[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oto, jak mu siê zdawa³o, wpad³ w koñcu w pu³apkê bez wyjœcia.Zadr¿a³ ze zgrozy, a potem, jak zawsze, zawstydzi³ siê swego przera¿e­nia i wzi¹³ siê w garœæ.Choæ dr¿a³ z obawy przed tym, co go czeka, podszed³ do drzwi i obejrza³ je dok³adnie.Uzna³, ¿e w korytarzu bêdzie mia³ wiêksze szansê ucieczki ni¿ czekaj¹c tutaj, a¿ szylki po niego przyjd¹.Dopiero po chwili odkry³ zasuwkê, uchyli³ drzwi i wyszed³ na korytarz.Na szczêœcie w pobli¿u by³o pusto, lecz dalej w g³êbi widaæ by³o opas³ego Estetê œpiesz¹cego dok¹dœ ociê¿ale.Do³¹czyli do niego inni, wielu z nich równie opas³ych jak on, wszyscy zaœ tak poœpiesznie, jak im ciê¿ar na to pozwala³, szli w g³¹b korytarza, tam gdzie niew¹tpliwie le¿a³ centralny plac miasta.Tumitak poszed³ za nimi w bezpiecznej odleg³oœci i po chwili ujrza³, jak skrêcaj¹ w nastêpne przejœcie.Zbli¿y³ siê ostro¿nie do tego korytarza, a w jego myœlach zrodzi³o siê postanowienie zabicia grubasa, który zamierza³ go zdradziæ przy pierwszej nadarzaj¹cej siê okazji.Okaza³o siê, ¿e s³usznie zachowa³ ostro¿noœæ przy podchodze­niu, gdy bowiem wyjrza³ za róg, zobaczy³, ¿e znajduje siê niewiele ponad sto stóp od wielkiego placu miasta.Nigdy jeszcze nie widzia³ tak wielkiego placu.By³a to ogromna sala o boku ponad stu jardów; jej mozaikowa pod³oga i rzeŸbione œciany przedstawia³y taki widok, ¿e Tumitakowi zapar³o z wra¿enia dech.Tu i tam na ró¿nokolorowych postumentach sta³y pos¹gi, a wszystkie drzwi zawieszono cudownymi gobelinami.Sala nabita by³a Estetami, w licz­bie przewy¿szaj¹cej piêæset osób.Jednak nie sala, nie jej dekoracje ani ludzie, którzy siê tam znajdo­wali, wywarli na Tumitaku najwiêksze wra¿enie.Wzrok jego ca³y czas skupiony by³ na wielkim metalowym walcu, który spoczywa³ poœrodku sali.By³o to takie samo urz¹dzenie, jakie widzia³ na obrazie, gdy po raz pierwszy wkroczy³ do miasta - d³ugie na osiemnaœcie do dwudzie­stu stóp, zamontowane na trzech dobrze ogumiotiych ko³ach, z okr¹g³ym otworem na szczycie, który Tumitak dopiero teraz zauwa¿y³.Gdy tak patrzy³, z otworu wylecia³o kilka przedmiotów i opad³o lekko na ziemiê przed t³um.Jeden za drugim, jak diabe³ki z pude³ka, przedmioty wyskakiwa³y z otworu, a gdy uderza³y sprê¿yœcie o ziemiê, Esteci wznosili powitalne okrzyki.Tumitak szybko siê odsun¹³ w ty³, lecz po chwili, gdy jego ciekawoœæ zwyciê¿y³a, odwa¿y³ siê znowu spojr¿eæ na salê.Bowiem po raz pierwszy od ponad stu lat mieszkaniec Loru patrzy³ na szylka!Przy wzroœcie oko³o czterech stóp, szylki by³y rzeczywiœcie podobne do paj¹ków, jak g³osi³a tradycja.Lecz po bli¿szych oglêdzinach okazy­wa³o siê, ¿e podobieñstwo jest powierzchowne.Owe stworzenia bowiem nie by³y poroœniête w³osami, zaœ nóg mia³y dziesiêæ, a nie osiem, jak prawdziwy paj¹k.Nogi te by³y d³ugie, z trzema stawami, zaœ ka¿da z nich zakoñczona szcz¹tkowym szponem, nieco przypominaj¹cym pa­znokieæ.Zebrane w dwa pêki, po piêæ z ka¿dej strony, wyrasta³y z tu³o­wia miêdzy g³ow¹ i reszt¹ cia³a.Tu³ów wygl¹dem przypomina³ odw³ok osy, a rozmiarami mniej wiêcej g³owê, co niew¹tpliwie stanowi³o osobli­woœæ tych istot.By³a to bowiem g³owa ludzka: takie same oczy, takie samo szerokie czo³o, usta z zaciœniêtymi, w¹skimi wargami, oraz podbródek - wszyst­ko to nadawa³o jej uderzaj¹ce podobieñstwo do g³owy cz³owieka.Brako­wa³o tylko nosa i w³osów, aby twarz przypomina³a ludzk¹.W miarê jak Tumitak przygl¹da³ siê temu wszystkiemu, szylki od razu przyst¹pi³y do spraw, które sprowadzi³y je do korytarzy.Jeden z nich wydoby³ jakiœ papier z torby przytroczonej do cia³a, schwyci³ go zwinnie miêdzy dwie koñczyny i pocz¹³ czytaæ.W g³osie jego pobrzmiewa³ osobliwy metaliczny klekot, lecz Tumitak nie mia³ ¿adnych trudnoœci ze zrozumieniem ¿adnego s³owa.- Bracia z lochów! - wykrzykn¹³ szylk - nadszed³ oto czas, aby nastêpni spoœród was osiedlili siê na Powierzchni! Przyjaciele, którzy odeszli st¹d w zesz³ym tygodniu, niecierpliwie oczekuj¹ waszego przy­bycia.Pozostaje nam tylko wymieniæ imiona tych, którzy zostan¹ dziœ zaszczyceni.S³uchajcie uwa¿nie, a ka¿dy, którego imiê zostanie wywo­³ane, niech wejdzie do walca.Zatrzyma³ siê na chwilê, aby upewniæ siê, ¿e go zrozumiano, a na­stêpnie w brzemiennej oczekiwaniem ciszy zacz¹³ czytaæ imiona.- Korystialis! Yintiamia! Latrumidor! - wo³a³ i jedna po drugiej olbrzymie, zwaliste postacie dostojnie wystêpowa³y naprzód i wspina³y siê do cylindrycznego urz¹dzenia po ma³ej drabince, któr¹ spuszczono.Trzecim spoœród wezwanych by³ ten, z którym Tumitak rozmawia³ u nie­go w mieszkaniu.Na jego twarzy, podobnie jak na twarzach pozosta­³ych, malowa³o siê zdumienie i radoœæ, jakby spotka³o ich jakieœ nie­wiarygodne szczêœcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl