[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy zamykała oczy; sądziła, że wszystko się skończyło, że ją213stracono w omdleniu i że szpetny duch kierujący jej losem pochwycił ją i uniósł.Nie śmiała musię przypatrywać i poddawała się jego woli.Lecz kiedy potargany i zdyszany dzwonnik złożył ją w celi przeznaczonej dla szukającychschronienia, kiedy uczuła, że jego ogromne łapy ostrożnie rozwiązują powróz, który wpijał się jejw ramiona, Esmeralda doznała nagle takiego wstrząsu, jaki budzi pasażerów statkuprzybijającego do portu wśród ciemnej nocy.Zwiadomość jej również budziła się stopniowo.Zobaczyła, że jest w katedrze Marii Panny; przypomniała sobie, że wyrwano ją z rąk kata, żeFebus żyje i że już jej nie kocha; te dwie myśli zjawiły się jej równocześnie, a druga nasyciłapierwszą taką goryczą, że biedna dziewczyna obróciła się ku Quasimodo, który stał koło niej, ichoć go się bała, tak mu rzekła: Po co mnie uratowałeś?Spojrzał na nią boleśnie, jakby usiłował odgadnąć, co powiedziała.Powtórzyła pytanie.Awtedy rzucił jej spojrzenie pełne głębokiego smutku i uciekł.Zdziwiła się.Powrócił wkrótce, niosąc węzełek, który jej rzucił do stóp.Była to odzież złożona dla niej naprogu kościoła przez litościwe niewiasty.Spojrzała wtedy na siebie, zobaczyła, że jest prawienaga i zaczerwieniła się.%7łycie wracało.Quasimodo jakby zrozumiał jej wstyd.Zakrył oko swą szeroką dłonią i znów oddalił się, tymrazem powolnym krokiem.Ubrała się spiesznie.Dano jej białą sukienkę i biały welon.Był to strój postulantki od sióstrmiłosierdzia z Bożego Domu.Zaledwie skończyła, kiedy znowu ujrzała Quasimodo.Pod jedną pachą dzwigał kosz, poddrugą siennik.W koszu znajdowała się butelka, chleb i nieco żywności.Postawił kosz na ziemi irzekł: Jedz!Położył siennik na posadzce i rzekł: Zpij!Dzwonnik przyniósł jej swój własny obiad i swoje własne posłanie.Cyganka spojrzała nań i chciała mu podziękować, ale nie mogła wymówić ani słowa.Biedakbył rzeczywiście okropny.Zadrżała z przerażenia i spuściła głowę.Wtedy odezwał się Quasimodo: Boisz się mnie.Jestem bardzo brzydki, prawda? Nie patrz na mnie, ale posłuchaj! Przez całydzień musisz tutaj siedzieć.W nocy możesz sobie chodzić po całym kościele.Ale nie wychodz zkościoła ani w dzień ani w nocy.Bo zabiliby cię, a ja bym umarł.Wzruszona, podniosła głowę, żeby mu odpowiedzieć.Znikł.Znów była sama; zamyśliła sięnad dziwnymi słowami tej poczwarnej istoty, zastanowił ją ton jego głosu, który był takskrzeczący, a zarazem tak tkliwy.Potem rozejrzała się po swojej celi.Była to izdebka o powierzchni sześciu stópkwadratowych, z okienkiem i drzwiami wychodzącymi na nieco pochyły dach z płaskichkamieni.Rynny w kształcie zwierząt jakby umyślnie wychylały się zewsząd i wyciągały szyje,żeby ją zobaczyć przez okienko.Za okapem dachu widziała kominy, czubki tysięcy kominów,które aż do jej oczu przynosiły dymy wszystkich ognisk Paryża.Smutny widok dla ubogiejCyganki, znajdy skazanej na śmierć, nieszczęśliwego stworzenia bez ojczyzny, bez rodziny, bezdomu.Kiedy tak z większym niż kiedykolwiek bólem pomyślała o własnej samotności poczuła, żejakaś kudłata i brodata głowa wsuwa się między jej dłonie, na jej kolana.Zadrżała (bała się terazwszystkiego) i spojrzała.Była to biedna kózka, zwinna Dżali, która w ślad za nią uciekła, kiedy214Quasimodo rozpędzał pachołków Charmolue, a teraz łasiła się do jej nóg już chyba od godziny,nie mogąc się doprosić choćby spojrzenia.Cyganka zasypała ją pocałunkami. O Dżali! mówiła widzisz, zapomniałam o tobie! A ty wciąż o mnie myślisz.O, ty umieszbyć wdzięczna!I w tejże chwili, jakby jakaś niewidzialna ręka uniosła ciężar, który już od tak dawna dławiłłzy w jej sercu, rozpłakała się i razem ze łzami spływało to, co było najbardziej piekące i gorzkiew jej bólu.Kiedy się ściemniło, noc wydała jej się taka piękna, światło księżyca tak łagodne, że ponajwyższej galerii obeszła dookoła cały kościół.Doznała dziwnej ulgi, bo tak bardzo spokojnawydała się jej ziemia oglądana z tej wysokości.IIIGAUCHYNazajutrz rano budząc się spostrzegła, że spała.Zdziwiło ją to niezmiernie.Już od tak dawnaodwykła od snu! Wesoły promień wschodzącego słońca wpadał przez okienko i muskał ją potwarzy.Lecz razem ze słońcem ujrzała w oknie coś, co ją przeraziło nieszczęsną twarzQuasimodo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]