[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ka¿dej lubo, gdy siê zalotniki ko³o niej krêc¹.Gdy tak ¿aki p³oche figluj¹ z dziewk¹, przest¹pi³o próg a¿ czterech panów powa¿nych z krótkimigêSlikami do opowieSci.Nie od razu pozna³y ryba³ty panów ¿onglerów, którzy pod ¿aden koSció³utrudzaæ siê nie potrzebowali, rozchwytani po wszystkich piekarniach i wierzernikach grodu. Bodaj to sztuka prawienia romansów! - wzdymaj¹ igrce.- Ka¿dy z nich na Swie¿o wyk¹-pan, nakarmion, w szatach dumnych. Nie dra¿niæ bestii! - huknie tymczasem jakiS g³os zza proga.Rozleg³ siê g³uchy szczêk ³añcucha i za ch³opem w spiczastym ko³paku wwala sapliwie swe ciel-sko niedxwiedx ogromny, a¿ zacuchnia³o nagle w izbie.Na zadnich ³apach ko³ysze siê w chodzie,srogi i g³upi zarazem z tym kolcem w nosie.Niedxwiednik szczêka ³añcuchem, a dr¹giem usuwaludzi. Nie dra¿niæ bestii! - doprasza siê wci¹¿.U komina go u³o¿y³, jakby wielkie futro z ra-mion na ziem cisn¹³.Wtedy dopiero obna¿y g³owê i pozdrowi gromko wszystkich kamratów: Niech bêdzie pochwalony Jezus Chrystus! Taki to piêkny obyczaj mia³: znad Odry szed³z niedxwiedziem swoim.Przysiad³ siê do sto³u, spracowan¹ g³owê obciera z potu i rozpytuje poczciwie ka¿dego, jakmu te¿ igra dziS posz³a, ile Pan Bóg zarobiæ pozwoli³.Cz³eczysko by³o spokojne, a kompanwszystkim najlepszy.O sztuki nigdy siê nie spiera³.62Czyni³y to tymczasem ¿aki z zaciek³ym ferworem dysputacji - tak na nich podzia³a³o wejSciepanów ¿onglerów.Ledwie ich uspokoi³ si³acz gruby; ozwa³ siê jednak dziwnie cienko, g³o-sem zdziwionego, rzekniesz, dziecka: Które ¿adnej igry nie czyni¹ - ¿aki - rozgwarzy³y siê najg³oSniej, jaka sztuka Bogu i ludziommilsza i na jak¹ mod³ê sprawowaæ siê winna.Jeszcze mnie te ¿aczki si³¹ zechc¹ uczyæ po³acinie!Nabija³a siê tymczasem gospoda.Zapóxnione waganty Sci¹ga³y powoli.Zwlekali siê kuglcez wymySlnymi sprzêtami swoich popisów.Wokó³ sto³Ã³w szastaæ siê jê³y i ryba³tki, którychsztuka na rynku nieznaczna, a zarobkowanie po ulicach inne.Zanosi³o od nich jak od tegoniedxwiedzia, tylko na lepko, na s³odko.To tchnienie przykrych olejków roznosz¹c po izbiez szelestem, wtyka³y wszêdzie swe barwione twarze.Jawi¹ siê wreszcie i weso³ki, a rozdzwo-ni¹ wraz w t³umie swymi kuk³ami.Ich psy m¹dre poczn¹ siê Scigaæ miêdzy sto³ami w krêgi,w zawroty, w wiewiórcze sza³y; czyni¹ to na wytchnienie swobody po sztucznych popisachrynkowych, a po trosze i dlatego, ¿e coS z pana natury jest zawsze i w zwierzêciu jego: ciesz¹siê psy waganckie na now¹ wêdrówkê po goSciñcach Swiata.Przywlok³ siê wreszcie i gadkarz, ale jakiS zgo³a inny ni¿ na rynku.SproSne przed ludxmioblicze Sci¹ga³o mu teraz znu¿enie w cierpk¹ powagê; ca³y ciemnym p³aszczem zatulonyprzysiada³ siê ponuro do towarzyszy.Na ulicach zastêpowali go teraz ucieszniki grodzkie. ChoæbyS im nie wiem jakie gadki wymySla³ - skar¿y siê kamratom - im zawsze ciekawszes¹siadów sprawy; na nie ka¿¹ mi wci¹¿ sk³adaæ gadki, a i szczodrymi byæ wtedy obiecuj¹.Wina piæ nie chcia³ - bo niech groszy ma³o do domu z w³Ã³czêgi przyniesie, zanêka ¿ona,dzieciaczyska zaszczypi¹ na Smieræ.Goliard tymczasem swarzy³ siê o coS ze skoczk¹. Gdym ci taka niepoczciwa, to za co mnielubisz?Nie znalaz³ odpowiedzi, choæ po ni¹ trzy razy do czarki zagl¹da³ - a g³êboko.A¿ mu j¹ odjê³asprzed ust. Za com ci luba? - nastaje uparcie.Patrzy goliard na te dzikie p³omyki czarnych w³osów gdzieS ko³o ucha, na te kêdziorki i ko-smyki wicherkowe pod uchem na Sniadej szyi. Veneris tentoria res est amatoria - znalaz³ wreszcie odpowiedx - a nie by³o takiego magistra,który by kogo nauczy³, co by mu siê, miar¹ rozumu, podobaæ winno w kobiecie.Prócz cnoty,prócz cnoty oczywiScie, któr¹ KoSció³ kochaæ nam ka¿e. Gdym ci zawsze taka niepoczciwa by³a, to czemu sk³ada³eS na mnie one wiersze, którymidelektuj¹ siê po Swiecie i biskupy?.Niech ci przypomn¹ ¿aki! - dorzuci z hardym wyzwa-niem.¯aków tylko tym tr¹æ: ju¿ wyskakiwali z ³aw, by sk³Ã³conymi takty, jeden przez drugiego od-bêbniaæ wiersze jakoweS.Nic z tego rozgardiaszu wys³uchaæ nie mo¿na, ledwie to jedno zda-nie wyrwie siê zgodnych chórem: Nympha non est formae tantae. Silentium! - huknie na nich goliard, w³aSnie jak ten mnich na ¿aki.I pocznie czochraæ siêpo kapturze, wyci¹gaæ d³oñmi jego wisiory, z³y na tê ohydê, jak¹ uczyni³y ¿aki z wiersza jego. Wiedz, pyszna kobieto, ¿e s¹ godniejsze piêknych wierszy i biskupich nad nimi delektacji.Niewiasty które pacierzem, postem i ja³mu¿na Pana Boga i Swiêtych w niebie ciesz¹c kwitn¹przy krosienkach w obyczaju poczciwoSci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]