[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Morgon zatrzymał się.Na widok tego zwału gruzów, którego nigdy wcześniej nie widział i nie chciał zoba­czyć, odezwała się w nim jakaś stara tęsknota.- Nic dziwnego, że tu ściągają - wymruczał z nie­dowierzaniem.- Coś pięknego.W ogromnych, na wpół zrujnowanych salach - jed­nej bez ścian, innej bez stropu - zachowały się nadal ślady bogactwa królestwa.W powybijanych oknach tkwiły jeszcze resztki oprawnych w złoto szybek o bar­wach klejnotów.Osmalone wewnętrzne ściany pokry­wały pozostałości dębowych i cedrowych boazerii.Na porozrzucanych po posadzce belkach widniały mie­dziane i brązowe okucia.Wysokie, zakończone łuko­wato okna, przez które przeświecały smugi odbitego światła, stwarzały iluzję spokoju, która działała koją­co na przyciągane przez szkołę niespokojne umysły.Choć upłynęło już siedem wieków, Morgon czuł tę ilu­zję i intencję: zgromadzenie w jednym miejscu najpo­tężniejszych umysłów królestwa, by dzieliły się tu wie­dzą, prowadziły badania i ujarzmiały swą moc.Dziw­na tęsknota znowu ścisnęła mu serce; nie potrafił jej wytłumaczyć.Stał zapatrzony w ruiny zniszczonej szkoły, dopóki nie poczuł na ramieniu dłoni Raederle.- Co ci jest? - spytała.- Sam nie wiem.Chciałbym.chciałbym tu studio­wać.Jedyna moc, jaką znam, to moc Ghisteslwchlohma.- Czarodzieje ci pomogą - powiedziała bez prze­konania.Spojrzał na nią.- Zrobisz coś dla mnie? Wróć do postaci kruka.Wezmę cię na ramię i przeszukam te ruiny.Mogą tam czyhać na intruzów rozmaite pułapki albo zaklęcia.Raederle kiwnęła ze znużeniem głową i bez komen­tarza zmieniła postać.Potem usiadła Morgonowi na barku i ten wkroczył na teren szkoły.Nie rosło tam ani jedno drzewo.Tu i ówdzie, wśród zrytej, spalonej zie­mi, żółciła się kępka suchej, rachitycznej trawy.Potrza­skane kamienie leżały tam, gdzie upadły, głęboko w nich płonęło wciąż wspomnienie mocy.Od wieków nikt tu niczego nie tknął.Morgon czuł to, zbliżając się do gmachu szkoły.Nad całym zgromadzonym tu bo­gactwem wisiało, niczym ostrzeżenie, straszne wraże­nie destrukcji.Cicho, z otwartym umysłem, węsząc, wśliznął się do budowli.W salach było coś znajomego.Pod zawalonymi ścianami znajdywał głównie zmiażdżone kości.Gro­madziły się wokół niego niczym widma wspomnienia nadziei, albo energii, albo rozpaczy.Zaczynał się po­cić pod naporem wizji stoczonej tu zaciętej, bezna­dziejnej bitwy.Wsunąwszy się do wielkiej, kolistej sa­li, usytuowanej w samym środku budowli, poczuł tęt­niące wciąż w ścianach wibracje straszliwej eksplozji nienawiści i desperacji.Z gardła kruka wydobył się chrapliwy skrzek; jeszcze mocniej wpił się szponami w ramię Morgona.Morgon szedł między zaściełający­mi posadzkę szczątkami sufitu, zmierzając do rozbitych, ledwie trzymających się na zawiasach drzwi po drugiej stronie sali.Prowadziły do ogromnej biblioteki.Po podłodze walały się tu opalone strzępy bezcennych starożytnych ksiąg o magii.Szalejący wśród półek ogień strawił wszystko, pozostawiając tylko grzbiety i spalone resztki przechowywanych w bibliotece dzieł.W pomieszczeniu unosił się nadal swąd spalonej skóry, jakby powietrze nie drgnęło tu od siedmiu wieków.Morgon mijał kolejne puste sale.W jednej natrafił na zakrzepłe kałuże stopionego złota, srebra i innych cennych metali, oraz na okruchy potrzaskanych klej­notów, które niegdyś służyły studentom za pomoce naukowe; w innej znalazł połamane kości małych zwie­rząt.W jeszcze innej łóżka; w jednym z nich, pod kołd­rą leżał skulony szkielet dziecka.Morgon zawrócił i wymacując sobie drogę w ciemnościach, wydostał się przez rozpękniętą ścianę w zapadający wieczór.Ale i tu powietrze wypełniały bezgłośne krzyki, a ziemia pod jego stopami była martwa.Przysiadł na kupie kamieni wyrwanych z narożni­ka budowli.Z nagiego szczytu wzgórza roztaczał się widok na mrowie dachów, ciągnące się aż po zmur­szałe mury miasta.Wszystkie były kryte drewnem.Morgon wyobraził sobie pożar rozprzestrzeniający się po tych dachach na całe miasto, trawiący pola uprawne i sady, mknący brzegiem jeziora ku lasom pod bezchmurnym letnim niebem, nie dającym nadziei na deszcz, który mógłby stłumić pożogę.Podparł gło­wę pięściami.- Co ja tu, na Hel, robię? - wyszeptał.- On już raz zniszczył Lungold; teraz zniszczymy je pospołu.Cza­rodzieje nie wracają tutaj, by stawić mu czoło; wraca­ją, by zginąć.Kruk zaskrzeczał.Morgon wstał i spojrzał znowu na ogromne ruiny rysujące się ponuro na tle wieczor­nego nieba.Węsząc umysłem, natrafiał tylko na wspo­mnienia.Nasłuchując, odbierał tylko echa przeklina­nego bezgłośnie od wieków imienia.Przygarbił się.- Jeśli tu są, to dobrze się ukryli.nie wiem, jak ich szukać.Poprzez kruczy umysł przebił się na moment głos Raederle wygłaszającej krótki komentarz.Morgon od­wrócił głowę i spojrzał w czarne, bystre oko ptaka.- Tak.Wiem, że potrafię ich znaleźć.Jestem w sta­nie przejrzeć ich iluzje i przełamać zaklęcia.Ale wi­dzisz, Raederle.to wielcy czarodzieje.Dochodzili do swojej mocy ciekawością, dyscypliną, uczciwością.może nawet czerpali z tego przyjemność.Nie zdobyli jej, wrzeszcząc w korzeniach Góry Erlenstar.Nigdy nie majstrowali przy prawie ziemi ani nie tropili jakie­goś harfisty z jednego końca królestwa w drugi z za­miarem pozbawienia go życia.Mogą uznać, że przy­dam im się tutaj, walcząc po ich stronie, ale nie jestem pewien, czy obdarzą mnie zaufaniem.- Kruk mil­czał; Morgon pogładził go palcem po piersi.- Wiem.Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać.Wrócił w ruiny.Tym razem otworzył się całkowi­cie na kipiel destrukcji i zetlałe wspomnienia o zapo­mnianym pokoju.Jego umysł niczym wielofasetkowy klejnot odbijał wszystkie odcienie unoszącej się tu mo­cy, która promieniowała ze spękanych kamieni, z oca­lałej stronicy księgi zaklęć, z przeróżnych starodawnych przedmiotów, które znajdował przy zabitych: z pierście­ni, z dziwnie rzeźbionych lasek, z kryształów, w których zastygło światło, ze szkieletów skrzydlatych zwierząt, których nazw nie znał.Sortował wszelkie poziomy mocy i odnajdywał źródło każdego.Śledząc tlący się płomyk, aż do jego zarzewia ukrytego głęboko w ka­łuży stopionego żelaza, spowodował przypadkowo de­tonację i stwierdził, że samo żelazo jest jakąś istotną cząstką wiedzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl