[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak, to byłobysensowne.- Wez się wreszcie w garść, bo Starszy w końcu zauważy twoje roztargnienie -wyszeptała Iren  budząc Dora.Spróbował się więc skupić i przyswoić sobie więcej tego, co mówił Gerome.W końcuw tej chwili nie mógł się zająć Magiem.Powoli kończyli zwiedzanie.- Czy jest tu jeszcze coś, co chciałbyś zobaczyć, Królu Dorze? - zapytał Gerome.- Nie, Starszy, dziękuję - odparł Dor.- Widziałem wystarczająco dużo.- Czy mamy zaaranżować przeniesienie ciebie i twych towarzyszy do waszejstolicy? Możemy się skontaktować z waszym zaklinaczem.To było kłopotliwe.Dor musiał zakończyć dochodzenie w sprawie centaura-Maga, niemógł więc jeszcze opuścić Wyspy.Zdawał sobie jednak sprawę, że jego misja i odkrycia nie zostaną tu dobrze przyjęte.Nie mógł opowiedzieć Starszym centaurów o wszystkim ipoprosić ich o wsparcie; uznaliby to pewnie za obsceniczne, a ich serdeczna gościnnośćprzerodziłaby się w chłód.Nie można było racjonalnie dyskutować o indywidualnej koncepcjiobsceniczności, bowiem owa koncepcja i racjonalność wzajemnie się wykluczały.A może to właśnie leżało u podstaw zgodności i wspaniałomyślności centaurów.Może domyślały się celu jego misji i dlatego nie zostawiały mu wolnej chwili, pod pozoremgościnności.Jak mógłby odmówić powrotu do domu po tym, gdy tak skrupulatnie zaspokoilijego życzenia? Chcieli się go pozbyć z Wyspy i miał niewielkie szansę udaremnienia ichplanów.- Czy mógłbym porozmawiać ż Chetem, zanim podejmę decyzję? - spytał.- Oczywiście.Jest twoim przyjacielem.- Gerome znów stał się usłużny aż doprzesady.Jak na ironię, to jeszcze bardziej zdenerwowało Dora.Teraz był prawie pewien, żenim manipulowano.- I przyjacielem pozostałych moich przyjaciół - dodał.- Decyzję musimy podjąćwspólnie.Zaaranżowano to.Popołudniem spotkali się wszyscy w uroczym, małym ogródku,gdzie zapewniono im całkowitą dyskrecje.- Wszyscy znacie cel naszej misji - powiedział Dor. Chodzi o zlokalizowanieMaga-centaura i określenie jego zdolności, a nawet sprowadzenie go do Zamku Roogna.Centaury nie lubią jednak zdolności magicznych u samych siebie; uważają je za obsceniczne.Reagują na nie tak, jak my na.hm, na zaglądanie Iren pod spódnicę.- Nie wspominaj o tym! - przerwała i zarumieniła się.- Wydaje mi się, że ostatniocały świat zerkał pod moją spódnicę!- To twoja wina, że masz takie wspaniałe nogi! - odezwał się Grandy.Wierzgnęła wjego kierunku, ale golem umknął.Dor zauważył, że tak naprawdę wcale nie chciała przyłożyćGrundiemu.Nie była aż tak niezadowolona, jak udawała.- Tak się składa, że rozumiem oba punkty widzenia  wtrącił się Chet.Lewe ramię miał na temblaku, brał leki przeciwbólowe.Wyglądał już lepiej, leczwciąż jeszcze był słaby.- Przyznaję, że głupie są zarówno słabostki ludzi, jak i centaurów.Centaury majązdolności magiczne i powinny je z dumą demonstrować, a Iren ma wspaniałe nogi i równieżpowinna je z dumą pokazywać.I nie tylko. - W porządku! - warknęła Iren, która jeszcze bardziej pokraśniała.- Koniec ikropka.Nie możemy paplać o naszej misji do każdego na Wyspie Centaurów.Po prostumogliby tego nie zrozumieć.- Tak - zgodził się Dor, zadowolony, że towarzysze podróży zgodzili się z nim.-Potrzebna mi teraz jakaś wtyczka.Widzicie, wydaje mi się, że zlokalizowałem Maga-centaura.To musi być potomek archiwisty Arnolda.- Arnold? - spytał Chet.- Słyszałem o nim.Mówiła o nim moja matka.Wykonujeswój zawód od pięćdziesięciu lat.Jest kawalerem.Nie ma potomstwa.Bardziej interesują gofigury numeryczne niż figury zrebic.- Nie ma dzieci? A wiec musi to być on sam  stwierdził Dor.- Magiczny kompaswskazuje dokładnie na niego.Nie wiem, jak to możliwe, bo jestem pewien, że przedtem wXanth nie było tego rodzaju Magów; nie sądzę jednak, by Dobry Mag Humfrey dał mi złewskazówki.- Jaki jest jego talent? - zainteresowała się Iren.- Nie wiem.Nie miałem okazji się o tym przekonać.- Mogę popytać - ofiarował się Grundy.- Jeżeli wokół jego stajni są jakieś roślinyczy zwierzęta, to powinny wiedzieć.- Sam mógłbym popytać - odparował Dor.- Jest tam wiele rzeczy nieożywionych.Nie o to chodzi.Starsi chcą nas odstawić do domu i nie mam stosownego pretekstu, by zostać.Mogłaby wystarczyć jedna noc.Co powinienem im powiedzieć, by ich ani nie okłamać, aninie zrazić? Król Trent radził, żebym w razie jakichś wątpliwości kierował się prawością, bo towówczas najlepsze rozwiązanie; ale w tym przypadku wątpię i w to.- I znów dostrzegam oba aspekty sprawy - rzekł Chet.- Należy ZAWSZE kierowaćsię prawością, może z wyjątkiem tego przypadku.Przedstawiciele mego gatunku mogą sięstać niezwykle gburowaci, gdy staną przed takim problemem.Co nie znaczy, bym odważałsię krytykować swego ojca.Wiedzieli, co miał na myśli.Jedyną metodą postępowania centaura Chestera z kimś,kto mu się naraził, było złapanie tego kogoś za gardło i wytrzęsienie zeń ducha.Centaury zWyspy Centaura były może bardziej ucywilizowane, ale pod zewnętrzną ogładą kryła się tasama gburowatość.- Powiedz im, że nie zakończyłeś jeszcze swych spraw i że potrzebny ci na tonastępny dzień - zasugerowała Iren. To absolutna prawda. - To znakomite rozwiązanie, choć takie prościutkie - orzekł Chet.- Potem nocąwyszpieguj talent Arnolda.Niech najpierw Grundy rozejrzy się, żebyś nie wzbudzi!podejrzeń.Tym sposobem dopełnicie misji nie urażając nikogo i jutro powrócicie do domu.- A jeżeli będziemy go musieli ze sobą zabrać? Prawdziwy Mag powinien się udaćdo Zamku Roogna.- Nie ma sprawy - powiedział Chet.- Od razu mogę wam powiedzieć, że nie zechce,a żadnego Maga nie można zmusić.Mało co zdoła wywabić archiwistę z jego królestwa.- Może wystarczy ustalenie jego talentu? - zastanowiła się Iren.- Nasza Rada Starszych, po uzyskaniu tej informacji, zdecydowałaby, co dalej.Dor odetchnął.- Tak, oczywiście.Tej nocy.Wy możecie spać.- Też coś - zaprotestowała Iren, wsparta pomrukami Smasha.- To także naszasprawa.Jak zostaniesz sam, to wszystko spaprzesz.- Jak zwykle doceniam twoje zaufanie - powiedział sucho Dor.Doceniał też ich pomoc.Obawiał się, że sam faktycznie mógłby to spaprać, ale niechciał ich prosić, by wzięli udział w czymś, co mogłoby okazać się paskudne.Wykonali swój plan tej nocy.Grundy poszedł pierwszy, a ciemności ukryły jegodrobną, ciemną postać.Nie było żadnych przeszkód, wiec wkrótce wszyscy opuścili swewygodne, na ludzką modłę zrobione łóżka - z wyjątkiem Cheta, który mieszkał oddzielnie inie mógł niepostrzeżenie opuścić swego boksu w stajni - i wyszli w blask księżyca.Widzielidobrze, bo księżyc był niemal w pełni i dawał mnóstwo światła.Bez trudu odszukali muzeum.Dor przypuszczał, że na noc będzie zamknięte, ale kujego rozczarowaniu było tam jasno.- Kto jest w środku? - zapytał ziemi.- Archiwista Arnold - odparła.- Musisz być okropnie głupi, skoro nie wiesz, że całytydzień pracuje do pózna, katalogując te nowe przedmioty z Mundanii, choć nie wiem, bo gow tych rupieciach tak interesuje.- Jaki jest jego magiczny talent?- Jego co??? - zapytała zdumiona ziemia.- Nie wiesz o żadnej związanej z nim magii? - zdziwił się Dor.Zwykle ludziezachowywali się bardzo swobodnie, gdy wokół mieli samo nieożywione, a trudno byłouniknąć nieożywionego.To właśnie czyniło talent Dora tak zdradzieckim.Przy nim znikałacała tajemnica, w której istnienie wierzyli.Próbował nie wtrącać się w to, co go bezpośrednionie dotyczyło, ale i tak większość ludzi - w tym i jego rodzice - starała się go unikać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl