież to się działo sto lat temu.– Och, nie.To było w 1928 roku – odpowiedział Peter.– Miałem dwanaście lat.Moi rodzice stawali na głowie, żeby mnie nie puścić.Ale poszedłem.I Lauren również.Miała wtedy cztery lata.Lauren łagodnie skinęła głową.Jej oczy wydawały się lekko rozmarzone, jakby przypomniała sobie coś, nie uczestnicząc w dramatyczności chwili.– Stella zgromadziła nas tam trzynaścioro – ciągnął Peter.– Chciała zebrać osoby posiadające moc, pewne właściwości psychiczne, takie jak: umiejętność czytania w myślach, zdolność widzenia duchów, przesuwania przedmiotów.– I jak przypuszczam, potrafisz robić te wszystkie cuda – zadrwił Fielding.– To dlatego ogrywam cię zawsze w pokera.Peter potrząsnął głową.– Nie było tam nikogo, kto umiałby dokonać choćby jednej z tych rzeczy.Oprócz Stelli i Cortlanda, oczywiście, ale nawet on był słabszy od niej.W przyjęciu uczestniczył jeszcze Duży Pierce, który też miał dar, naprawdę miał, ale był młody i całkowicie zdominowany przez Stellę.Pozostali wydawali jej się po prostu najlepsi ze wszystkich Mayfairów.Dlatego właśnie potrzebowała też Lauren.Dziewczyna miała silne właściwości tego rodzaju i Stella nie chciała zmarnować nawet tej niewielkiej szansy.Zebrała nas w rezydencji, aby otworzyć wrota.Uformowaliśmy krąg i skupiliśmy nasze myśli, on miał się wtedy pojawić, zostać wśród nas.Nie byłby już nigdy więcej duchem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]