[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt nie mógł postawić stopy w środku, nie łamiąc tym sa­mym prawa federalnego.Fakt, że leżały tam ciała czyichś synów, że byli to kiedyś przyjaciele Nicka, potraktowano jako nieistotny szczegół.Nick myślał o tym, co ma wkrótce zrobić.A jeśli wszystkowiedzący z Agencji mieli rację? Jeśli rzeczywiście pakuje się w sam środek toksycznego koszmaru? Nawet jeżeli wraz z Jakiem i Carolyn udałoby im się zmini­malizować niebezpieczeństwo, w jaki sposób można usprawiedliwić podję­cie takiego ryzyka? Powie, że chciał wyprostować przeszłość?Słysząc warkot zbliżającego się samochodu, spojrzał w okno.Zdał so­bie sprawę, że odpowiedź właśnie przybyła.Travis wysiadł z cadillaca.- Nie zostanę tutaj - oświadczył stanowczo na widok tego, co pozosta­ło po motelu Quachita Grove.- Cicho, synku - syknęła Carolyn.- Ale.- zaperzył się chłopak, lecz dłoń Jake'a, którą poczuł na ramie­niu, przekonała go, że rozważniej będzie się zamknąć.- O mój Boże! - Carolyn, z lekko rozchylonymi ustami, przyglądała się otoczeniu.- Upiorne miasteczko w Arkansas - odezwał się Jake.- Wy naprawdę tu spaliście? - zapytał z niedowierzaniem Travis.Jake uśmiechnął się.- No wiesz, wtedy nie wyglądało to aż tak źle.Podskoczyli jak na komendę, kiedy otworzyły się drzwi pokoju 24.Mężczyźni równocześnie sięgnęli do swoich kabur.Jake znieruchomiał, gdy zobaczył, z kim ma do czynienia, ale Thorne szedł przed siebie rów­nym krokiem, podnosząc do strzału olbrzymią, chromowaną czterdziestkępiątkę.- Stój! - krzyknął.Nick Thomas otworzył szeroko oczy i natychmiast wyrzucił ręce w górę.- Jezu! - zawołał.- Cholera jasna!Jake wyciągnął rękę w kierunku Thorne'a.- Nie! To Nick! Nie strzelaj!Thorne celował przez kilka sekund, po czym opuścił rewolwer.- Pieprzeni amatorzy - mruknął, wsuwając broń pod sportową kurtkę.- Jak tak dalej będziesz zaskakiwał ludzi, to młodo umrzesz.Nick opuścił ręce.Nogi ugięły się pod nim, pobladł na twarzy.Carolyn podbiegła do niego i pomogła mu usiąść.- Cholera - powtórzył.Zdawało się, że to cały zasób jego słownictwa.- Cholera jasna.Travis zachichotał, ale pohamował się, kiedy ojciec pacnął go otwartą dłonią w głowę.- Przepraszam, Nick! - Jake również podbiegł do niego.- Nic ci nie jest?- Mało mnie nie zastrzelił! - powiedział Nick trzęsącym się głosem.- Wysyłacie jakiegoś zbira, żeby mnie tu przywlókł taki szmat drogi, a potem bierzecie mnie na muszkę?- To nie żaden zbir - poprawiła Carolyn, ale najwyraźniej nikt nie zwrócił na to uwagi.Jake wzruszył ramionami.- Nie wiedzieliśmy, że to ty, Nick.Po prostu nas wystraszyłeś.Mężczyzna spojrzał na niego, jakby nagle wyrosło mu trzecie oko.- Przestraszyłem was? - wyjąkał z niedowierzaniem.- Jezu, Jake, chcie­liście mnie zastrzelić za to, że was przestraszyłem? A jakbym to nie był ja?Jake i Carolyn wymienili między sobą spojrzenia i szybko zmienili temat.- No dobra.Co nowego? - zapytała Carolyn, uśmiechając się powitalnie.Objęła Nicka ramieniem, a on odwzajemnił jej uścisk.- Jezu, wyglądacie strasznie - pokręcił głową.Jake pomógł mu wstać na nogi.- Jak miło, że to zauważyłeś.Dyplomacja to nadal twoja specjalność? Nick chciał się roześmiać, aby rozluźnić atmosferę, ale nie potrafił.- A tak na serio, Jake, wszystko w porządku? Spojrzenie Donovana mówiło wyraźnie: Oszalałeś?- Mamy za sobą czternaście ciężkich lat.- A to kto? - Thomas wskazał na chłopca.- To nasz syn, Travis - odpowiedział dumnie Jake.- A nasze czterna­ście lat nie umywa się chyba do jego ostatnich dwóch dni.On o niczym nie wiedział.Chłopiec uśmiechnął się z zakłopotaniem i wyciągnął rękę, tak jak go zawsze uczono.- Miło cię poznać, Travis.Chłopak skinął głową i końcem buta kopnął jakiś kamień.Wystraszył ich nieoczekiwany chrzęst opon na żużlu, ale Jake szybko się uspokoił, widząc, że Thorne nie reaguje.- To ten kierowca, który mnie tu przywiózł - wyjaśnił Nick.Kiedy zielony Chevrolet podjechał bliżej, Thorne zamachał do mężczy­zny w samochodzie.Rozmawiali chwilę przez otwarte okienko.W końcu Thorne wyprostował się i podszedł do Carolyn.- No dobra, Promyczku - odezwał się.- Muszę jechać.Pan Sinclair nie chce, żebym rzucał się w oczy.Zostawiam wam cadillaca.- Nie możesz odjechać! - zaprotestował Travis.- Jesteś tu.- skurczył się pod przenikliwym spojrzeniem zimnych oczu.- Wszystko, o co prosiłaś, powinno już być w pokoju.Pan Sinclair po­wiedział, że zajmie się pozostałymi sprawami.Tylko bądź dzisiaj wieczo­rem punktualnie na lotnisku - wygłosił całą przemowę do Carolyn, tak jak­by w pobliżu nie było nikogo innego.- Dzięki, Thorne - uśmiechnęła się miło i podała mu rękę.Mężczyzna spojrzał zmieszany.- I podziękuj też w moim imieniu wujkowi Harry'emu.Nagle zdawało się, że Thorne'owi zabrakło słów.Szybko uścisnął jej dłoń, odwrócił się na pięcie i zniknął w ciemnościach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl