[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przynajmniej do Orleanu, bo jadącemu na południe podróżnikowiOrlean był po drodze.Wyglądało, że na tę jego decyzję wpłynęła obecność Weroniki.Nie krył się z tym.Twierdził, że już dawno nie miał okazji obcować z kobietami. Człowiekowi potrzebny jest kontakt z pięknem  powiedział szarmancko.Markiz nie był zadowolony.Bał się, że ten gadatliwy Anglik zamęczy ich ciągłymkomentowaniem wszystkiego.Zdawał sobie jednak sprawę, że Burling rozładowujeswoją obecnością rosnące napięcie, a więc w pewnym sensie jest im potrzebny.Na śniadanie oberżysta podał gotowane warzywa i majonez.Pewnie chciał w tensposób dogodzić lepszemu towarzystwu i zatrzeć złe wrażenie, spowodowane jegowczorajszym niegrzecznym zachowaniem wobec Anglika. Czy wiecie, że majonez, który uchodzi za króla sosów, wymyślił sam wasz kardy-nał Richelieu?  zagadnął Burling. Jest to jedna z wielu rzeczy, dzięki której szanujęFrancję i Francuzów.U nas majonez jest jeszcze nieznany. Przyrządzanie majonezu zawsze mnie zadziwiało  powiedział Markiz. Bierze się jajko. %7łółtko  poprawiła go Weronika nieśmiało.31  Tak, ma pani rację, żółtko, i powoli dolewa się oliwy.Trzeba to robić równomier-nie i cały czas ucierać.%7łółtko jest żółte, oliwa przezroczysta, a z ich połączenia powstajezupełnie nowa substancja o zupełnie innym kolorze i konsystencji niż jej składniki.Czynie jest to maleńki cud? Czy nie działają tu inne siły niż proste zasady dodawania i łą-czenia? Niepotrzebnie pan komplikuje sprawę, Markizie  powiedział Burling. Nawetw takich błahych, codziennych sprawach uwidaczniają się u pana metafizyczne skłon-ności.Powstawanie majonezu można wytłumaczyć naukowo, trzeba tylko znać zacho-dzące w czasie ucierania procesy chemiczne.Przykro mi, że nie jestem chemikiem, aleprzypuszczam, że ważne jest, iż w trakcie łączenia się jajka i oliwy, czyli dwóch odmien-nych składników o ściśle określonych cechach jakościowych, dochodzi trzeci czynnik ucieranie.Ten czynnik, ruch czy może ciepło powstające podczas ucierania, powo-duje zmianę jakości podstawowych substancji.Zachodzą jakieś tam procesy, którychja, niestety, nie umiem nazwać, i w ich wyniku powstaje nowa substancja, która nie jestprostą sumą, zwykłą mieszaniną, ale jakby wypadkową jajka i oliwy. To nie jest żadne wytłumaczenie:  Jakieś tam procesy  oburzył się Markiz bo cała rzecz polega właśnie na tym, jakie to są procesy.Może uczestniczy w nichBóg albo tym tajemniczym procesem jest Demon Majonezu. Pan żartuje. Wcale nie żartuję.Pokazuję panu tylko, że pańskie  procesy i mój Demon todwie niewiadome.Dwa sposoby wytłumaczenia tego, czego nie wiemy.Dlaczego pro-cesy mają być lepsze od Demona? Procesy są pojęciem naukowym.To znaczy, że można je zbadać, zobaczyć, prze-widzieć i opisać. Czyli w jakiś sposób ich doświadczyć? Tak.Empiria  oto właściwe słowo  ucieszył się Anglik. A gdyby się okazało, że wielu ludzi widziało Demona Majonezu, jak strasznyi żółty unosi się nad jajkiem i oliwą. Drogi Markizie, nie wiedziałem, że się pan tak lubuje w nonsensach  powie-dział Anglik naburmuszony i zakończył rozmowę.Burlingowi, który jechał konno przy powozie, wcale nie przeszkadzało, że Gauchejest niemową.Zasypywał siedzącego na kozle chłopca opowieściami z życia Londynu.Gauche uśmiechał się i potakująco kiwał głową. Jak się pani dziś czuje?  zapytał Markiz Weronikę w powozie. Dziękuję.Wyspałam się, śniadanie było smaczne i rada jestem, że się ochłodziło odpowiedziała konwencjonalnie. Myślę, że pani przyjaciel wyjechał już z Paryża i dogoni nas niebawem.Nie masię czym martwić.32 Weronika uśmiechnęła się z wdzięcznością. Nie martwię się.Będzie to, co ma być  powiedziała i Markiz umilkł.Jechali zieloną równiną.Tu i tam widać było małe winnice.Mijali wieśniaków nawozach i konnych podróżnych.Droga do Orleanu należała do bardziej uczęszczanychszlaków.W południe zaczął siąpić deszcz i Burling natychmiast to wykorzystał, żebyprzesiąść się do powozu.Konia przywiązał luzno z tyłu.Usiadł koło Weroniki i zabrałsię do swojej tabaki. Myślałem o tym majonezie i obiecuję, że po powrocie zajmę się dokładnie bada-niem procesu łączenia się jajka i oliwy. To musi pan wiedzieć, że majonez nie zawsze się udaje  odezwała się Weronika. Kiedy kobieta bierze się do ucierania majonezu w czasie swojej miesięcznej niedy-spozycji, może być pewna, że sos się nie uda. Niech mi pani nie mówi, że pani w to wierzy  obruszył się Burling. Wierzę, bo sprawdziłam.Empiria  jak pan to nazywa. Przypadek. Ja nie wierzę w przypadek  włączył się Markiz. Określenie czegoś mianemprzypadku wypływa z nieumiejętności wytłumaczenia tego w inny, bardziej przekony-wający sposób.To właśnie wyraz bezradności wobec zgłębienia tajemnicy tych pań-skich  procesów. A czy sądzisz, że one w ogóle są poznawalne?  zapytał de Berle. Myślę, że tak.Ale wiem też, że narzędziem ich poznania niekoniecznie musi byćrozum. Ha, wiem, objawienie!  wykrzyknął Burling. To czysty mistycyzm, drogipanie.Magia. Magia i rozum  to dwie zupełnie różne drogi poznania i każda z nich ma zanic tę drugą.Może prawda leży, jak zwykle, gdzieś pośrodku. Nie można łączyć zabobonu z racjonalnym myśleniem  zaprotestowałBurling.Markiz zastanowił się chwilę i powiedział: Można by sobie wyobrazić, że poznanie, o którym mówimy, jest jak drzewo.Magowie rozumieją jego korzenie, ale nie pojmują gałęzi.Ludzie nauki zaś, tacy jak pan,panie Burling, odwrotnie  rozumieją jego koronę, ale nie potrafią zrozumieć korzeni,i nauka nie potrzebuje magii, a magia nauki.Ale zwykłym ludziom potrzebne są obie. Dobrze powiedziane  zakończył Burling.Prawdziwy cel podróży Markiza i de Berle a miał pozostać tajemnicą dla Weronikii Anglika, toteż obaj zgrabnie omijali ten temat, a kiedy Burling zapytał ich o to wprost,wymyślili na poczekaniu wersję o bliżej nieokreślonej misji handlowej.Burling przy-jął to wyjaśnienie i nie dopytywał się więcej.Natomiast Weronika łudziła się nadal.Wiedziała, że misja handlowa to kłamstwo, bo przecież w tym wszystkim chodziłoo jedno  o jej ślub z kawalerem w romantycznej scenerii Pirenejów.33 Markiz i de Berle wydawali jej się trochę dziwni.Nie byli to mężczyzni, jakichznała.Nie uwodzili jej, nie traktowali nawet jak kobietę.Trzymali się wyraznie na dy-stans, a ich zachowanie wobec niej było pełne grzecznej wyższości.Nie bardzo wiedzia-ła, czego od niej oczekują, jaka ma być.Czasem patrzyła na nich jak na potencjalnych kochanków.De Berle był niewątpli-wie przystojniejszy, ale nie czuło się w nim tych soków, które nasycają życie tak, że toczysię gładko i naturalnie.Jego męskość była nieco obojnacza.Wycofywał się przy każdymsłowie dotyczącym ciała, miłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl