[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy w końcu tam dotarli, Har czekał już na nich na progu swego dworzyszcza.Bez słowa zdjął ciało z grzbietu Morgona i patrzył, jak ten przeistacza się wreszcie w siebie, w mężczy­znę o dwumiesięcznym zaroście i pobliźnionych dło­niach.Morgon otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mógł dobyć z siebie głosu.- On nie żyje od siedmiuset lat - powiedział cicho Har.- Wezmę go.Wchodźcie.- Nie - odezwał się Hugin.Har, pochylony nad ciałem Sutha, podniósł na nie­go wzrok.- Pomóż mi zatem.Ponieśli razem martwego czarodzieja na tyły domu.Morgon wszedł do środka.Ktoś zarzucił mu futro na ramiona; owinął się nim machinalnie, ledwie je zau­ważając, ledwie dostrzegając kilka obserwujących go z zaciekawieniem twarzy.Usiadł przy ogniu, nalał so­bie wina.Przyłączyła się do niego Aia.Położyła mu dłoń na ramieniu i ścisnęła łagodnie.- Radam, że wróciliście cali i zdrowi, moje dzieci.Nie rozpaczaj po Suthu.Morgon odzyskał wreszcie głos.- Skąd wiedziałaś?- Znam Hara.Potajemnie zakopie swój smutek.Nie pozwól mu na to.Morgon zajrzał do swojej czarki, odstawił ją na stół i przetarł oczy.- Powinienem był to przewidzieć - wyszeptał.- Po­winienem był się zastanowić.Jeden czarodziej, który przeżył siedem wieków, a ja wywabiłem go z kryjów­ki, żeby skonał w mych ramionach.- Usłyszał nad­chodzących Hara i Hugina i oderwał pięści od oczu.Har zagłębił się w swoim fotelu, Hugin usiadł u stóp opiekuna i złożył białą głowę na jego kolanach.Oczy miał zamknięte.Dłoń Hara spoczęła przez chwilę na włosach chłopca.Spojrzał na Morgona.- Opowiadaj.- Sam to ze mnie odczytaj - odparł ze znużeniem Morgon.- Znałeś go.Ty mi o nim opowiedz.- Sie­dział nieruchomo, kiedy między ich umysłami przepły­wały wspomnienia dni i długich białych nocy, których kulminacją było zabicie wilka i ostatnich kilka chwil życia czarodzieja.Skończywszy, Har wycofał się z je­go umysłu i siedział milczący.- Kim jest ten Ohm? - odezwał się w końcu.Morgon drgnął.- Myślę, że Ghisteslwchlohmem, Założycielem Szko­ły Czarodziejów w Lungold.- To Założyciel wciąż żyje?- Nie wiem, kim mógłby być, jeśli nie nim.- Mor­gon urwał.- Co cię gnębi? Czego mi nie powiedziałeś?- Ohm.Harze, jeden z.jeden z Mistrzów Caith­nard nazywał się Ohm.On.studiowałem pod jego kierunkiem.Bardzo go szanowałem.Morgola Herun wysunęła przypuszczenie, że on może być Założycie­lem.- Dłonie Hara zacisnęły się na poręczach fotela.- Nie było na to żadnego dowodu.- Morgola Herun nie powiedziałaby czegoś takiego, gdyby nie miała dowodu.- Miała, ale bardzo kruchy - zbieżność imienia i fakt, że nie była w stanie.przejrzeć go na wskroś.- Założyciel Lungold przebywa w Caithnard? Nadal kontroluje tych czarodziejów, którzy mogą jeszcze żyć?- To przypuszczenie.Tylko przypuszczenie.Gdyby to rzeczywiście był on, to czy zachowałby swoje imię, ryzykując, że cały świat się domyśli.- A któż by je sobie po siedmiuset latach skojarzył? I kto byłby wystarczająco potężny, by stawić mu czoło?- Najwyższy.- Najwyższy.- Har zerwał się z fotela; Hugin drgnął, zaskoczony.Wilk-król podszedł do ognia.- Jego milczenie jest chyba jeszcze bardziej tajemnicze, niż milczenie Sutha.Nigdy nie mieszał się zbytnio w na­sze sprawy, ale aż taka powściągliwość jest wręcz nie­prawdopodobna.- Pozwolił Suthowi umrzeć.- Suth już nie żył - prychnął niecierpliwie Har.- Żył! - żachnął się Morgon.- I żyłby dalej, gdy­bym go nie odnalazł!- Przestań się obwiniać.On był martwy.Człowiek, z którym rozmawiałeś, nie był Suthem, lecz skorupą bez imienia.- To nieprawda.- A co nazywasz życiem? Nazwałbyś mnie żywym, gdybym zdjęty strachem odwrócił się od ciebie, odmówił dania ci czegoś, co mogłoby ocalić życie Morgonowi? Nazwałbyś mnie wtedy Harem?- Tak - głos Morgona złagodniał.- Kukurydza ma swoje imię w zasadzonym w ziemi nasieniu, w zielo­nym kiełku, w łodydze żółtej i wyschniętej, której list­ki zadają szeptem zagadki wiatrowi.Tak samo Suth za­chował swoje imię, zadając mi zagadkę w ostatniej chwili swego życia I winie siebie, bo nie ma już na świe­cie człowieka noszącego jego imię.Przyjął postać vesty, miał wśród nich syna, było coś, co sprawiało, że pod swoim strachem i bezradnością pamiętał jeszcze, co to znaczy kochać.Hugin opuścił głowę i oparł czoło o kolana.Har przymknął oczy.Stał przy ogniu milczący, nierucho­my, zastygłą maskę jego twarzy żłobiły zmarszczki zmęczenia i bólu.Morgon pochylił się nad stołem i złożył głowę na przedramionach.- Jeśli Mistrz Ohm jest Ghisteslwchlohmem, to Naj­wyższy będzie to wiedział.Jego zapytam.- A co potem?- Co potem.sam nie wiem.Tyle elementów nie pa­suje do siebie.Zupełnie jak skorupy, które kiedyś, w Ymris, próbowałem posklejać w jedną całość, nie mając wszystkich, nie wiedząc nawet, czy te, które mam, do jednej całości należą.- Nie możesz podróżować do Najwyższego samotnie.- Owszem, mogę.Nauczyłeś mnie jak.Harze, nic co żywe nie powstrzyma mnie teraz przed ukończeniem tej podróży.Jeśli będzie trzeba, powstanę z grobu, by powlec się dalej do Najwyższego.Muszę poznać od­powiedzi.Poczuł na ramionach niespodziewanie łagodny do­tyk dłoni Hara i uniósł głowę.- Kończ swoją podróż - powiedział cicho Har.- Nie znając odpowiedzi, nic nie zdziałamy.Ale dalej nie idź już sam.Od Anuin po Isig są królowie, którzy chęt­nie przyjdą ci z pomocą, tak samo ten harfista z góry Erlenstar, który nie tylko w grze na harfie jest biegły.Ale czy przyrzekniesz mi jedno? Jeśli okaże się, że Mistrz Ohm rzeczywiście jest Ghisteslwchlohmem, nie popędzisz na oślep z powrotem do Caithnard, by oświad­czyć mu, że o tym wiesz?Morgon wzruszył ramionami.- Nie wierzę, że nim jest.Nie mieści mi się to w gło­wie.Ale dobrze, przyrzekam.- O jedno jeszcze proszę: wypełniwszy swoją misję, nie wracaj prosto na Hed, lecz zajdź tutaj, do Yrye.Nie będąc już takim ignorantem, staniesz się o wiele bardziej niebezpieczny i podejrzewam, że siły, które przeciwko tobie się zbierają, zadziałają wtedy błyskawicznie.Morgon milczał, ból ścisnął mu serce i cofnął się po chwili.- Nie wrócę do domu.- wyszeptał.- Ohm, zmien­nokształtni, nawet sam Najwyższy zdają się utrzymy­wać między sobą chwiejny, nieszczery pokój i czekać na jakiś sygnał do działania.Nie chcę dawać im żad­nego powodu do zbliżania się do Hed, kiedy w końcu ten sygnał nadejdzie.- Wzdrygnął się i spojrzał na Hara.Ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę, wyra­żając nie wypowiedzianą wiedzę jednego o drugim.Potem Morgon spuścił głowę.- Jutro ruszam do Isig.- Odprowadzę cię do Kyrth.Hugin pojedzie z na­mi, będzie niósł twoją harfę.Pod postaciami vest do­trzemy tam w dwa dni.Morgon kiwnął głową.- Dobrze.Dziękuję.- Zawiesił głos i spojrzał zno­wu na Hara.Poruszył bezradnie rękami, jakby szukał odpowiedniego słowa.- Dziękuję.Wyruszyli z Yrye o pierwszym brzasku.Morgon i wilk-król pod postaciami vest; Hugin na grzbiecie Hara z harfą i tobołkiem, który Aia spakowała dla Mor­gona.Dzień był bezwietrzny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl