[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A zrobiłby to z uczuciem wewnętrznego zadowolenia, jakie daje cnota.Z tym wszystkim życie jego było wyrzeczeniem, odosobnieniem, surową czystością obyczajów, bez najmniejszej rozrywki.Był to niezłomny obowiązek, policja, ale policja pojęta tak, jak Spartanie pojmowali Spartę, bezlitosne czyhanie, niezłomna uczciwość, szpicel z marmuru, Brutus w ciele Vidocqa*!Cała postać Javerta wyrażała człowieka, który śledzi i który sam jest nieuchwytny.Mistyczna szkoła Józefa de Maistre, która w owym czasie przyprawiała wzniosłą kosmogonią tak zwane dzienniki ultrarojalistyczne, stwierdziłaby bez wątpienia, że Javert jest symbolem.Nie widać było jego czoła, osłoniętego kapeluszem; nie widać było oczu, ocienionych brwiami; nie widać było brody, ginącej w kołnierzu; nie widać było rąk, schowanych w rękawach; nie widać było laski, ukrytej pod surdutem.Ale gdy nadeszła stosowna chwila, nagle, jak z zasadzki, wyłaniało się z tego cienia kanciaste i niskie czoło, złowieszcze spojrzenie, groźnie wysunięty podbródek, ogromne ręce i olbrzymia pałka.W wolnych chwilach, których zresztą miał niewiele, czytywał, choć nie cierpiał książek; dzięki temu nie był zupełnym nieukiem.Można to było poznać po pewnej przesadzie w jego mowie.Wspomnieliśmy już, że nie miał żadnych nałogów.Gdy był z siebie zadowolony, pozwalał sobie na niuch tabaki.To była jego jedyna ludzka cecha.Nietrudno pojąć, że Javert był postrachem tych wszystkich, których coroczna statystyka Ministerstwa Sprawiedliwości umieszcza w rubryce: “Ludzie bez stałego zajęcia".Imię Javerta wzbudzało wśród nich popłoch; na widok twarzy Javerta kamienieli ze zgrozy.Taki był ten człowiek straszliwy.Javert był jakby okiem wpatrzonym stale w pana Madeleine, okiem pełnym podejrzeń i domysłów.Pan Madeleine spostrzegł to w końcu, ale zdawało się, że go to nic nie obchodzi.Nie zadał nawet Javertowi żadnego pytania, ani go szukał, ani unikał; i znosił ten wzrok tak uporczywy, że aż ciężki prawie, obojętnie, jakby nie zwracał na niego uwagi.Traktował Javerta tak jak wszystkich ludzi - ze swobodą i życzliwością.Z paru słów, które wymknęły się Javertowi, domyślano się, że z zawodową ciekawością - w której tyleż samo mieści się instynktu, co świadomej chęci - szukał potajemnie śladów przeszłości ojca Madeleine.Zdaje się, że wiedział, i czasem półsłówkami dawał do zrozumienia, iż pewna osoba zbierała pewne wiadomości w pewnej okolicy o pewnej zaginionej rodzinie.Raz nawet zdarzyło mu się głośno powiedzieć do siebie: “Coś mi się zdaje, że go mam!" Potem chodził przez trzy dni zamyślony, nie mówiąc ani słowa.Widocznie zerwała się nić, którą trzymał w ręku.Zresztą - i to jest zastrzeżenie niezbędne dla złagodzenia zbyt może jaskrawego sensu niektórych słów - nie może być w człowieku nic naprawdę nieomylnego i cechą instynktu jest właśnie to, że daje się zmylić, omamić, oszukać.W przeciwnym razie instynkt przewyższałby rozum i zwierzę byłoby bardziej światłe niż człowiek.Zupełna swoboda i spokój pana Madeleine wyraźnie zbijały z tropu Javerta.Jednakże pewnego dnia dziwne jego zachowanie wywarło pewne wrażenie na panu Madeleine.Opowiemy zaraz, w jakich okolicznościach.VIOjciec FaucheleventPewnego ranka pan Madeleine przechodził nie brukowaną ulicą miasteczka.Nagle usłyszał hałas i zobaczył niedaleko gromadę ludzi.Podszedł do nich.Okazało się, że przed chwilą dostał się pod koła swojego wozu pewien starzec, nazwiskiem Fauchelevent, a koń zaprzężony do wozu upadł.Ów Fauchelevent należał do nielicznych już w owym czasie wrogów pana Madeleine.Kiedy pan Madeleine przybył w te strony, Fauchelevent, dawny pisarz sądowy, wieśniak z pewnym wykształceniem, trudnił się handlem, ale źle mu się wiodło.Fauchelevent widział, jak prosty robotnik dorabia się, podczas gdy on, gospodarz, popada w biedę.To obudziło w nim zazdrość, nie pomijał więc żadnej sposobności, aby szkodzić panu Madeleine.Potem przyszło bankructwo i starzec, samotny zresztą i bezdzietny, któremu pozostał tylko koń i wóz, musiał zarabiać na życie jako woźnica.Koń miał złamane obie nogi i nie mógł wstać.Starzec dostał się pod koła.Upadek był tak niefortunny, że wóz całym swoim ciężarem przygniatał mu piersi.Wóz był dość ciężko naładowany.Ojciec Fauchelevent jęczał rozpaczliwie.Usiłowano go wyciągnąć, ale na próżno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]