[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektóre były małe i nadawały się tylko dorzucania, inne były w sam raz takie, aby spuścić je tamtemu na głowę, zaś kilka było takwielkich, że można je było tylko toczyć.Biada temu, kto znalazłby się na ich drodze!Wziął w rękę kamień odpowiedni do rzucania.Zacisnął na nim dłoń.Jego chwytbył niezgrabny, lecz potrafił rzucać wystarczająco celnie.Spojrzał w dół na wojownika,126 który trzymając się mocno krawędzi półki, mozolnie posuwał się od jednego wąskie-go stopnia do drugiego.Był bezradny.Gdyby spróbował się uchylić przed spadającymkamieniem, sam runąłby w dół.Nie patrzył nawet w górę, jakby możliwość takiegoprzedwczesnego ataku nie przyszła mu do głowy.Var położył kamień na ziemię.Czuł do siebie pogardę za to, że w ogóle odczułtaką pokusę.Wrócił na swoją stronę płaskowyżu.Wódz w rozmowach z nim wielerazy podkreślał znaczenie honoru poza Kręgiem.Wewnątrz Kręgu nie było żadnychpraw, tylko zwycięstwo lub śmierć, lecz poza jego obrębem nie było zwycięstwa bezhonoru.Ten płaskowyż w istocie stanowił Krąg.Mieszkańcy podziemi mogli nie miećhonoru w sensie, w jakim rozumieli go koczownicy, lecz ta sytuacja była niewątpliwiewyjątkiem.Var uznał, że musi pozwolić przeciwnikowi wejść na szczyt, zanim zaczniez nim walczyć.Usiadł ze skrzyżowanymi nogami po swojej stronie płaskowyżu, podczas gdy drugiwojownik wdrapywał się na szczyt.Pierwszą rzeczą, którą Var ujrzał, była dłoń i pałkiprzywiązane sznurkiem do nadgarstka.Miał więc zmierzyć się ze swą własną bronią!127 Po chwili ze zdumieniem stwierdził, że jego przeciwnik jest niewysoki, niemal kar-łowaty.Głowa przybysza sięgała niezbyt wysokiemu Varowi zaledwie do ramion.Wtemmłody koczownik otworzył szeroko oczy ze zdumienia.Reprezentant Góry miał coprawda broń, ale nie posiadał drugiego co do ważności atrybutu wojownika.To byłakobieta! Jestem!  zawołała chwytając pałki.Właściwie nawet nie można było nazwać jej kobietą  raczej dziewczynką.Mia-ła wysoki i słodko brzmiący głos, gęste, czarne włosy obcięte tuż poniżej uszu orazdelikatne rysy twarzy i szczupłe, zwinne ciało.Jedynym jej odzieniem były ciasno za-wiązane sandały.Nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat.Połowę tego, co Var.Pomyłka jednak nie wchodziła w grę.Była na miejscu, miała broń, nie okazywałanieśmiałości, czy zaskoczenia.Mieszkańcy podziemi wysłali dziecko.Dlaczego? Z pewnością nie liczyli na to, że z wrażenia ustąpi dziewczynce zwy-cięstwo? Nie, gdy stawką był los Góry i Imperium, a w pierwszej bitwie zginęło jużtysiąc ludzi! Z drugiej strony, jeśli chcieli przegrać, nie było potrzeby zawierania takskomplikowanej umowy i poświęcania dziecka.128 Var wstał i zaczął przygotowywać pałki.Robił to powoli, by móc się zastanowićnad sytuacją.Przyszło mu do głowy, że powinien się czuć zawstydzony tym, iż jestnagi w obecności dziewczynki, lecz zbyt krótko przebywał wśród ludzi, aby do głębiprzejmować się takimi drobnostkami.Kodeks honorowy był dla Vara czymś o wielebliższym niż nakazy wstydliwości.Zresztą to nie była kobieta, tylko dziecko.Gdyby jejłono było zakryte, mogłaby uchodzić za młodego chłopca.Nie miała długich włosów,ani rozwiniętych piersi.Naszły go niewczesne myśli o Soli.Ruszył ostrożnie na spotkanie tego dziecka.Wątpił, by potrafiło ono władać w na-leżyty sposób bojowymi pałkami.Szczupłe ramiona dziewczynki poruszyły się jednak szybko.Jej pałki wprawnieuderzyły w jego własne.Wiedziała, co robi.Zaczęli więc walczyć.Var był większy i silniejszy, lecz dziewczynka szybsza i lepiejwyszkolona.Walka, co zdumiewające, była zatem równa.Var szybko zrozumiał, że nie jest to zabawa.Był przygotowany na walkę na śmierći życie z groznym mężczyzną, a tymczasem nie mógł poradzić sobie z małą dziewczyn-129 ką.Jeśli jednak nie zdoła jej pokonać  nie potrafił już nawet pomyśleć  zabić  toprzegra, a wraz z nim przegra Imperium.Lepiej zrobić to szybko.Zaatakował z furią, używając swej brutalnej siły, by ze-pchnąć dziewczynkę w stronę krawędzi.Cofnęła się o krok, potem o drugi, nie mogłajednak robić tego bez końca.Pałki uderzały o pałki, żaden cios nie trafił w ciało, leczVar naciskał coraz mocniej, tak samo, jak robił to wczoraj w walce przeciwko sztyletom,a jego pozycja poprawiała się tak jak wtedy.Dziewczynka stała już dwa kroki od krawędzi.Jeden krok.Nagle obróciła się napięcie i nie patrząc w jego stronę podbiła jedną z jego pałek w górę, zanurkowała podnią, zaszła go od Tylu i uderzyła w nadgarstek całkowicie zaskakującym ciosem naodlew.Var patrzył z niedowierzaniem, jak jedna z pałek wylatuje z jego odrętwiałej dłonii spada z grzechotem w dół zbocza.Kontratak był tak szybko i tak zręcznie wykonany,że nie pozostawił mu żadnych szans na obronę.Teraz, na wpół rozbrojony, był prak-tycznie pokonany.Jedna pałka nie miała szans przeciwko dwóm.130 Okazało się więc, że jego brak doświadczenia kosztował Imperium porażkę.Hul niedałby się zaskoczyć w tak prosty sposób, a już z pewnością nie Tyl.Kto jednak mógłbysię spodziewać podobnych umiejętności po małym dziecku?Var czekał na atak, który musiał nadejść.Był skazany, lecz nie zamierzał się pod-dać.Miał jeszcze nadzieję zaskoczyć ją, rzucając się do przodu, i zepchnąć ich obojez płaskowyżu, tak by pojedynek zakończył się śmiercią obojga walczących.Popatrzyła na niego przez chwilę, po czym od niechcenia rzuciła jedną ze swychpałek w ślad za jego bronią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl