[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tertio, takie słowa mogłam wygłosić do wielu osób i „co ty powiesz” też mogłaby mi odpowiedzieć Ania, Piotr, Alicja, Jerzy, Ewa, mój były gach, Lucyna, Marcin i może jeszcze z parę sztuk innych.Zabrzmiałoby to żartobliwie, życzliwie, ciepło, wesoło, wzruszająco, dowcipnie, rozmaicie, ale zawsze pozytywnie.„Co ty powiesz” w ustach Wojtka z reguły kąsało jadowicie.Możliwe, że ta odpowiedź stała się ostatnią kroplą i straciłam do niego cierpliwość, na co był już najwyższy czas.Wyszło na jaw, iż oszukiwana byłam skandalicznie pod każdym względem i we wszystkich dziedzinach, szczegóły już sobie daruję.Podrywał nie tylko osoby obce, ale także różne moje przyjaciółki, co uznałam za nietakt najwyższej klasy i uwierzyłam wreszcie, że przestał mnie kochać całkiem.No dobrze, przestał to przestał, niech mu będzie, nie ma przepisu, że musi, ale w takim razie po co mi sublokator? Wiedziałam, że tak łatwo się go nie pozbędę, uczyniłam zatem próbę przekupstwa.Zażądałam poważnej rozmowy.— Nie doceniłeś głupoty Zosi — rzekłam uprzejmie i złośliwie.— Nie wytrzymała, zdradziła się, że z nią sypiasz.Proszę cię bardzo, sypiaj, z kim chcesz, ale w pewnym oddaleniu ode mnie, bo ja jestem obrzydliwa.Zechciej zamieszkać gdzie indziej.Wiem, że masz długi, proszę bardzo, płacę twoje długi…Położyłam na stole sto dolarów.Wojtek się nadął.— Co to jest, sto dolarów! Mnie to nie urządza.— A to chała — odparłam na to i zabrałam forsę, bo od razu trafił mnie szlag.— Urządzaj się sam.Niemiła księdzu ofiara, won z tym cielęciem.Dobrze wiesz, że samochód kupiłam ja, w porządku, rezygnuję z niego.Jeżeli wyprowadzisz się jutro z całym dobrodziejstwem inwentarza, możesz zabrać garbusa.— Do jutra nie zdążę.— Jak nie do jutra, to i garbusa nie będzie.Zastanowił się, potargował jeszcze trochę i poszedł na tę kombinację.Wyniósł się nazajutrz, ciężko obrażony, wyraźnie czekając, żebym go zawróciła od drzwi.Nawet moja głupota jednakże miała jakieś granice i nie uwierzyłam, że teraz będzie spał pod mostem.W pół godziny potem zostałam poinformowana, iż nowe locum miał dawno upatrzone, zamieszkał u którejś ustabilizowanej podrywki.W dodatku wielbicielka mieszkała w tym samym domu, co moi znajomi, bywał u niej, kurcze blade, samochód beztrosko ustawiał pod oknami i kretynkę ze mnie robił.Tego już było za wiele, zadzwoniłam do Ani.— I ty mu zostawiasz samochód? — spytała Ania ze zgrozą.— Czy oszalałaś? Z jakiej racji…?!Oprzytomniałam, zaćmienie umysłowe mi przeszło, głupkowata szlachetność odbiegła świńskim truchtem, roniąc łzy wstydu.Przyznaję się do tego zidiocenia tylko po to, żeby mnie nikt nie mógł szantażować groźbą ujawnienia kompromitacji.Nazajutrz zadzwoniłam do prokuratury i znów zażądałam rozmowy.Wojtek zgodził się chętnie, nie wiedząc, co go czeka i spodziewając się błagań o przebaczenie.Z przyczyn bliżej mi nie znanych pojechaliśmy do kawiarni na lotnisku Okęcie.Teraz mi przychodzi do głowy, że miasto musiało być zapchane jego kantowanymi podrywkami i w jakiejś bliższej kawiarni bał się którąś spotkać.Do rozmowy byłam doskonale przygotowana technicznie.— Rozmyśliłam się — oznajmiłam przy stoliku.— Okazuje się, że życiowo jesteś ustawiony znakomicie i moje usługi nie są ci potrzebne.Nie czepiałam się forsy za skodę, ale garbusa kupiłam za własne pieniądze i w dodatku zapłaciłam połowę cła.Użytkowałeś pojazd przez dwa lata przeszło.Teraz ja go będę użytkować.Przerejestrujesz go na mnie i oddasz jutro.— Nie — odparł Wojtek.Megiera we mnie strząsnęła z kończyn wszelkie więzy i triumfalnie prychnęłam jadem.— Tu mam taki papierek — oznajmiłam zimno i bezlitośnie, a papierek przezornie przedtem znalazłam.— Napisane jest na nim, że pożyczyłeś ode mnie trzydzieści tysięcy złotych i nie tylko mi tego nigdy nie oddałeś, ale także nie zgłosiłeś pożyczki w Urzędzie Skarbowym.Z przyjemnością położę ten papierek na sędziowskim stole.Wojtek zrobił się blady.— To jest szantaż! — stwierdził z oburzeniem.— Szantaż — zgodziłam się ochoczo.— Jedyna metoda na ciebie.Utargował zwrot samochodu w poniedziałek, za trzy dni, bo musiał odwieźć rzeczy do rodziny w Łodzi.Poszłam na ustępstwo.W poniedziałek się nie odezwał, znów zadzwoniłam do prokuratury, podjechałam pod sąd, wyszedł, oddał jedne kluczyki i kartę rejestracyjną.— Drugie kluczyki — powiedziałam zimno.— Drugich kluczyków ci nie oddam.— Bardzo dobrze.To ja zaraz jadę na piąte piętro do twojego szefa i zapytam go, kto z nas ma rację…Cały dowcip polegał na tym, że był prokuratorem.W kwestii pożyczki istniał przepis, że od trzydziestu tysięcy zaczyna się nabycie praw majątkowych i od pożyczonej sumy należy zapłacić podatek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]