[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Blok śmierci w Parchman zbudowany został w roku 1954 i oficjalnie nazywano go Sekcją Maksymalnego Bezpieczeństwa, w skrócie SMB.Na tablicy umieszczonej na ścianie widniała data powstania obiektu, nazwisko ówczesnego gubernatora, nazwiska ważnych i dawno zapomnianych oficjeli, którzy przyczynili się do wzniesienia gmachu, a także, oczywiście, nazwiska architekta i kierownika budowy.Blok wyglądał w tamtych czasach bardzo nowocześnie — parterowy murowany budynek o płaskim dachu, składający się z dwóch identycznych prostokątnych skrzydeł.Adam zaparkował na piaszczystym parkingu obok kilku innych samochodów i przyjrzał się Blokowi.W oknach nie było żadnych krat.Dookoła nie chodzili uzbrojeni strażnicy.Gdyby nie siatka i drut kolczasty, Blok można by wziąć za niewielką szkołę podstawową na przedmieściach.Wewnątrz ogrodzonego wybiegu na końcu jednego skrzydła samotny więzień przebiegł przez pozbawione trawy boisko kozłując piłkę i rzucił ją, aż odbiła się od przekrzywionej tablicy.Siatka na wprost miała przynajmniej cztery metry wysokości i na szczycie zabezpieczono ją gęstymi zwojami drutu kolczastego i błyszczącego drutu żyletowego.Biegła prosto do rogu, gdzie stykała się z wieżyczką strażniczą.Ogrodzenie otaczało Blok ze wszystkich czterech stron z imponującą symetrią, a w każdym rogu stała wysoka wieżyczka zwieńczona szklaną budką strażniczą.Zaraz za siatką zaczynały się pola, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność.Blok stał dosłownie pośrodku pola bawełny.Adam wysiadł z samochodu, poczuł nagle falę klaustrofobii i zacisnął dłoń na uchwycie swojej cienkiej dyplomatki spoglądając przez siatkę na rozgrzany, mały budynek z płaskim dachem, gdzie zabijano ludzi.Powoli ściągnął marynarkę i zauważył, że spocona koszula zdążyła przykleić mu się do piersi.Skurcz żołądka powrócił ze zdwojoną siłą.Adam zrobił kilka kroków w stronę wieżyczki, wolno i niepewnie, gdyż drżały mu nogi.Jego eleganckie półbuty były zakurzone, kiedy zatrzymał się przed wieżyczką i zadarł głowę do góry.Poważnie wyglądająca kobieta w mundurze spuszczała na dół czerwone wiaderko, w rodzaju tych, których używa się do mycia samochodu.— Proszę włożyć do środka kluczyki od auta — powiedziała krótko, wychylając się przez barierkę.Drut kolczasty na szczycie siatki znajdował się półtora metra pod nią.Adam szybko wykonał polecenie.Ostrożnie włożył kluczyki do wiaderka, dołączając je do kilku innych.Kobieta pociągnęła za linkę i wiaderko uniosło się do góry, a potem zatrzymało.Kobieta w jakiś sposób zawiązała linkę i teraz wiaderko wisiało niewinnie w powietrzu.Miła bryza rozbujałaby je lekko, ale w tym momencie, w tej rozgrzanej próżni, ledwie starczało powietrza na oddychanie.Wiatr ucichł całe lata wcześniej.Strażniczka wykonała już swoją część zadania.Ktoś wewnątrz nacisnął guzik albo pociągnął za rączkę, Adam nie miał pojęcia, kto to zrobił, ale rozległ się cichy szum i pierwsza z dwóch potężnych bram z siatki odsunęła się na metr, żeby mógł wejść.Przeszedł pięć metrów piaszczystą alejką, a potem stanął przed drugą bramą, gdy pierwsza zamykała się z tyłu.Poznawał właśnie jedną z podstawowych zasad więzienia — każde chronione wejście składa się zawsze z dwóch niezależnych bram albo dwojga drzwi.Kiedy pierwsza brama zamknęła się z tyłu i szczęknęła automatyczna zasuwa, druga posłusznie zaczęła się odsuwać.W tym samym czasie bardzo potężnie zbudowany strażnik z rękami tak grubymi jak nogi Adama wyłonił się z głównych drzwi Oddziału i ruszył wolno ceglaną ścieżką w stronę Adama, który czekał przy bramie.Wyciągnął olbrzymią czarną dłoń i przedstawił się:— Sierżant Packer.Adwokat podał mu rękę i natychmiast zauważył jego lśniące kowbojskie buty z czarnej skóry.— Adam Hall — powiedział, próbując wytrzymać uścisk.— Na spotkanie z Samem — stwierdził po prostu Packer.— Tak jest, sir — zgodził się Adam, zastanawiając się, czy wszyscy tutaj nazywają go Samem.— Pierwszy raz u nas? — Poszli wolno w kierunku wejścia do budynku.— Tak –— odpowiedział, patrząc na otwarte okna w przodzie.— Czy wszyscy więźniowie skazani na śmierć są tutaj? — zapytał.— Tak.Czterdziestu siedmiu.Straciliśmy jednego w zeszłym tygodniu.Byli już prawie przy głównych drzwiach.— Straciliście?— Tak.Sąd Najwyższy złagodził wyrok.Przenieśliśmy go do reszty chłopców.Muszę pana przeszukać.— Stali w drzwiach i Adam rozejrzał się nerwowo, zastanawiając się, gdzie właściwie Packer chcę, przeprowadzić rewizję.— Proszę tylko rozsunąć lekko nogi — powiedział Packer, zabierając teczkę i kładąc ją na betonowej podłodze.Eleganckie półbuty były teraz unieruchomione.Chociaż oszołomiony i kompletnie bezwolny, Adam nie mógł w tej straszliwej chwili przypomnieć sobie, żeby ktoś kiedykolwiek prosił go, by stanął szeroko.Packer był jednak profesjonalistą.Sprawnie poklepał skarpetki, delikatnie przesunął dłonie w górę do kolan, które drżały całkiem wyraźnie, a potem błyskawicznie zajął się pasem.Pierwsza rewizja w życiu Adama skończyła się na szczęście w ciągu zaledwie kilku sekund, po tym jak sierżant Packer pobieżnie przesunął mu dłońmi pod pachami, tak jakby Adam mógł tam mieć zawieszoną kaburę z małym pistoletem.Potem ogromny sierżant zręcznie wsadził swoją wielką łapę do dyplomatki, by zaraz oddać ją Adamowi.— Nie najlepszy dzień na spotkanie z Samem — powiedział.— Tak słyszałem — odparł, przerzucając marynarkę przez ramię.Spojrzał na żelazne drzwi, jakby przygotowywał się do wejścia na teren Bloku.— Tędy — mruknął Packer, po czym zszedł ponownie po schodkach i ruszył za róg.Adam podreptał za nim posłusznie wzdłuż kolejnej ceglanej ścieżki, aż dotarli do nie wyróżniających się niczym drzwi z krzewami rosnącymi po bokach.Drzwi nie były w żaden sposób oznaczone.— Co to za miejsce? — zapytał.Pamiętał tylko mgliście opis Goodmana, ale w tym momencie wszystkie szczegóły się zatarły.— Sala wizyt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]