[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Veronica znała i bardzo lubiła mego ojca.Zresztą mnie też zawsze porusza widok stryja, z tego samego powodu.Chodzi nie tylko o podobieństwo fizyczne, o szczupłą budowę, rysy twarzy i tak dalej; chodzi o gestykulację, o każdy krok, każdy ruch.Mam wrażenie, że póki żyje stryjek Dick, tato jeszcze nie umarł.Ilekroć Ruth i Richie mówią o śmierci swego syna, stryjek drży z bólu i potrząsa głową, jakby wciąż nie mógł tego pojąć ani zaakceptować.Tak samo by reagował mój tato, gdyby się dowiedział, że nie żyje któryś z moich synów, Matt czy Will.i to umacnia mnie w przekonaniu, że przede wszystkim istniejemy poprzez rodzinę.Jesteśmy wtedy pewną całością, złożoną z odrębnych i odmiennych ciał.Jest coś więcej poza tym zadziwiającym podobieństwem do mego ojca.Stryjek Dick to dla mnie jeszcze jeden wzór.Jest tolerancyjnym mężczyzną o miłym obejściu, który pobłaża, a nawet czuje rozbawienie na widok poczynań agresywnej, skorej do dominacji kobiety.Jest to postawa, którą część mego „Ja” odrzuca; raziła mnie u ojca i razi u stryjka Dicka.A zarazem mnie zachwyca - z powodów, które nie mają nic wspólnego z masochizmem.Trudno wyjaśnić tak złożone uczucie.Przypomina podziw, jaki żywi się dla kotki, która toleruje nieustanne napady kociąt na jej własny ogon czy łeb; kotce te ataki sprawiają nawet przyjemność.Oto reakcja całkowicie pozbawiona wojowniczości, przeciwnie, to pełna miłości akceptacja; uległość kotki na równi wynika z pewności siebie, jak i zaufania wobec porządku rzeczy.Aż miło na to patrzeć.Widzę, że ostatnio jakoś zbliżam się do takiej postawy wobec żony, dzieci i wnuków.Bardzo się różni od wcześniejszej, którą praktykowałem przez niemal całe życie.Nie sądzę, żeby ktokolwiek - z wyjątkiem paru indywiduuów - uważał mnie za człowieka kłótliwego, agresywnego czy z góry nastawionego wrogo, ale muszę przyznać, że czasem „kłuję”, kiedy uznam, że ktoś usiłuje mną manipulować lub mnie obrażać.Mam w miarę rozsądne wyczucie osobistego i emocjonalnego terytorium - i umiem tego terytorium bronić.Teraz myślę, że ów impuls osłabł we mnie.Mam wrażenie, że w ludziach takich jak stryjek Dick posiane zostały ziarna swoistej rezygnacji; dla mnie to postawa zupełnie nowa, której, jak myślę, potrzebuję już od ładnych paru lat.9Wujek CharleyCiotka Dorothy była młodsza od mojej mamy o osiem lat.Obowiązek matkowania - jak często się zdarza w dużych rodzinach - przypadł starszej siostrze, czyli mamie.Po to zwalniano ją nawet ze szkoły.I chociaż mama nie znosiła tego niańczenia Dorothy od rana do wieczora, tego ciągłego troszczenia się, pielęgnowania i doglądania, to wytworzyła się między nimi więź podobna do związku matki i córki - i przetrwała do końca.Ciotka Dorothy miała zaledwie szesnaście lat, kiedy poznała i poślubiła wujka Charleya.Nie wiem nawet, jak brzmiało jego nazwisko.Wujek Charley rozwoził węgiel i lód.Był to krępy Irlandczyk, posępny, przystojny, zadziwiająco silny i krewki.Potrafił wnieść po schodach dwa stufuntowe worki na pierwsze piętro, a przynajmniej raz w tygodniu brał udział w bójce na pięści w jakimś barze.Do niektórych barów w południowej Filadelfii przestano go wpuszczać.Mama twierdziła, że te zakazy usiłował przełamywać kolejnymi bójkami.Ciotka Dorothy była brunetką o ciemnych oczach i bardzo jasnej cerze.Trochę przypominała mamę, ale zachowałem ją w pamięci jako kobietę jeszcze piękniejszą i delikatniejszą; może dlatego, że tak młodo umarła.Nawet po ślubie i urodzeniu dzieci ciotka Dorothy wpadała do mamy z dwójką malców, siedziała całe popołudnie, które schodziło na rozmowach i herbacie.Czasami pomagała prasować.Mama opowiedziała później, że ciotka szukała pomocy.Chodziło o wujka Charleya.Kiedy się pobrali, miał dwadzieścia lat.Czasem nie wracał na noc.A czasem nic dawał ciotce pieniędzy.Na prośby odpowiadał biciem.Mama opowiadała, że regularnie upijał się w soboty po wypłacie.Ciotka Dorothy i wujek Charley zamieszkali u mego dziadka.Babka zmarła dwa lata wcześniej.Przypominam sobie pewne niedzielne popołudnie, kiedy właśnie odwiedziła nas ciotka.Tramwajem i autobusem przyjechała aż z Kensington, z dwójką małych chłopców.Słuchałem audycji Gene'a Autry’ego; ciotka Dorothy siedziała w jadalni przy stole, pod stołem bawili się chłopcy, a mama w kuchni robiła obiad.Byłem rad, że malcy są w jadalni, bo na ogół straszliwie hałasowali i bez trudu mogli przekrzyczeć dobiegający z radia głos Gene'a Autry'ego, śpiewającego kowboja.Tato czytał niedzielne gazety.A z rozmowy dosłyszałem, że doktor namawia ciotkę na operację, lecz ciotka się boi.Poza tym wujek Charley, który nie wierzy w lekarzy, zabronił jej wracać do szpitala.Mama przed dwoma laty przeszła histerektomię macicy i teraz zwierzyła się ciotce, że to nic takiego.Opowiedziała, jak podano jej narkozę, po której człowiek już nic nie czuje.Radziła poddać się operacji, bo może rozwinąć się rak, i jeżeli nie zaradzi się teraz, to choroba fatalnie się skończy.Mniej więcej po dwóch tygodniach, po powrocie ze szkoły zobaczyłem mamę z głową obwiązaną mokrym ręcznikiem; stała na schodach, miała spuchniętą, szarą jak popiół twarz, zaczerwienione oczy i płakała.Wyszlochała, że ciotka Dorothy nie żyje.Zmarła na peritonitis.Nigdy nie słyszałem o peritonitis.Pomyślałem, że to jakaś trutka na szczury czy robactwo.Następne dwa dni były okropne.Mama leżała w łóżku.Tato wziął wolne i zajmował się domem.Wujka Charleya aresztowano, ponieważ wbiegł do szpitala z kolcem do lodu i odgrażał się, że zabije lekarza, który zamordował mu żonę.Podobno wykrzykiwał na cały szpital:Zarżnął ją, ale teraz to ja go zadźgam!Trumna stanęła w domu dziadka, w kącie living roomu przy schodach, a ludzie z zakładu pogrzebowego porozkładali krzesełka w living roomie i jadalni.Panował mrok, tylko reflektor przymocowany do poręczy schodów oświetlał ciało w trumnie.Ciotka nawet po śmierci wyglądała na piękność; zdawało się, że to gwiazda filmowa, która tylko gra umarłą.Wujka Charleya zobaczyłem z tyłu pod ścianą, w asyście dwóch policjantów i w kajdankach.Był w czarnym garniturze i białej koszuli, lecz bez krawata.Stał ze spuszczoną głową i zaczerwienioną twarzą - płakał.Do tej pory tylko raz, może dwa, widziałem dorosłego mężczyznę, który płacze.Wujek miał podbite oko i bandaż na głowie.Przed trumną klęczał ksiądz, z którym wspólnie odmawialiśmy różaniec.A ja, trudno i darmo, nie do końca wierzyłem w śmierć ciotki.Raczej spodziewałem się, że ktoś powie: „to tylko kawał”, a potem rozpocznie się huczne przyjęcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]