[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Facet z mieszkania obok usłyszał wczoraj jakiś krzyk około wpółdo dziewiątej.Myślał jednak, że ktoś puścił zbyt głośno telewizor.Trojan jęknął cicho.Spojrzał na kolegów.Gerber, Krach, Kolpert i Holbrecht, wszyscy bylibladzi.Stefanie Dachs wyglądała, jakby za chwilę miała zemdleć.– Wpół do dziewiątej – wymamrotał – wczesne godziny wieczorne.To jegoczas.Landsberg skinął głową.– Gesine Bender – powiedział Trojan i spojrzał na ciało kobiety – bierzedo siebie przyjaciółkę i przytrafia jej się to wszystko.– Tylko zostawił jej włosy.– Bo nie jest blondynką.Landsberg potarł sobie górną wargę.Trojan zauważył drgnięcie kącika jegoust, gdy powiedział ledwo słyszalnym tonem: – Mam przeczucie, że mordercaurządził to wszystko tylko dla ciebie.Wysłał ci ostrzeżenie.A potem będziechciał z tobą rozmawiać.Trojan nabrał powietrza.– Jeszcze raz: co dokładnie powiedział?– Podał adres, piętro i powiedział dosłownie: „To go zainteresuje”.Komisarz rzucił mu krótkie spojrzenie.Jego szef spuścił wzrok.– Nils, boję się o ciebie.Ten typ to psychol.Chce, żebyś był jego lustrem.– Jego lustrem?Landsberg spojrzał w górę.– Seryjni mordercy dają nam znaki, porozumiewają się z nami za pomocąswoich czynów.Chcą się zwierzyć.Jesteś jego pierwszym adresatem.Trojan ponownie spojrzał na obie zamordowane kobiety.Rozbłysła lampaaparatu fotograficznego.– Wyszalał się tutaj – powiedział Landsberg.– Przyjrzyj się temu.Co chce ciprzez to powiedzieć?Nils wykrzywił twarz.– Mówi: nie dostaniesz mnie.Możesz ostrzec mojąofiarę, ale i tak zginie.– Tak.Jakkolwiek smutno by to brzmiało.– Wścieka się, ale rozkoszuje się tą wściekłością.Poczuł lekki zawrót głowy.W wyobraźni znowu ujrzał martwego ptakai kartkę w swojej skrzynce na listy.I nagle pomyślał o Emily, o jej włosach, blond włosach, jak u jej matki.Czy ona też jest w niebezpieczeństwie?– On nas obserwuje – powiedział cicho.– Tak.– Ale działa coraz bardziej lekkomyślnie.– Ma manię wielkości.– Kto wie, może uważa się nawet za swego rodzaju boga.– W którymś momencie popełni błąd.– Jak długo to ma jeszcze trwać? Ile ofiar jeszcze potrzeba?Landsberg spojrzał na niego.– Jakie będzie jego kolejne posunięcie? Zawszemusimy być o krok przed nim.Wtedy go złapiemy.Trojan walczył z mdłościami.Powinien właśnie siedzieć w gabinecie JanyMichels, w bezpiecznym cieple, w jej uspokajającej obecności.Zamiast tego był tutaj.– Dlaczego chciał rozmawiać właśnie ze mną? Dlaczego chciał, żebympodszedł do telefonu? I dlaczego właśnie wysłał pod moim adresem groźbę?Landsberg zwinął dłoń w pięść.– Do cholery, byłeś przecież w telewizji.Popełniłem błąd.To ja powinienemudzielać tego wywiadu.– To bzdura, Hilmar, głowa do góry.Robienie sobie wyrzutów to terazostatnie, czego potrzebujemy.I co to za różnica, czy w jego chorej fantazjipojawiasz się ty, czy pojawiam się ja.– Co to za różnica? Powiedziałbym, że olbrzymia.Nils, nie chcę, żeby coś cisię stało!– Już dobrze.Przeszli z pokoju do kuchni.Na kuchence stały dwa garnki, drzwi lodówkibyły ozdobione pocztówkami i zdjęciami.Jedno z nich ukazywało obieprzyjaciółki, uśmiechnięte, trzymające się pod ręce.Trojan przeciągnął swoje obolałe plecy.„Muszę się skoncentrować” – pomyślał.– Musimy jeszcze raz wszystko prześledzić, krok po kroku.Mam wrażenie,że przeoczyliśmy coś ważnego.Landsberg zmarszczył czoło.– Co by to mogło być? Pomyśl.Albo po prostu mów, co ci przychodzido głowy.Może nam to pomoże.Trojan zrobił wydech.– Ktoś mi coś powiedział.Była to krótka uwaga, ale mnie zdziwiła.– Kto to był? Kto ci to powiedział?„Dwie sprawy – pomyślał – to były dwie sprawy, które do siebie pasują.Muszę je tylko ze sobą powiązać.Ty świnio – przeszło mu przez myśl – ty chora,perwersyjna świnio, dopadnę cię”.Myślał gorączkowo.– Nie wiem – powiedział w końcu – nie wpadnę na to.– Prasa nas wykończy – mruknął Landsberg.– Już widzę te nagłówki.Znowuzamordowano bezbronne kobiety, a policja się temu bezradnie przyglądała.Słowa szefa przypomniały Trojanowi o postępowaniu wyjaśniającymw sprawie próby samobójczej Molla.Czekały go jeszcze nieprzyjemne pytania.Jak policja wyglądałaby przed opinią publiczną, gdyby prasa się o tymdowiedziała?– A co właściwie jest z Mollem? – spytał cicho.Landsberg milczał.– Pytałeś w klinice?Nie poruszył się.– Hilmar, mów.– Nie udało mu się – mruknął szef.21Otworzył okno w swoim biurze i łapczywie wciągał powietrze do płuc.Potem wyjął komórkę i poszukał numeru w książce telefonicznej.Wcisnął zielony guzik.Po chwili odezwała się Friederike.– Słucham?– Cześć, z tej strony Nils.Czy jest Emily?Po drugiej stronie słuchawki zapadło milczenie.Trojan wolałby, żeby jegocórka osobiście odebrała telefon.Szukał słów, wiedział, jak ważne dla Emilybyło to, żeby jej rodzice jeszcze ze sobą rozmawiali, ale w gardle tkwiła muklucha, a w kończynach poczuł bezsenną noc spędzoną na leżance w biurze,więc po prostu czekał.W końcu Friederike powiedziała: – Chwileczkę.W tle usłyszał trzask drzwi.– Cześć, tato.– Emily!Usłyszenie jej głosu sprawiło mu ulgę.Miał wrażenie, że jego serce zaczęłoskakać.– Co tam słychać, Em?– Wszystko w porządku, tato, dlaczego pytasz?Przełknął ślinę, ale nie odpowiedział.– Tato, dobrze się czujesz? – spytała cicho.– Tak, chciałem tylko.Sam nie wiedział, czego od niej chciał.–.usłyszeć twój głos.Wiesz, jest tak.– Cały czas szukasz tego mordercy, prawda?– Tak.– Uda ci się, tato.Wierzę w ciebie.– Dziękuję, Emily.Co teraz robisz? Jakie masz plany na wieczór?Usłyszał, jak odetchnęła do słuchawki.– Leo do mnie przychodzi.Wyobraził sobie jej uśmiech.– Leo.To dobrze.– Chcemy iść do kina.– Posłuchaj, Emily, może byłoby lepiej, gdybyście zostali dzisiaj w domu.Możecie sobie przecież obejrzeć coś na DVD.– Dlaczego?Mimowolnie spojrzał na zdjęcia z miejsc zbrodni przywieszone na ścianie.– Emily, obiecaj mi, że zawsze będziesz na siebie uważała, dobrze?– Tato, no co ty, nie jestem już dzieckiem.– Wiem.Ale po prostu.– Po prostu co?Zaciął się.– Ach, nic.Przez chwilę milczeli.– Naprawdę wszystko u ciebie w porządku? – spytała ostrożnie.– Tak, tak, oczywiście.– Masz zbyt dużo pracy?– Tak, ostatnimi czasy tak.– Wytrzymaj, tato.Wkrótce się to skończy.Dorwiesz tego psychola.„Ile osób musi jeszcze zginąć?” – zadał sobie pytanie.Wciągnął powietrze.– Kocham cię, Em.– Ja ciebie też kocham.Odłożyli słuchawki.Przez chwilę stał w milczeniu.Przez jego głowęprzelatywały obrazy, zdjęcia Emily będącej dzieckiem, jak do niego biegła.Brałją na ręce i podnosił do góry.Śmiała się i krzyczała z radości, a świat wokół nichwirował.W końcu starł wierzchem dłoni te przeklęte łzy z twarzy i zamknął okno.„Nie odpuszczaj – pomyślał – wracaj do pracy”.Było głośno, bardzo głośno.Ruch uliczny po skończonej pracy szalał wokółHermannplatz.Tureccy i arabscy kupcy zachwalali swoje towary.Do pachołka przywiązano pitbulla.Pies cały czas szczekał.Z pyska ciekła muślina.Pacjentka stała niepewnie w tłumie ludzi, była blada i zgarbiona.Gdy przez skrzyżowanie zaczęła przeciskać się karetka, kobieta skuliła sięna dźwięk wyjącej syreny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]