[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Morgonie, musimy rzucić na szalę wszystkie na­sze siły.- Herun dysponuje inną, większą mocą.- Teraz za­uważył zmianę na jej twarzy.Zerknął na Yrtha stoją­cego za nią nieruchomo jak cień i naszły go wątpliwo­ści, czy mówi te słowa sam z siebie, czy za podpuszcze­niem czarodzieja.- Po nią właśnie przybyłem.Jest mi potrzebna.Morgola zacisnęła dłoń na jego ramieniu.- Mówisz o mocy prawa ziemi? - wyszeptała z nie­dowierzaniem.Kiwnął głową, świadom, że najmniej­sza oznaka braku zaufania z jej strony zrani mu na za­wsze serce.- Potrafisz je sobie przyswoić?- Potrafię.Potrzebna mi wiedza o nim.Nie tknę twego umysłu.Przysięgam.Wszedłem w umysł Hara za jego przyzwoleniem, ale ty.w twoim umyśle są miej­sca, w które nie powinienem zaglądać.Coś rodziło się w jej oczach.Stała z ręką na jego ramieniu i nie mogła wykrztusić słowa, zupełnie jak­by przyjął kształt czegoś prastarego jak sam świat, obrośniętego bezcennym, zapomnianym skarbem za­gadek, legend, kolorów nocy i świtu.Zapragnął wejść w jej umysł, odczytać stamtąd, co z jego burzliwej, za­gmatwanej przeszłości każe jej tak go postrzegać.Ale cofnęła rękę i powiedziała.- Bierz z mojej krainy i mojego umysłu, co ci po­trzeba.Morgon stał nieruchomo i patrzył, jak morgola, prowadząc Yrtha pod rękę, oddala się korytarzem.Z zamyślenia wyrwało go przybycie służących.Kie­dy rozpalali ogień i wieszali nad nim wodę i wino, po­wiedział cicho do Raederle:- Zostawię cię tutaj.Nie wiem, jak długo mnie nie będzie.Żadne z nas nie może czuć się bezpieczne, ale tutaj są przynajmniej Iff i Yrth, a Yrth.on chce mnie żywego.Tyle przynajmniej wiem.Położyła mu dłoń na ramieniu.Twarz miała zatro­skaną.- Morgonie, podporządkowałeś mu się w locie.Czu­łam to.- Wiem.- Ujął jej dłoń i przycisnął do piersi.- Wiem - powtórzył.Nie potrafił spojrzeć jej w oczy.- Wabi mnie teraz mną samym.Mówiłem ci, że grając z nim, przegrałbym.- Być może.- Uważaj na morgolę.Nie wiem, co sprowadziłem pod jej dach.- On by jej nigdy nie skrzywdził.- Już raz okłamał ją i zdradził.A to wystarczy.Gdy­byś mnie potrzebowała, spytaj morgoli, gdzie jestem.Będzie wiedziała.- Dobrze.Morgonie.- Tak?- Sama nie wiem.- mruknęła po raz nie wiado­mo który w ciągu ostatnich kilku dni.- Tylko czasa­mi przypomina mi się, co Yrth powiedział o ogniu i nocy; że to takie proste rzeczy, jeśli odpowiednio na nie spojrzeć.Wciąż mi się wydaje, że tak naprawdę to nie wiesz, czym jest Yrth, bo nigdy go nie widzisz, wi­dzisz tylko mroczne wspomnienia.- A niby co, na Hel, mam widzieć? Jest czymś wię­cej niż harfistą, więcej niż czarodziejem.Próbuję pa­trzeć, Raederle.Próbuję.Zakryła mu dłonią usta, bo zerknął na nich zacie­kawiony jeden ze służących.- Wiem.- Przytuliła się do niego mocno i poczuł, że drży.- Nie chciałam cię zdenerwować.Ale.nic nie mów, tylko słuchaj.Staram się zebrać myśli.Nie zro­zumiesz ognia, dopóki nie zapomnisz o sobie i sam nie staniesz się ogniem.Nauczyłeś się widzieć w ciemno­ściach, kiedy stałeś się wielką górą o sercu z ciemno­ści.Zrozumiałeś Ghisteslwchlohma, przejmując jego moc.Może więc jedyny sposób na zrozumienie tego harfisty zto pozwolić mu, by wciągał cię w swoją moc, aż staniesz się cząstką jego serca i zaczniesz widzieć świat jego oczami.- Tym sposobem mogę zniszczyć królestwo.- Być może.Ale jeśli on jest niebezpieczny, to jak chcesz z nim walczyć, nie rozumiejąc go? A jeśli nie jest niebezpieczny?- Jeśli nie jest.- Morgon urwał.Wydało mu się, że otaczający go świat przesunął się lekko, że całe He­run, górskie krainy, południowe ziemie, całe króle­stwo, wszystko wchodzi pod okiem sokoła na swoje miejsca.Ujrzał cień sokoła sunący cicho przez króle­stwo, poczuł, jak ten cień pada mu na plecy.Wizja ta trwała tylko chwilę.Potem stała się wspomnieniem nocy.Zacisnął pięści.- On jest niebezpieczny - wy­szeptał.- Zawsze był.Co mnie z nim tak wiąże?Jeszcze tego wieczoru opuścił Miasto Kręgów, i wie­le dni i nocy, których rachubę zgubił, spędził ukryty przed światem i niemal przed samym sobą w prawie ziemi Herun.Dryfował bezpostaciowy z mgłami, wsią­kał w nieruchome, zdradliwe moczary i czuł, jak po­ranny szron, osiadając na błocie, szuwarach i zaharto­wanych bagiennych trawach, srebrzy mu twarz.Krzy­czał głosem bagiennego ptaka i patrzył w gwiazdy z głębi obojętnej kamiennej płyty.Przemierzał wzgórza, łącząc swój umysł ze skałami, drzewami, strumykami, przeszukując kopalnie żelaza, miedzi i szlachetnych kamieni.Tkał z macek umysłu ogromną pajęczynę nad drzemiącymi polami i bujnymi, zamglonymi pastwiska­mi, łącząc się z martwymi korzeniami, zamarzniętymi bruzdami i splątanymi trawami, którymi żywiły się owce.Łagodność tej ziemi przypominała mu Hed, z tym że tutaj wyczuwało się jakąś mroczną, niespo­kojną siłę, wyrzynającą się z gleby w kształty skal­nych pagórków i monolitów.Badając to wszystko, dry­fował bardzo blisko umysłu morgoli; wyczuwał, że jej czujność i inteligencja zrodziły się z potrzeby, z dzie­dzictwa ziemi, którą moczary i mgły czynią bardzo niebezpieczną dla mieszkańców.W dziwnych kamie­niach i bogatych złożach pod wzgórzami kryła się ja­kaś tajemnica; umysły morgolów wniknęły także tam.Zgłębiając prawo tej ziemi, Morgon czuł, jak na jego umysł spływa ukojenie wywoływane czystością świa­domości i wizji.W końcu, kiedy zaczął już widzieć jak morgola istotę wszystkich rzeczy, powrócił do Miasta Kręgów.Wrócił tak, jak odszedł; cicho jak kłaczek przyziem­nej mgły napływający z nieruchomej, zimnej heruńskiej nocy.Przybrawszy ponownie własną postać, poszedł za głosem morgoli.Stanął w jej małej, eleganckiej sa­li oświetlanej przez ogień płonący na kominku.Mor­gola rozmawiała właśnie z Yrthem; czuł się nadal sprzęgnięty z jej spokojnym umysłem.Nie zrywał tej więzi.Obok morgoli siedziała Lyra; Raederle przesu­nęła się bliżej ognia.Z wieczerzy, którą jedli, pozosta­ły już tylko dzbany z winem.Raederle odwróciła głowę i zobaczyła Morgona; uśmiechnęła się, ale nic nie powiedziała.Jego uwagę przyciągnęła Lyra.Ubrana była w lekką, zwiewną sza­tę; włosy miała zaplecione w warkocz zwinięty pod zło­tą siateczką.Z jej twarzy zniknęła wyniosła pewność siebie; oczy wydawały się jakieś starsze, przygaszone, zamglone wspomnieniem widoku oddanych pod jej komendę strażniczek ginących w Lungold.Powiedzia­ła do morgoli coś, czego Morgon nie dosłyszał.- Nie - odparła morgola [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl