[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.311AKT PIERWSZYSCENA PIERWSZAH i p o l i t, T e r a m e n e sHIPOLITTak, zamiar mój powzięty, drogi Teramenie,Jadę; dłużej nie gościć mi w lubej Trezenie;W tej śmiertelnej obawie, jaka mną porusza,Hańbiącej bezczynności nie ścierpi ma dusza.Od pół roku rodzica z mych oczu straciwszy,O los jego niepokój muszę czuć najżywszy,Nieświadom ni gdzie bawi, ni jakie koleje.TERAMENESGdzież jeszcze, panie, znalezć go żywisz nadzieję?Już, aby uspokoić twych obaw zawiązki,Zbiegłem dwa morza, które Korynt dzieli wąski;Pytałem o Tezeja ludów, co są bliskoAcheronu, gdy w piekłach gubi swe łożysko;Zbiegłem próżno Elidę, Tenarę, by potemDotrzeć do mórz rozgłośnych Ikarowym lotem.Jakimż nowym wysiłkiem, w jakiej szczęsnej ziemiMniemasz, iż zdołasz zgonić go kroki chyżemi?Kto wie, panie, król, rodzic twój wielki, ażaliPragnie, abyśmy jego ukrycie poznali?Może, gdy my tu drżymy wraz o jego głowę,On, spokojny, miłostki kryjąc jakieś nowe,Przy boku lubej, która bądz wcześniej, bądz pózniej.HIPOLITWstrzymaj się i Tezeja imieniu nie bluznij.Wszak on, z bujnej młodości pokus uleczony,Dziś przeciw tym zaporom nie jest bez obrony;I Fedra, w trwałych uczuć okuwszy go pęta,Od dawna już rywalki szczęsnej nie pamięta.Słowem, mą powinnością jest spieszyć w tę drogę,Rzucając miejsca, w których dłużej żyć nie mogę.TERAMENESI odkądże to, panie, przykrym ci się stałoLube miejsce, gdzie młodość swą spędziłeś całąI w którym przekładałeś spokojne wywczasy312Ponad świetności Aten, nad dworskie hałasy?I czemuż ci ta ziemia dzisiaj tak niemiłą?HIPOLITTe czasy już przepadły.Wszystko się zmieniło.Odkąd na te wybrzeża bogi nam zesłałyPotomkinię Minosa oraz Pasifay.TERAMENESRozumiem, znam niedolę, co serce ci toczy:Fedry drażni cię bliskość i rani twe oczy.Ta złowroga macocha zaledwo was, panie,Ujrzała, wnet twym losem stało się wygnanie.Lecz nienawiść jej dawna ku twojej osobieWygasła albo znacznie ostygła w tej dobie.A zresztą, w czymże dzisiaj zagrażać ci zdołaKobieta bliska śmierci, której sama woła?Dotknięta jakimś bólem, co zjada ją skrycie,Zmierzona sama sobą i własne klnąc życie,Czyż knuć jakoweś plany przeciwko wam może?HIPOLITNie o jej też nienawiść daremną się trwożę.Kto inny spokojności mej stał się przeszkodą:Uchodzę, wyznam oto, przed Arycją młodą,Odroślą krwi nieszczęsnej, od wieka nam wrogiej.TERAMENESCo! I ty, panie, wyrok jej niesiesz tak srogi?Okrutnych Pallantydów siostrzyca ta miłaCzyż kiedykolwiek zbrodnie swych braci dzieliła?Za cóż nienawiść ścigać ma piękność tak przednią?HIPOLITGdybym jej nienawidził, nie kryłbym się przed nią.TERAMENESPanie, wolnoż mi szukać słowa tej zagadki?Czyżby to miał już nie być Hipolit, ów rzadkiBohater, w swej hardości głuchy na rozkazyMocy, której Tezeusz uległ tyle razy?Czyżby Wenus, niezdolna na wzgardę swą patrzeć,Chciała błędy Tezeja twą słabością zatrzećI na równi z innymi pojmawszy cię w sidła,Zmusiła, abyś winne jej palił kadzidła?Czyliżbyś kochał, panie?HIPOLITCoś rzec się ośmielił?Ty, coś od lat najmłodszych myśl mą każdą dzielił,313Ty możesz żądać, abym zaparł się niegodnieUczuć serca, co słabość ma sobie za zbrodnię?Nie dość, że Amazonka, matka, z swoim mlekiemWszczepiła mi tę dumę rosnącą wraz z wiekiem;Ja sam, w młodzieńcze lata wstąpiwszy dojrzałe,W świadomości tych uczuć zwykłem czerpać chwałę.Ty, opiekun, przyjaciel wierny od lat dawnych,Prawiłeś mi o ojca mego dziełach sławnych;Wiesz, jak ma dusza, tkliwa na czucia szlachetne,Rozpalała się chłonąc czyny jego świetne,Słysząc, jak ów bohater, mocą dłoni swojej,Po stracie Heraklesa żal śmiertelnych koi,Jak poskramia potwory i złoczyńców kara:Prokusta, Cercyjona, Skirona, Sinara,Jak kości Epidaura, olbrzyma, w proch miota,I Minotaura zbawia sprośnego żywota.Lecz znów gdyś mi wyliczał mniej chlubne zapały,Jak w stu miejscach obnosił swój płomień niestały,Jak za Heleny grabież pomsty woła Sparta,Jak płacze Peribea z czci przezeń odarta;I tyle innych, których i imion nie pomnę,Nazbyt ufnych w przysięgi jego wiarołomne;Ariadna, żal swój zimnym zwierzająca skałom,Fodra, porwana przezeń z większa nieco chwałą;Wiesz, jak słuchając, żalu pełen i boleści,Nagliłem nieraz, abyś skrócił swe powieści,Szczęsny, gdybym w pamięci zdołał czyny oweZatrzeć, tak chlubnych dziejów niegodną połowę!I jaz miałbym znów z siebie dziś dawać igrzysko?Mnież mieliby bogowie pogrążyć tak nisko?W mych nikczemnych wzdychaniach wzgardy tymgodniejszy,Ze Tezeusza słabość dzieł jego nie zmniejszy,Z mej zaś ręki dotychczas żadna bestia krwawa,Poległszy, do wywczasów nie dała mi prawa!Gdyby nawet ma duma ulec miała klęsce,Godziż mi się Arycję przyjąć za zwycięzcę?Czyż mogłyby zapomnieć me zbłąkane zmysłyO strasznych grozbach, jakie nad nami zawisły?Ojciec jej nienawidzi; niezłomną ustawąOdjął jej macierzyństwa przyrodzone prawo:Lęka się snadz odrośli tej rasy zbrodniczej;Wraz z nią ród cały pogrześć w niepamięci życzyI do zgonu trzymając ją w ciasnej niewoli,Nigdy hymenu ogniów wzniecić nie pozwoli.Miałżebym przeciw ojcu przy jej boku stawać?Niebacznego zuchwalstwa miałbym przykład dawać?I szalonej miłości nieopatrzna siła.314TERAMENESAch, panie! Jeśli twoja godzina wybiła,Darmo byś w zimnych racjach znalezć chciał ostoję.Tezeusz, pragnąc przymknąć, otwarł oczy twoje;I zakaz jego, płomień twój drażniąc młodzieńczy.Przedmiot gniewu w twych oczach nowym czaremwieńczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]