[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brzmi raczej zwyczajnie.Cloot kontynuował, jak gdyby nie dosłyszał słów Tora.Dzieci, niewolnicy, zakazana stracca.Tor nigdy nie widział strakki.Słyszał natomiast o melinach, w których palono liścielub popijano soki roślinne.Wstał.Cloot poznał po jego minie, że przyjaciel podjął decyzję.Poszukajmy Solyany.Po drodze opowiesz mi więcej o tym Caradoon.4.LOTSaxon wydał przenikliwy okrzyk wojenny i rzucił pomarańczę.Gyl obrócił sięszybko.Chustka zasłaniała mu oczy, ale przez ostatnie miesiące uczył się polegać napozostałych zmysłach.Ocenił pozycję, zadał pchnięcie mieczem i usłyszał plaśnięcieświadczące o tym, że ostrze przebiło owoc.- Brawo! - zawołał Saxon.- Jeszcze raz!Przesunął się mocno w prawo, nie dając chłopcu czasu do namysłu, wrzasnąłponownie i rzucił cytrynę.Gyl nie był dość szybki i owoc uderzył go w pierś.- Beznadzieja!Gyl ze śmiechem zdarł chustkę z oczu.- W bitwie nie będę miał zawiązanych oczu, Saxonie!- Miejmy nadzieję, że nigdy nie będziesz musiał walczyć, chłopcze.Gdyby jednakstało się inaczej, chcę, żebyś potrafił ściąć człowieka po tym, jak usłyszysz świst jego szablipędzącej ku twojej głowie.- Wiem.Tak czy owak, prawie ją miałem - rzekł Gyl, podnosząc cytrynę i rzucając zpowrotem.Saxon splunął.Był to osobliwy zwyczaj Kloeków.- Prawie nie wystarczy.- Daj spokój, Saxonie.Pamiętam, jak mnie tak pouczałeś - wypomniała przyjacielowiAlyssa, która podeszła do nich po cichu.Saxon wydał jęk dezaprobaty.Alyssa uśmiechnęła się do Gyla.Bardzo urósł, adziecinne rysy nabierały męskiej ostrości. Będzie z niego przystojny mężczyzna -pomyślała.Zastanawiała się, jak to możliwe, by matka porzuciła tak piękne dziecko.Chłopiecbył niezwykle podobny do kogoś, ale Alyssa nigdy nie zdołała dociec do kogo.Być możechodziło o jego specyficzny chód.Gyl chodził pewnie, kołysząc się zawadiacko, niemalarogancko - jakby wiedział, że jest wspaniałym młodzieńcem, może nawet urodzonymprzywódcą.Potrząsnęła głową, by odpędzić te rojenia.Tymczasem Saxon znów krzyknął nachłopca.- Dość tego, Saxonie!- Nie rozpieszczaj chłopaka, Alysso.Uczy się, jak władać mieczem.- A niby dlaczego miałby kiedykolwiek stanąć na placu boju naprzeciw kogoś, kto mazasłonięte oczy albo balansuje na linie? - Alyssa oparła dłonie na biodrach, spoglądającgroznie.Gyl parsknął śmiechem.- Trafiłaś w sedno, Alysso!Saxon skrzywił się.- Skoro tak, nic tu po mnie.Ucz się tkać rzeczy dla dzieci, Gyl, a inni niech siętroszczą o losy królestwa.Gyl rzadko się obrażał.Uwielbiał Saxona.Tym razem po prostu klepnął godobrodusznie w plecy.Choć miał dopiero czternaście lat, niemal dorównywał wzrostemKloekowi.- Umiem już tkać, Saxonie.Jeśli nie masz nic przeciwko temu, poćwiczę wieczorem zżołnierzami.- Zgoda.O ile twoja mama nie będzie chciała w tym czasie upleść ci warkocza.Alyssa nie zamierzała odpowiedzieć.Wystarczyło spojrzenie spode łba.Musiałajednak przyznać, że na dzwięk słowa mama przeszedł ją lekki dreszcz.Nigdy dotąd nikt,nie wyłączając jej samej, nie nazwał jej matką Gyla.Saxon uniósł dłoń w powietrze, jakby się poddawał.- Już sobie idę - rzekł.- Alysso, kochanie - dodał słodszym tonem.Uwielbiała tengłos.- Spotkamy się wieczorem? Chciałbym z tobą porozmawiać.Kiwnęła głową, zastanawiając się, skąd ta tajemniczość.Saxon wrócił niedawno zwyprawy poszukiwawczej z Herekiem i jego żołnierzami.Choć nie był pełnoprawnymczłonkiem Tarczy, zadawał się z nią i stał się jednym z najpopularniejszych gwardzistów. Może chodzi o jakieś plotki, które mogłyby mnie zainteresować - pomyślała Alyssa.- Kolacja?Saxon kiwnął głową.- Trochę się spóznię.Po tych słowach ruszył ku wyjściu z dziedzińca.- Przyszłaś po mnie? - zapytał Gyl, wyrywając Alyssę z rozmyślań.- Tak.W naszych komnatach jest kilka ksiąg, nad którymi pracuję.Mógłbyś mipomóc je przenieść do prywatnych komnat króla?- Jasne.Teraz?- Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]