[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Komputery zawierały stale uzupełniane listy znanych lub podejrzewanych sympatyków Viet Congu i były połączone z innymi wojskowymi komputerami w Wietnamie, takimi, jak System Oceny Wiosek, znajdujący się w naczelnym dowództwie Wojsk Lądowych Stanów Zjednoczonych w Sajgonie.SOW określał przypuszczalny stopień poparcia dla Viet Congu w każdej wiosce na terenie całego kraju.Oceny były notorycznie zbyt optymistyczne.Opierały się na niepewnych danych wywiadowczych, dostarczanych przez często skorumpowanych urzędników Armii Republiki Wietnamu, którzy mieli skłonność do zbyt pochlebnej oceny własnej działalności w swoich rejonach.Zaopatrywanie mieszkańców tej ogromnej bazy w wymagane przez nich wygody i środki do prowadzenia walki stawało się operacjami wojskowymi samymi w sobie.Nazywano je operacjami “Roadrunner” (Struś Pędziwiatr) i angażowały poważną część energii 25 dywizji piechoty.Baza Cu Chi była zaopatrywana drogą lądową z położonego niedaleko Sajgonu i Long Binh, największego wojskowego ośrodka magazynowego w Wietnamie.Codziennie przeciętnie cztery konwoje po sześćdziesiąt pojazdów w każdym, znane pod nazwą “Cu Chi Express”, wykonywały te krótką, ale niebezpieczną podróż.Przez pierwsze dwa lata spędzone przez 25 dp w Cu Chi, prawie każdy taki konwój związany byt ze stratami w ludziach i pojazdach spowodowanymi minami i zasadzkami Viet Congu.Po zmierzchu nie podróżowano.Uszkodzone lub palące się pojazdy zatrzymywały konwoje i powodowały, że stawały się one celem dla ognia moździerzowego, rakietowego i broni małokalibrowej.Poprzedni dowódca l dywizji piechoty ze smutkiem przyznał, że “.skuteczne operacje konwojowe były możliwe jedynie dzięki wzajemnie wspierającym się artyleryjskim grupom ogniowym wzdłuż szlaku komunikacyjnego”.Trzeba było przepro­wadzać operacje typu “szukaj i zniszcz” tylko po to, by oczyścić główne drogi.Do 1968 roku 25 dp wypracowała procedury mające zmniejszyć straty w konwojach.Tak więc, pojazdy przewożące paliwo lub amunicję były umieszczane w ogonie kolumny, dzięki czemu cały kon­wój nie mógł zostać zatrzymany przez płonące ciężarówki, a poza tym, w jego skład włączane były ciągniki, które ściągały unieruchomione pojazdy z drogi.Dowódca konwoju towarzyszył pojazdom na pokładzie śmigłowca.Wcześniej organizowano osłonę śmigłowców szturmowych nad przewidywanymi miejscami zasadzek.Roślinność przydrożna była systematycznie usuwana przez spychacze.W wielkich bazach zmęczone walką w terenie wojska miały do dyspozycji specjalne ośrodki wypoczynkowe, znane pod nazwą “Holiday Inn”.Taki właśnie ośrodek w bazie Cu Chi, w którym pododdziały do wielkości kompanii mogły odpocząć, nosił nazwę “Waikiki East” (jak znana plaża na Hawajach).Znajdował się on w niewielkiej odległości od głównego urzędu pocztowego.Był tam duży basen pływacki i klub dla szeregowców.Pododdziały, które znajdowały się w polu ponad miesiąc, miały prawo do czterdziestu ośmiu godzin odpoczynku.Wymieniano im mundury i buty, Każdego wręczani odbywało się smażenie steków na wolnym powietrzu, koncerty.zespołów muzyki pop z Sajgonu, albo występy wykonawców przybyłych ze Stanów Zjednoczonych.Wypijano ogromne ilości zimnego piwa, a wietnamskie tancerki tańczyły przy akompaniamencie elektrycznych gitar.Każdy piechur mógł również spodziewać się - w czasie rocznego pobytu w Wietnamie - pięciodniowego urlopu wypoczynkowego.Co miesiąc przewożono ich do Bangkoku, Tokio, Manili, Australii, na Hawaje i do innych odpowiednio rozrywkowych miejsc.W bazie przebywały również młode, ładne Amerykanki, znane pod nazwą “Pączkowych Laleczek”.Były to ochotniczki Amerykańskiego Czerwonego Krzyża zajmujące się sprawami rekreacji.Nosiły mundurki z jasnoniebieskiej kory, kapelusze z szerokimi rondami, tenisówki i uśmiechały się do wszystkich.Organizowały żołnierzom rozmaite gry i zabawy oraz przyrządzały napoje i przekąski.Te pogodne dziewczyny stanowiły część krajobrazu wielu baz wojskowych w Wietnamie.Pomimo panujących w bazie wygód, żołnierzom 25 dp od czasu do czasu przypominano o otaczającej ich wrogości społeczeństwa, którego podobno przybyli bronić.Oczywiście, dzieci uśmiechały się, inni kręcili przy żołnierzach w nadziei na resztki z ich cudownej technicznej i konsumpcyjnej cywilizacji, ale każdy GI wiedział, że żadnemu Wietnamczykowi nie można w pełni ufać.Żołnierzom nie pozwalano opuszczać bazy, chyba, że mieli oficjalne zezwolenie na wykonanie określonego zadania.Samo miasto Cu Chi było strefą zakazaną, i pod żadnym pozorem nie wolno było poruszać się w nim po godzinie siódmej wieczorem.Kontakt z Wietnamczykami zazwyczaj ograniczał się do zbrojnego śmigłowcowego rajdu do jakiejś wioski, w celu sprawdzenia, czy w jej domostwach nie ukrywa się Viet Cong, albo załatwienia jakichś spraw związanych z pracującymi w bazie Wietnamczykami.Tubylcy byli pracownikami fizycznymi, fryzjerami, pracownikami pralni, księgowymi, kelnerkami, pomocnikami w kostnicy i “palaczami gówna” (których zadaniem było spalanie zawartości beczek o pojemności 250 litrów po uprzednim wymieszaniu jej z benzyną).Żołnierze przemycali do bazy prostytutki, zwane “dziewczynkami bum-bum”.Jeden ze sposobów polegał na wwożeniu dziewczyny do bazy karetką pogotowia, której łóżko było kolejno wykorzystywane przez młodych żołnierzy za trzy, cztery dolary “za numer”.Niekiedy dziwki przemycano do bazy we wnętrzu pustych cystern na wodę.Pułkownik John Fairbank, poprzednio oficer informacyjny w Cu Chi, pamięta jeden wypadek, gdy żołnierze schowali tuzin dziewcząt do pustej cysterny na benzynę.Zanim jednak przejechali przez posterunek policji wojskowej przy bramie głównej, wszystkie dziewczyny zmarły na skutek uduszenia.Były tam “pralnie” i “myjnie samochodowe” - ,Eve”, “Fairlady”, “Sexy” - usytuowane jedna przy drugiej, tuż za bazą, by obsługiwać tych żołnierzy, którzy mieli zezwolenie na wyjście poza bramę.W takich miejscach, za niewielkie pieniądze można było kupić marihuanę i heroinę - handel, który zdaniem władz amerykańskich był jednym ze sposobów zdobywania środków finansowania wojny przez Viet Cong.Na wypadek gdyby wizytujący kapelani albo gwiazdy filmowe zadawały kłopotliwe pytania, jako przykrywka burdelu dla oficerów służyła, znajdująca się przy bramie głównej, restauracyjka prowadzona przez żony koreańskich pracowników budowlanych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl