[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z całej siły nacisnęła guzik.W domu rozległ się przeraźliwy dźwięk.Ewa zerwała się z tapczanu.Dzwonek zadźwięczał po raz pierwszy, Myszka jeszcze nigdy dotąd go nie użyła.— Coś się stało… Coś złego… — myślała, pędząc w panice po schodach.Wspinając się na strych, dostrzegła kątem oka, że Adam uchyla drzwi od gabinetu, lecz zaraz głośno je zamyka (aby uchylić ponownie, gdy znikła na schodach).Wpadła na strych.Spowijała go ciemność.Myszka tkwiła tu, nie zapalając żarówki?, chyba że ją zgasiła, i ta nagła, przedziwnie czarna ciemność eksplodowała jej krzykiem.Ewa jeszcze nigdy nie widziała czerni tak doskonale czarnej, tak głębokiej, pochłaniającej wszelkie światło.— Myszka… — szepnęła niepewnie, nie umiejąc znaleźć kontaktu.Miała uczucie, że znalazła się w innym wymiarze; gdzieś zapodział się strych i złożone na nim sprzęty; zniknęły ukośne ściany ograniczające przestrzeń.Poczuła ruch powietrza i czyjąś niewidoczną, groźną obecność.— Myszka… — szepnęła jeszcze raz, ale głos uwiązł jej w gardle jak wielka, dusząca kula.Powoli ulegała tej samej panice, co przed chwilą jej córka.— Maaa… — odpowiedziała grubym głosem Myszka i Ewa odetchnęła.W każdym razie dziewczynka tu jest, cała, zdrowa i nie krzyczy.Zatem to tylko jakiś zwykły, niczym nie uzasadniony lęk.— Nie mogę znaleźć kontaktu — powiedziała, starając się, by zabrzmiało to jak najspokojniej, gdyż miała wrażenie, że kontakt zniknął.Razem ze ścianą.Miała uczucie, że stoi oblepiona czernią jak pajęczą siecią, niezdolna do ruchu, nie mając przed sobą nic poza nieskończoną i niewidoczną przestrzenią.— Neeee baaa…ć — powiedziała nagle Myszka i w tej samej chwili strach spłynął z Ewy jak woda.Niemal czuła, jak zsuwa się po niej coraz niżej i niżej, i wreszcie kryje się koło jej nóg, gdzieś w szparach podłogi.— Myszka, ale napędziłaś mi strachu — powiedziała z wyrzutem, a jej ręka sięgnęła do kontaktu.Jak mogła go wcześniej nie znaleźć? Przecież był w tym samym miejscu.— Coś się stało?— Neeeee — odparła dziewczynka.Rozbłysła żarówka i strych znowu stał się miejscem zwykłym i bezpiecznym.Ewa podsunęła sobie stary taboret, wspięła się i otwarła okno w dachu.— Wywietrzymy — wyjaśniła.Miała klaustrofobiczne odczucie, że nadal unosi się tu duszny, dławiący zapach strachu.Jej i Myszki.A przecież musiało to być złudzenie.Myszka krzyczała bez powodu, skoro teraz jest tak spokojna.Do pomieszczenia wdarło się świeże wieczorne powietrze.Nad ich głowami, w prostokącie okna, zamigotały gwiazdy.— Jak ładnie — westchnęła Ewa.Wieczorną ciszę przerwał nagle dźwięk dobiegający sprzed domu.Cichy pisk.Nie, nie pisk… Płacz?— Coś płacze przed domem? Chodź, sprawdzimy — powiedziała Ewa, podając rękę Myszce.Zeszły po schodach i wyszły przed dom.Właśnie zapalały się kolejne uliczne lampy, a wraz z nimi kuliste ogrodowe światła, rozjaśniając mrok trawnika.Coś niewielkiego uciekało przed nimi, wraz z cieniem uchodzącego mroku, który niechętnie ustępował miejsca sztucznemu światłu.Coś małego, co przed chwilą płakało.Nie, to nie był płacz…— Koooo…t — powiedziała Myszka i jej twarz rozjaśnił nagły, ufny uśmiech.— Kici… kici… — zawołała Ewa półgłosem i z cienia wyłonił się mały, piszczący kociak.Szedł niepewny, wystraszony i kogoś szukał.Kogo? Matki? Bezpiecznego miejsca? Domu?— Daaaa… — powiedziała Myszka tonem nie znoszącym sprzeciwu.Tak mówiła wtedy, gdy bardzo czegoś chciała.Tak mówiła, gdy w razie odmowy gotowała się do okropnego krzyku, którym potwierdzała bezwzględność żądania („reakcje dzieci z DS bywają nieprzewidywalne, lecz na ogół bardzo gwałtowne”).— Kici, kici… — wyszeptała znowu Ewa, a mały kociak szedł ku nim powoli, na sztywnych, wyprężonych z niepokoju łapkach, aby w ostatniej chwili otrzeć się miękko o stopy Myszki.Dziewczynka przykucnęła i pogładziła go.Kociak zamruczał.Ręka Myszki dotykała go tak delikatnie, że Ewa się zdziwiła.„Ten kot nauczy ją, czym jest dotyk”, pomyślała i schyliła się, by wziąć stworzenie na ręce.Ale Myszka była szybsza.Ruszyła w stronę otwartych drzwi, wołając kociaka:— Oć, oć… Oć, oć…Kociak szedł za nią z gracją, ocierając się o jej nogi, to wybiegając przed nią, to przystając, by poczekać, aż się z nim zrówna.We troje weszli do kuchni: Ewa, Myszka i kot.W kuchni już ktoś był.Adam.Rzucił im szybkie spojrzenie, ale nic nie powiedział, skupiony na wykonywanej czynności.Smarował tosty pastą z łososia.Nie widział kota.Świadomie nie patrzył w dół, by nie patrzeć na Myszkę.„Zawsze tak robi.Patrzy ponad jej głową”, pomyślała Ewa.Kot wyczuł zapach jedzenia i gwałtownie, wbijając drobne, lecz ostre pazury, wspiął się po jego nodze.— Auuu! — wrzasnął Adam i strząsnął z siebie stworzenie, energicznie podrywając się ze stołka.Kociak, odrzucony kopnięciem, zatoczył w powietrzu łuk i wydając z siebie dziecięcą skargę, opadł na wykafelkowaną podłogę.Uderzył głową o szafkę i znieruchomiał.Myszka też znieruchomiała.Ewa wydała stłumiony okrzyk, lecz zaraz umilkła, patrząc z przestrachem na córkę.Lada moment spodziewała się przeraźliwego wrzasku, tego nieludzkiego wycia, wobec którego była bezradna i pełna winy, gdyż nie umiała mu przeciwdziałać.Lecz Myszka tkwiła w miejscu jak słup soli, z otwartą buzią, wpatrzona w nieruchome, a przed chwilą tak pełne gracji ciało kociaka.Strużka śliny ciekła jej po brodzie.Z nosa kapało.Jej oddech przypominał sapanie małej lokomotywy.„Ona zaraz coś zrobi…”, przeraziła się Ewa.„Zrozumie, że kociak nie żyje, i zrobi coś strasznego… Pierwszy raz widzi śmierć.I to tak głupią i niepotrzebną śmierć.Gdybym zostawiła tego kota tam, na trawniku, nie byłoby tego nieszczęścia.Może byłby głodny, aleby żył.Człowiek to nieodpowiedzialna istota, wszelkie żywe stworzenia powinny schodzić mu z drogi…”Nagle przypomniała sobie cytat z Genesis.I ten, i inne miała w pamięci od czasu, gdy przez dwa długie lata codziennie czytała Myszce Księgę.Wciąż znała każde zdanie z tych śpiewnych, rytmicznych strof.Teraz, ku własnemu zdumieniu, coś nakazało jej powiedzieć głośno i wyraźnie:— „I panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebieskim, i nad wszelkim zwierzem na ziemi…”— Neee… neeee… oć, oć — powiedziała nagle Myszka.Adam stał zesztywniały, z tostem w ręce.Ewa, jak aktorka na scenie, wypowiedziała swoją kwestię i też znieruchomiała.Bezwładne szarobure ciało kota leżało na zimnej podłodze.Z głowy stworzonka wyciekała strużka krwi.— Oć… oć… — powtórzyła Myszka, patrząc nie na kociaka, ale gdzieś w górę, nie wiadomo gdzie.Na sufit? Ewa widziała tylko białka jej wzniesionych do góry oczu.„Kogo ona woła? I dlaczego tak dziwnie wygląda?”, zaniepokoiła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]