[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ten sposób zostali rozdzieleni i nie mogli sobieprzesłać nawet najmniejszego znaku.Pod koniec tej przymusowej wycieczki Ta-lia, dręczona obawami, zesztywniała na całym ciele.Jej niepokój, starannie skry-wany, podwajał się z każdą chwilą, która upływała w obecności księcia.Pragnęłaz całego serca znalezć się z Krisem sam na sam.Mogłoby się wydawać, że Ancarumyślnie stara się uniemożliwić jakiekolwiek porozumienie pomiędzy obojgiemheroldów, do którego mogłoby dojść z dala od jego oczu.Nie pozwolił im oddalićsię od swego boku, póki nie nadszedł czas na uroczystą powitalną biesiadę.W końcu zostawiono ich samych w przeznaczonej dla nich przepysznie wy-strojonej komnacie.Talia zbadała okolicę, szukając nieproszonych uszu, lecz nie udało jej się nanic natrafić.Czy byłaby jednak w stanie coś odkryć, gdyby ich myśli były oto-czone osłoną? O Panie Zwiatła westchnęła nigdy nie przypuszczałam, że mogłabymczuć takie zmęczenie.136Znak dłonią. Pułapka? Podsłuchują? Usiadła na kanapie i klepnąwszy w po-duszkę zaprosiła Krisa obok siebie.Usiadł tuż przy niej.Uścisnął jej dłoń. Dar?Oddała uścisk. Osłony? Ze zdziwienia uniósł brwi. Jak? Czy widziałeś tego osobliwego niewysokiego mężczyznę u boku księcia? zapytała. On. Zastanawiam się, kim, u licha, może być. Otaczał osło-ną Ancara.Może jeszcze coś. Kto tam wie? Może to nauczyciel. Kłopoty. Hm.Chętnie zaczerpnąłbym świeżego powietrza. Nieuniknione.Przenieśli się pod otwarte okno, przytuleni do siebie jak kochankowie. Ptaszyno szeptał Kris wprost do jej ucha jest jeszcze coś.Tutaj niewidać dostatecznej liczby strażników.Talia zachichotała i przeciągnęła nosem po jego szyi. Nie jestem pewna,czy ciebie rozumiem mruknęła w odpowiedzi.Roześmiał się i pocałował ją z doskonale udaną namiętnością. Pomyśl tylko: Selenay jest lubiana, a więc otacza się niewielką liczbą straż-ników, lecz są oni zawsze obecni, zawsze na widoku.Alessandar jest tak samolubianym władcą, a więc należałoby się spodziewać, że strzec go będzie podob-na liczba wartowników.Nie widziałem ich.Jeśli nie można ich zobaczyć, mu-szą pozostawać w ukryciu.Dlaczego miałby kazać swym wartownikom bawić sięw chowanego? Chyba że on nie wie, iż oni się kryją; a skoro można ukryć jednego,można to zrobić równie łatwo i z tuzinem. Kris, proszę. wyszeptała szybko Talia. Zmieniłam zdanie.Myślę,że powinniśmy wydostać się stąd.Teraz.Tej nocy. Zgadzam się.Wydaje mi się, że wpakowaliśmy się w coś, czemu we dwojenie damy rady. Poprowadził ją do kanapy i tam kontynuowali zabawę w ko-chanków. Zobaczywszy maga i to, jak ludzie zachowują się na widok Ancara,nie mam najmniejszych wątpliwości, że pogłoski są co do joty prawdziwe.Lepiejwięc będzie opuścić to miejsce jeszcze tej nocy, lecz nie od razu.Najpierw chciał-bym się dowiedzieć, co dzieje się u Alessandara. Zamilkł na chwilę, głębokozamyślony, z dłońmi położonymi na jej plecach i twarzą ukrytą w jej włosach.Myślę, że na biesiadę powinniśmy wysłać naszych sobowtórów, by mieć okazjęrozejrzeć się przed wyjazdem. Dobrze.Ale to ja udam się na przeszpiegi.Jeśli zrezygnuję z osłon, odkryjęobecność ludzi na długo przed tobą. Jesteś w stanie rozpoznać obserwującego nas szpiega po jego osłonie? Samodzielnie, nie. Rozumiem, co masz na myśli.Połączenie.Aącząc ich dary empatii i dalekowidzenia mogli zbadać bezpośrednieotoczenie w poszukiwaniu pustych miejsc.Przygnębieni odkryli, że w pobliżunie było żadnego szpiega, osłanianego czy nie.137 Hm. Odsunął się od niej zakłopotany. Czuję się jak głupiec, topewne. Spokojnie. Zdenerwowana przygładziła włosy i uśmiechnęła się bla-do. Ostrożności nigdy nie za wiele.Czy nie odkryją, że wysłaliśmy naszychsobowtórów? Pamiętaj, że na biesiadzie nie będzie nikogo z partii księcia.Nie będzie tamnikogo, kto nas widział.Jeśli poślemy parę służących, nic złego nie powinno sięstać.Nikt przecież nie zwraca uwagi na służbę.Ci dwaj, których nam przydzielo-no powinni się nadać.Są podobni do nas z postury i nieco z twarzy, będą niezlewyglądać w naszych uniformach.Odwrócę ich uwagę, a ty wprowadz się w transi zawładnij nimi.Talia zadrżała.Nie lubiła tego robić, a Kris tego nie potrafił Jego dar da-lekowidzenia nie pozwalał na wpajanie ludziom fałszywych osobowości.To, żeona była do tego zdolna, zawdzięczała tylko mocy swego daru empatii, zazwyczajjedynie myślomówca zdolny był do czegoś takiego.Kris zadzwonił na służących, których im przydzielono.Tak jak powiedział,byli do nich podobni z postawy, i uniformy powinny leżeć na nich wystarczającodobrze.Pojawili się służący, a wraz z nimi kulbaki.Kris kazał im rozpakować parad-ne uniformy.Podczas gdy odwracał ich uwagę, Talia pogrążyła się w głębokimtransie.Przebaczcie mi pomyślała.A potem sięgnęła do nich swymi zmysłami, bydotknąć ich umysłów.delikatnie.najpierw mężczyznę.a potem kobietę.Kris pochwycił ich, kiedy osuwali się bezwładnie na uginających się nogach,i ułożył troskliwie na łożu.Talia ostrożnie wniknęła do ich umysłów, powodując, że ich prawdziwa oso-bowość przeszła do osobliwego snu na jawie.Przy stawianiu następnego kroku, potrzebna jej była pomoc.Rolanie?W mgnieniu oka był przy niej, zaniepokojony, lecz wyrażający zgodę na jejplan, a przynajmniej na to, co mu przekazała, nie mogąc porozumiewać się z nimmyślmową, a jedynie obrazami.Wspólnie zaszczepili fałszywą osobowość i pamięć ich sobowtórom.Rolanznał pewne sposoby, o których Talia nie miała pojęcia; ona zaś umiała zmusićich, by uwierzyli, że są obcokrajowcami.Przez następne kilka godzin służącymieli stać się sobowtórami Krisa i Talii.Miało to trwać dotąd, aż nie powrócądo tych komnat po biesiadzie.Ich zachowanie, nieco sztywne i bombastyczne,będzie można złożyć na karb formalnej etykiety, obowiązującej na takich uroczy-stościach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]