[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczynały sięnieodmiennie staroświecką manierą od słów:  Ukochany synu, pisałam do cie-bie dnia. Te Kamyk troskliwie odłożył na bok.Wreszcie dotarli do złożonegow kilkoro kawałka pergaminu.Dwie głowy pochyliły się nad pismem Płowego,zderzając się skroniami. To jest to!  zawołał Wężownik. Słuchajcie! Wyrwał Kamykowi doku-ment i zaczął czytać głośno:Z wolnej woli i bez spodziewania korzyści wcześniejszej, piszę co następuje:wraz z moją śmiercią całość posiadanego dobytku ma przejść na własność Wierz-151 by, córki Wikliny i %7łarka.Zgodnie z obyczajem kronikę oraz wszystkie zanotowa-ne wyniki pracy naukowej należy przekazać do Zamku Magów pod opiekę Kręgu.Księgi oraz wyposażenie pracowni pozostawiam Jesionowi, synowi Wierzby z ojcaSznura, z nadzieją, że skorzysta z nich i przyniosą mu one pożytek. Nie ma podpisu. zakończył Wężownik z rozczarowaniem. Nie ma podpisu  powtórzył Pożeracz Chmur jak mentalne echo.Kamyk z zastanowieniem przyjrzał się pergaminowi.Bez podpisu dokumentbył wart akurat tyle, co materiał, na którym go sporządzono.Płowy na pewno niezaniedbałby tak ważnej rzeczy bez istotnego powodu.Płowy był bardzo schludny, a pergamin jest złożony kilkakrotnie i wygląda,jakby już przedtem wyskrobywano z niego poprzedni tekst.To zwykła karta donotatek.Zapewne miał zamiar przepisać to wszystko na dobry papier i opatrzyćpodpisem oraz pieczęcią.Nie zdążył, niestety. Czy nie możesz sam tego podpisać?  spytał Pożeracz Chmur, przeczytaw-szy widmowe pismo Kamyka, unoszące się w powietrzu. Przecież to tylko paręznaków. Sfałszować? Przecież to da się rozpoznać. Zrób tak, żeby się nie dało.Kamyk zezłościł się. A ty co, myślisz że ja terminowałem u zawodowego defraudanta?! JestemTkaczem Iluzji, a nie oszustem! Pod pewnymi względami to jest to samo  odgryzł się smok. Sam tozrobię, jak ty się boisz.Dawaj!Odebrał pismo Kamykowi i rozejrzał się za piórem.Mag usiłował zabrać mucenną notkę z powrotem, ale Pożeracz Chmur jedną ręką przytrzymał go z ła-twością za łokieć, a drugą dzierżył pergamin poza jego zasięgiem, jakby drażniłsię z dzieckiem.W końcu chłopak dał za wygraną.Młody smok, pełen animu-szu, przygotował sobie pióro i atrament.Przyjrzał się bardzo uważnie sygnatu-rom w kronice Płowego, kilkakrotnie przećwiczył je na kawałku papieru, pókinie wyczuł odpowiedniego nachylenia oraz nacisku narzędzia.Po czym uważnie,w ogromnym skupieniu, położył brakujący podpis w odpowiednim miejscu podautentycznym pismem nieżyjącego Obserwatora.Podmuchał ostrożnie na znaki,by atrament prędzej wysechł.Na pierwszy, drugi, a nawet i trzeci rzut oka obakroje pisma nie różniły się absolutnie niczym.Tkacz Iluzji poniewczasie przy-pomniał sobie, że Pożeracz Chmur jest nie tylko bardzo dobrym rysownikiem.Swego czasu młody smok z pamięci odtworzył wszystkie jego notatki utraconena Wyspie Szaleńca, nie roniąc ani jednego słowa, a także znakomicie naśladującKamykowe pismo.Wierzba obserwowała te kombinacje, nie pojmując niczego.Jesion ustawiałrówny stosik ze srebrnych monet, kładąc jedną na drugiej.Bardziej zajmowały152 jego uwagę te błyszczące blaszki niż niezrozumiałe przepychanki starszych.Po-żeracz Chmur podsunął dokument Wierzbie. Testament Płowego.Jest twój.Tkacz Iluzji rezygnuje z prawa do schedypo Obserwatorze.Wzięła pergamin machinalnie. Mogę zostać?  zapytała niepewnie i bardzo cicho. Oczywiście  zapewnił ją Wężownik. Teraz to wszystko pani.Domi pieniądze tak samo.Nagle zaczęła płakać. Ale czy to aby ważne?  spytała przez łzy. Czy to ważne jest? Niewyrzucą mnie? Niechby kto śmiał!  oburzył się Pożeracz Chmur. Własnego teryto-rium broni się zębami i pazur.!Umilkł nagle, gdy Wężownik wsadził mu łokieć pod żebra. Wszystko w porządku, szanowna pani  odezwał się Wędrowiec uprzej-mie. Tylko czy pani będzie umiała trochę.trochę naciągnąć prawdę? Skłamać?  Wierzba rzuciła okiem na bawiącego się monetami synai twarz jej nabrała wyrazu zawziętości. Tak.Umiem.Dla Jesiona była w stanie zrobić znacznie więcej. Proszę więc zaraz jutro powiedzieć we wsi, że znalazła pani ten dokument.W razie czego: był już podpisany, a nas tu wcale nie było. Tak powiem.Przenosiła wzrok z jednej młodej twarzy na drugą w zdumieniu, jak mogą ist-nieć tak dobrzy ludzie wśród magów.Syn pana Płowego zostawił jej dom, choćmiał pełne prawo go zająć, a jego towarzysze są tacy mili dla biednej, niewy-kształconej wieśniaczki.Zciskała w ręku bezcenny kawałek pergaminu, aż palcejej zbielały.Z trudem mogła uwierzyć, że to nie sen.Kamyk chwilę stał nad kroniką Płowego, nie mogąc zdecydować się na zaj-rzenie do środka.był ciekaw tego, jak Płowy przyjął wiadomość o jego rzekomejśmierci, ale jednocześnie obawiał się, że lektura będzie zbyt bolesna.Zrezygno-wał z niej bez żalu, a nawet z pewną ulgą.Na stole dostrzegł niewielki kamień,jakby zostawiony tam przez nieuwagę  mały kawałek krzemienia niezwykłegokształtu.Obły z jednej strony, z drugiej został odłupany tak, że utworzyła się po-dwójna ostra krawędz.Całość przypominała skamieniały szpon wielkiego ptaka. Taki właśnie jestem  pomyślał, biorąc go do ręki. Niby gładki, ale ka-leczę.Nie wszystko wychodzi tak, jakbym chciał.Zawiodłem Płowego i już tegonie naprawię.Przypomniał sobie nagle o nowych szkłach do mikroskopu.Wyciągnął je z tor-by podróżnej i położył na najwyższej półce.Może komuś kiedyś się przydadzą.Może będzie to Jesion, jeżeli uda mu się zdobyć wykształcenie i spełnić te ambicje153 Płowego, jakich on do końca nie zaspokoił.Długą drogę miał przed sobą ten ma-lec, a nawet jeszcze jej nie przeczuwał.Kamyk wydobył też zupełnie zapomnianegrzebienie do włosów przeznaczone dla Wierzby.Nie śmiała ich wziąć. Za piękne są  wyszeptała, choć oczy jej się śmiały do ślicznych dro-biazgów. Nie śmiem ich wpiąć.Ogromne podziękowanie, ale to dla mnie załadne. Piękno do piękna  rzekł z galanterią Pożeracz Chmur i wsunął je wewłosy Wierzby. Jak ja się wywdzięczę. Nijak.Bądz szczęśliwa i hoduj tego szkraba zdrowo, jak ci Płowy przyka-zał.Gdy wyszli, żegnani błogosławieństwami, Pożeracz Chmur nawiązał kontaktz Kamykiem. Jak się czujesz teraz, kiedy nic nie masz? Nie mam niczego więcej ani mniej niż przedtem.W sensie majątkowym.A co straciłem, to sam wiesz.Jedyną pamiątką, jaką zabrał ze starego domu, był ów kamyczek znalezionyna stole w pracowni Płowego.Symbol własnego imienia i poczucia winy.* * *O zachodzie słońca rozpaliłem ogień dla Płowego.Zbyt pózno, jak powinnobyć to dopełnione z mojej strony.Naciąłem sobie skórę na obu rękach  noweszramy dodane do tych starych, ledwo widocznych, które zostały mi po ofierzeza życie Pożeracza Chmur.Wiatr Na Szczycie odciął dla mnie kawałek jedwabiu,żebym mógł go spalić, kiedy już przesiąknie krwią.Zauważył, że to bardzo kosz-towna ofiara i Matka Zwiata z Panią Strzał powinny docenić taki pierwszorzędnytowar.Poczucie humoru Wiatru Na Szczycie czasem bywa trochę niesmaczne.Mo-dliłem się, ale miałem wrażenie, że wszystkie moje myśli trafiają wpustkę.Boginimnie nie słyszała albo nie chciała słyszeć.Nie wiedziałem dotąd, że smutek możebyć ciężki w całkiem dosłownym sensie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl