[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uciekał i on przed chłopstwem, ale przywiózł wieść, o której nie wiedziano jeszcze wwojsku.Wielka też zrobiła się konsternacja, gdy zapytany przez księcia o nowiny, odpowiedział: Złe, mości książę! O pogromie hetmańskim już wiecie, zarównie jak i o śmierci królew-skiej?Książę, który siedział na małym taboreciku podróżnym przed namiotem, zerwał się narówne nogi: Jak to? król umarł? Miłościwy pan oddał ducha w Mereczu jeszcze na tydzień przed pogromem korsuńskim rzekł Suchodolski. Bóg w miłosierdziu swoim nie dał mu dożyć takiej chwili! odpowiedział książę, poczym za głowę się wziąwszy mówił dalej: Straszne to czasy nadchodzą na tę Rzeczpospoli-tą.Konwokacje i elekcje interregnum, niezgody i machinacje zagraniczne teraz, gdy potrze-ba by, aby cały naród w jeden miecz w jednym ręku się zmienił.Bóg chyba odwrócił od nasoblicze swoje i w gniewie swym za grzechy chłostać nas zamierza.Toż tę pożogę sam tylkokról Władysław mógł ugasić, gdyż dziwną on miał miłość między kozactwem, a prócz tegowojenny był pan.W tej chwili kilkunastu oficerów, między nimi Zaćwilichowski, Skrzetuski, Baranowski,Wurcel, Machnicki i Polanowski, zbliżyło się do księcia, który rzekł: Mości panowie, król umarł!187Głowy odkryły się jak na komendę.twarze spoważniały.Wieść tak niespodziana mowęwszystkim odjęła.Po chwili dopiero wybuchnął żal powszechny. Wieczne odpocznienie racz mu dać Panie! rzekł książę. I światłość wiekuista niechaj mu świeci na wieki!Wkrótce potem ksiądz Muchowiecki zaintonował Dies irae i wśród tych lasów, wśródtego dymu pognębienie niewypowiedziane ogarnęło serca i dusze.Wszystkim zdawało się,jakby jakaś oczekiwana odsiecz zawiodła, jakby już teraz wobec groznego nieprzyjaciela samizostali na świecie.i nie mieli na nim nikogo więcej, ino swego księcia.Toteż wszystkie oczy zwróciły się ku niemu i nowy węzeł został między nim a żołnier-stwem zawiązany.Tegoż dnia wieczorem książę rzekł do Zaćwilichowskiego tak, iż słyszeli go wszyscy: Potrzeba nam króla wojownika, toteż jeśli Bóg pozwoli, byśmy dali nasze kreski na elek-cji, damy je za królewiczem Karolem, któren więcej od Kazimierza ma wojennego animuszu. Vivat Carolus rex! zawołali oficerowie. Vivat! powtórzyły usarie, a za nimi całe wojsko.I nie spodziewał się zapewne książę wojewoda, że te okrzyki brzmiące na Zadnieprzu,wśród głuchych lasów czernihowskich, dojdą aż do Warszawy i że mu buławę wielką koronnąz rąk wytrącą.188ROZDZIAA XXVPo dziesięciodniowym pochodzie, którego pan Maszkiewicz był Ksenofontem, i trzydnio-wej przeprawie przez Desnę przyszły wreśzcie wojska do Czernihowa.Przed wszystkimiwszedł pan Skrzetuski z Wołoszą, którego umyślnie książę do zajęcia miasta wykomendero-wał, aby się mógł o kniaziównę i Zagłobę rozpytać.Ale tu również, jak i w Aubniach, ani wmieście, ani na zamku nikt o nich nie słyszał.Przepadli gdzieś bez śladu jak kamień w wodziei rycerz sam już nie wiedział, co o tym myśleć.Gdzie się mogli schronić? Przecie nie do Mo-skwy ani do Krymu, ani na Sicz? Pozostawało jedno przypuszczenie, iż przeprawili się przezDniepr, ale w takim razie znalezli się od razu w środku burzy.Tam rzezie, pożogi, pijane tłu-my czerni, Zaporożcy i Tatarzy, przed którymi nawet i przebranie Heleny nie chroniło, bodzicz pogańska chętnie zagarniała w jasyr chłopców dla wielkiego na nich na targach stam-bulskich pokupu.Przychodziło nawet do głowy panu Skrzetuskiemu straszliwe podejrzenie,że może umyślnie Zagłoba w tamtą stronę ją powiódł, ażeby Tuhaj-bejowi ją sprzedać, którymógł hojniej od Bohuna go nagrodzić i ta myśl prawie go o szaleństwo przyprawiała, aleuspokajał go w tym znacznie pan Longinus Podbipięta, który Zagłobę poznał dawniej odSkrzetuskiego. Braciaszku, mości namiestniku mówił wybijże sobie to z głowy.Jużże ten szlachcictego nie uczynił! Było i u Kurcewiczów dosyć skarbów, które by mu Bohun chętnie odstąpił,taż gdyby chciał dziewczynę gubić, gardła by nie narażał i do fortuny doszedł. Prawda jest mówił namiestnik ale czemuż za Dniepr, a nie do Aubniów lub do Czer-nihowa z nią uciekał? Jużże ty się uspokój, mileńki.Ja tego Zagłobę znam.Pił on ze mną i zapożyczał się umnie.O pieniądze on nie dba ani o swoje, ani o cudze.Swoje ma, to straci cudzych nie od-da, ale żeby miał na takie postępki się puszczać, tego po nim się nie spodziewam. Lekki to jest człek, lekki mówił Skrzetuski. To może i lekki, ale frant, który każdego w pole wywiedzie i ze wszystkich niebezpie-czeństw się wykręci.A jako tobie ksiądz prorockim duchem przepowiedział, iż ci ją Bóg po-wróci tak i będzie, gdyż słuszna to jest, aby wszelki szczery afekt był wynagrodzony, którąufnością pocieszaj się, jako ja się pocieszam.Tu pan Longinus sam począł wzdychać ciężko, a po chwili dodał: Popytajmyż się jeszcze w zamku, może oni choć przechodzili tędy.189I pytali się wszędzie, ale na próżno nie było żadnego śladu nawet i przejścia zbiegów.Wzamku pełno było szlachty z żonami i dziećmi, która się tu przed Kozakami zawarła.Książęnamawiał ich, by szli z nim razem, i przestrzegał, że Kozacy idą za nim w tropy.Nie śmielioni uderzyć na wojsko, ale było prawdopodobnym, że po odejściu księcia pokuszą się o za-mek i miasto.Szlachta jednak w zameczku dziwnie była zaślepiona. Bezpieczni my tu jesteśmy za lasami odpowiadali księciu. Nikt tu do nas nie przyj-dzie. A przecie ja owe lasy przeszedłem mówił książę. To wasza książęca mość przeszła, ale hultajstwo nie przejdzie.Ho! ho! nie takie to lasy.I nie chcieli iść trwając w swoim zaślepieniu, które potem srodze przypłacili, gdyż po odej-ściu księcia rychło nadciągnęli Kozacy.Zamek bronił się mężnie przez trzy tygodnie, po czymzostał zdobyty i wszyscy w nim w pień wycięci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]