[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Powiedział wszystkim, że pobierzemy się w dniu, w którym będę w staniezmieścić się w tę suknię.Oczy Sabriny napełniły się łzami gniewu i współczucia.- A to drań! Mam nadzieję, że wujek Willie posłał go gdzie pieprzrośnie!- Przez chwile wszyscy milczeli.Potem skoczyli na równe nogi izaczęli składać gratulacje.Nawet Stefan nie potrafił spojrzeć mi w oczy.To był najdłuższy wieczór w moim życiu.Zdołałam149uśmiechać się podczas kolacji, lecz zaraz potem uciekłam do swojegopokoju.- Mam nadzieję, że napisałaś temu draniowi list i udzieliłaśreprymendy!- Zwymiotowałam - powiedziała ascetycznie Enid.- Potem zjadłamcałe pudełko czekoladek.W dniu, w którym ukazało się w gazecieogłoszenie o naszych zaręczynach, zjadłam całego indyka, któregokucharz przygotował na kolację.- Na jej twarzy pojawił się smutny,triumfalny uśmiech.- Po trzech tygodniach nie mogłam zmieścić się jużw moje własne suknie, a co dopiero w suknię, która wybrał Philip.Więc,pełen wstrętu, zerwał nasze zaręczyny - jej oczy zaświeciły blaskiemzażartej dumy.- Ale czegoś się przez te tygodnie nauczyłam.Dowiedziałam się, że są na świecie mężczyźni, dla których kobieca tuszanie stanowi problemu.Roznosiciele.Fryzjerzy.Blask w jej oczach zbladł.- Kiedy mój ojciec złapał mnie na biurku ze swoim własnymadwokatem, wygnał mnie do Szkocji, by sprawa odrzucenia mnie przezPhilipa ucichła.Sabrina przełknęła głośno ślinę, zszokowana szczerym wyznaniemkuzynki.Pogłaskała pokryty meszkiem policzek Enid.- Oh, Enid.Tak mi przykro.- Całe życie mówiono mi, jaka to bym była ładna, gdybym nie byłataka gruba.- Ale ty nie jesteś gruba.- Posłusznie zaprotestowała Sabrina.Jesteś.Enid przyłożyła dwa palce do jej ust.- Gruba.Nie pulchna.Nie puszysta.Gruba.A Ranald jest jednym ztych mężczyzn, którzy mimo to uważają mnie za ładną - na jej policzkachpojawiły się różowe plamki i Sabrina wyczuła, że Enid chce coś jeszczepowiedzieć.- Kiedy wyraziłam obawę, że mogę zmiażdżyć go wmiłosnym uniesieniu, zaśmiał się i powiedział, że mężczyzna, który niemoże poradzić sobie z taką wspaniała dziewczyną, nie zasługuje na mianoprawdziwego mężczyzny.Sabrina miała w głowie tysiące pytań, które chciała zadać kuzynce,lecz było jej wstyd, że nie pozwoliła jeszcze swojemu150mężowi, by nauczył ją na nie odpowiedzi.Enid siadła sztywno woczekiwaniu na reakcję Sabriny.Sabrina schowała cienki kosmyk włosów za jej ucho kuzynki.- Nie uważam, żebyś była ładna.- Sabrina uśmiechnęła się, a oczyEnid pociemniały.- Uważam, że jesteś piękna.Sabrina padła w otwarte ramiona Enid.Ich płaczliwy uścisk zostałprzerwany przez mrożący krew w żyłach krzyk Enid.Drżącymi rękamiwskazała na ścianę za plecami Sabriny.Trzymając się za ucho, Sabrinaodwróciła się i zobaczyła na ścianie ogromnego, czarnego żukasiedzącego nieruchomo na ścianie za łóżkiem.Jego czułki zadrżały naznak przerażenia.Wybuchła śmiechem.Gdy ich oczy spotkały się, obie zaczęły dzikochichotać, zdawszy sobie sprawę, że Enid miała w sobie wystarczającodużo odwagi, by ujarzmić w łóżku dzikiego górala, a jednak wciąż mdlałana widok bezbronnego robaczka.Drzwi otworzyły się z trzaskiem.Stała w nich spragniona podnietbanda MacDonnellów.Wpatrywali się w zmieszane miny dwóchprzytulonych do siebie kobiet, wyjących ze śmiechu.Ich pełne osłupieniaminy wywołały w Sabrinie i Enid kolejna falę śmiechu.Stary mężczyzna, zupełnie łysy nie licząc siwego kosmyka naduchem, podrapał się w święcącą głowę:- A niech mnie! Nigdy nie wiesz, w którym łóżku znajdziesz dwiemłode pannice.A mówią, że to my, MacDonnellowie, jesteśmy napalonązgrają!151Rozdział 12Sabrina wybrała następną noc, by nauczyć swojego męża gry wszachy i wyłożyć mu jej wszystkie zawiłości.Nie mrugnęła nawet, gdyMorgan uderzył pięścią w szachownicę i porozrzucał stojące na niejpionki we wszystkie kąty komnaty.Ciężko wzdychając, uklękła i zaczęłazbierać je i wkładać w fałdę swej spódnicy.To był już trzeci raz, gdyprzewrócił planszę i po raz kolejny musiała mu tłumaczyć, na czympolegają ruchy gońca czy wieży.Morgan chodził po komnacie, stawiając nerwowe kroki z rękązaciśniętą wokół przedmiotu swojej pogardy.- Jak? - grzmiał.- Jak król może być tak bezsilny? Nie ma honoru? Anidumy? Gdzie tu chwała jeśli chowasz się za damską spódnicę?Pugsley rozprostował swoje małe łapki, przewrócił się na posianiuobok paleniska i ziewnął.- Nie rozumiesz.- Sabrina wyciągnęła nieszczęsnego skoczka z ognia.- Król jest najważniejszym graczem na szachownicy.Możesz grać bezdamy, ale nie możesz grać bez króla.Kiedy król zostanie schwytany, grasię kończy.Musi być chroniony wszystkimi możliwymi sposobami.- Chroniony? Czym? Bandą głupich pionków i zwykłą kobietą? C o zniego za wódz? Powinni go ukamienować i wykluczyć z klanu.- Byzobrazować treść swoich słów, Morgan cisnął tchórzliwym monarchą wogień.Pugsley złapał pionek i zaczął szarpać go swoimi bezlitosnymiszczękami.Sabrina przewróciła oczami, gdy Morgan w zamyśleniu pomagał jejodwracać szachownicę na drugą stronę.Zwykłą kobietę? Wiele było w historii kobiet, które poświęcały swojeżycie, by bronić innego.Weźmy chociażby twoją królową, Marię.Morgan trzasnął pięściami w stół.152- A czyja to głowa została strącona dla twojej królowej Elżbiety?Sabrina rzuciła wieżą o podłogę.- Ona nie była moją królową Elżbietą.Jestem tak samo szkocka, jak ity, Morganie MacDonnellu.- Więc czemu gadasz jak cholerny Angol?Stali naprzeciw siebie oparci rękami o stół.Ich nosy prawie sięstykały.Sabrina wstrzymała oddech, gdy wzrok Morgana opadł na jejusta.Jego oczy miały miętowy kolor deszczowej kropli zawieszonej nanowym liściu.Jego wzrok zahipnotyzował ją na moment, po czymprzeniósł się na szachownicę.Uniósł pełną wdzięku, ciemna figurkędamy.Jego głos złagodniał, wyzbywając się gniewnej nuty.- Kobiety to delikatne istoty.Kruche.Łagodne.Stworzone przezBoga, by je chronić przed surowością tego świata.Sabrina skupiona była na jego rękach, niesamowicie wielkich,niesamowicie delikatnych, pieszczących półprzezroczysty jaspis.Widziała już kiedyś, jak jego ręce poruszają się z taką gracją, gdy dotykałpłatków róży Belmont tuż przed tym, jak się złamała.- Do mężczyzny należy opieka nad nią.I wielbienie jej.Biorąc poduwagę Ewę oraz inne kobiety z klanu MacDonnel-lów, Sabrinie wydało się niezwykłe, że Morgan mówi to z głębi serca.Jego poglądy na honor i dumę wprawiły ją w zakłopotanie.Byłyzupełnym przeciwieństwem tego, czego zawsze uczono ją na temat jegoklanu.- Jesteś pewien, że nie jesteś dzieckiem porzuconym przez wróżki? -zapytała łagodnie.- Może zostawiły cię na progu domu twojego ojca?Kpiarski uśmiech wykrzywił jego usta.- Raz ojciec o to samo mnie oskarżył.Tyle że ja miałem matkę.Umarła przy porodzie.Pogładził damę po fałdach jej królewskiejspódnicy.W Sabrinie obudziło się uczucie podobne do zazdrości.Drżałana samą myśl o jego opalonych rękach przesuwających się po jej skórze zbolesną wręcz czułością.Nie mogąc znieść już dłużej tej słodkiej, mimowolnej tortury,wyrwała mu damę z rąk i zaczęła układać pionki.153- To tylko gra, Morgan.Opadł na krzesło z rękami skrzyżowanymi na piersi.- To niestosowne.Nie będę grał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]