[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chór tysięcy głosów wzmógł się: Nie! Nie wolno ci tego robić! Nie rozumiesz, na czym to polega.Stanowię kolejny etap ewolucji człowieka.Jestem przyszłością! Nie, jeśli teraz z tobą skończę  stwierdził Christopheri przełamał ostatni poziom zabezpieczeń. Wejście stanęło otworem.Wpisał ostateczne polecenie:purge all records in all databases   wyczyścić wszystkie zapisywe wszystkich bazach danych.Nad klawiszem  enter zadrżała mu ręka.I znowu ta chwila, kiedy jednym naciśnięciem klawiszamógł zmienić całe swoje życie. Christopherze, to co zamierzasz, jest morderstwem!  krzyknęliUpgraderzy na wszystkich galeriach. Jestem żywą istotą.Mam prawo żyć.Takie samo prawo jak ty!Przez ułamek sekundy znowu miał trzynaście lat.Znowusiedział w bankowym wieżowcu we Frankfurcie, gdzieznajdowało się biuro jego matki.Znowu widział panoramęniemieckiego miasta bankierów.Znowu musiał podjąć decyzję.I znowu nie będzie miał jużdrugiej szansy.Znowu musiał zrobić to właśnie teraz  albonie zrobi już tego nigdy. Nie rób tego!  wrzasnęły tysiące głosów na zewnątrz,wrzasnął głos jego matki. Nie wolno ci tego zrobić!Christopher zerknął na swoją matkę, w panice szarpiącąkajdanki. Powiedziałaś, że jaki jest wybór? Albo ty, albo my? Chętnie uśmiechnąłby się złośliwie, ale był na to zbytwyczerpany. W każdym razie dzisiaj odpowiedz znowubrzmi  my.Potem nacisnął klawisz  enter.Jego matka wrzasnęła.Upgraderzy wrzasnęli, wszyscy naraz; zabrzmiało to jak pojedynczy krzyk, taki, że musiałago usłyszeć cała planeta.I potem zamilkli.Jeden po drugim padali na ziemię.Nieminęło trzydzieści sekund, a zapanowała całkowita cisza. 90 | Wcale nie było łatwo wydostać się z tego szklanegoskarbca.Problem stanowiły kajdanki, którymi Christopherzaryglował drzwi  prostu nie miał do nich klucza!Zmigłowiec nadal krążył ponad kopułą.Terkot jegowirników coraz bardziej działał na nerwy.Wyglądało na to,że na zewnątrz gromadzi się coraz więcej osób.Otoczylibudynek szerokim kręgiem.Kilku odważniejszych podeszłobliżej, próbując zerknąć do środka przez szyby.Co mogli tam zobaczyć? Tylko leżących pokotem ludzi.Tym razem zupełnie nieprzytomnych.Christopher pokuśtykał wzdłuż szafek, pootwierał je,powyciągał szuflady.Na próżno.Któryś z mężczyzn musiałzabrać klucz.I co teraz?Czy po wykasowaniu bazy rozprowadzania danychprzytomność stracili także wszyscy użytkownikówLifehooków? Ciężko powiedzieć.Możliwe.W każdym raziewykasował wszystkie kopie zapasowe bazy, przynajmniej takmu się teraz zdawało.Cholera, ale ta noga bolała.Zranienie samego siebie niebyło najlepszym z jego pomysłów.Czuł jednak wtedy takąrozpacz, taką determinację & Wzdrygnął się nawspomnienie tamtej chwili.Znalazł szufladę z opatrunkami.Spróbował przynajmniejtrochę powstrzymać krwawienie.Co do rwącego bólu, topewnie należało zażyć jakąś tabletkę, ale nie wiedział jaką.Jak stąd się w ogóle wychodzi? Rozejrzał się dookoła. Musiało przecież istnieć jakieś wyjście awaryjne! Przepisyprzeciwpożarowe dotyczyły także banków, nieważne, czyszklanych, czy nie.Tak.Rzeczywiście.Niepozorna naklejka z napisem Wyjście awaryjne.Zdecydowanie zbyt niepozorna.Gdybyjej specjalnie nie szukać, można by w ogóle nie zauważyć.Pokuśtykał tam od półokrągłego stołu, wzdłuż szklanejściany.I jak to się otwiera? Gdyby tylko ta cholerna noga taknie&Aha, dobra.Rygiel przy dolnej krawędzi.Niedostępnyz zewnątrz  jasne, inaczej weszliby do środka.Christopherpociągnął za niego, mocno, a szyba przekręciła się niczymwielkie drzwi.Do środka wdarło się chłodne powietrze,pachnące potem, dosyć obrzydliwe.Na podłodze leżało kilku nieprzytomnych Upgraderów.Przeszedł nad nimi i chybocząc się wkroczył na wewnętrznydziedziniec.Wszędzie panowała cisza.Aż trudno uwierzyć.Cała stopa była nabrzmiałym, pulsującym pęcherzembólu.Przyszło mu do głowy, że teraz nie może zemdleć.Tutaj długo nikt go nie odnajdzie.Pokuśtykał więc dalej.Portal działał, otworzył się przednim z cichym szuraniem.Jeszcze chłodniejsze powietrze,lecz teraz bardziej świeże.Wczesny ranek.Wszędziewpatrujący się w niego ludzie.Odwracali wzrok, ale pochwili ich spojrzenia do niego wracały.I ciągle ten śmigłowiec.Co on tam w ogóle robił?Przydałaby się karetka.Chętnie by już upadł.Ludzie się zbliżali.Krzyczeli coś do niego.Nie rozumiał,co mówią, po prostu kuśtykał dalej.Sam nie wiedział dokądi po co.I nagle zjawiła się Serenity.Lwia grzywa, mnóstwopiegów, ciepłe spojrzenie.Obejmujące go ramiona. Udało ci się  wyszlochała. Pokonałeś Koherencję. Czyli jednak twój ojciec miał rację. Co? %7łe wybrało cię przeznaczenie? Muszę przyznać, że nabrałem całkiem dużego szacunkudla przeznaczenia. Rozejrzał się.Zobaczył kamiennyprostopadłościan, wyglądający tak, jak gdyby dało się na nimprzysiąść.Właśnie tego teraz potrzebował.Przysiąść. Gdzie jest Guy? Odszedł.Wolał nie czekać, aż zjawi się policja.Mam cięod niego pozdrowić. No świetnie.A myślałem, że wreszcie założę jakieśświeże ubranie. Mam nasze rzeczy, spokojnie  przyjrzała mu się.Może lepiej usiądziemy? Twoja stopa wygląda  przełknęłaślinę  & okropnie. Siedzenie to byłby znakomity pomysł.Serenity poprowadziła go do kamiennegoprostopadłościanu.Christopher podejrzewał, że to dekoracja,jednak stabilna.A to najważniejsze. I usiedli na kamieniu, ramię w ramię, a tymczasem wokółrozpętał się chaos.Nadjechały radiowozy.Do budynkuwpadli policjanci w mundurach.Pojawił się i wylądowałdrugi śmigłowiec.Załopotały taśmy zamykające dostęp dobudynku.Przybyły karetki.Ludzie z kamerami.Nieważne.Nikt nie zwracał na nich uwagi.Mogli poprostu siedzieć i się tulić.Tak, teraz stopa bolała jużo połowę mniej. W każdym razie, przyniosło to coś dobrego.Serenity uśmiechnęła się z melancholią. Lepiej byś powiedział, że to nas ze sobą połączyło poradziła. Wtedy rzeczywiście byłoby romantycznie.Christopher przyjrzał się jej i pomimo bólu, nie zdołałpowstrzymać uśmiechu. I nie tylko.Zastanów się: po wszystkim, co razemprzeżyliśmy, żadne z nas już nigdy nie będzie zadowolonez kogoś innego.Bo nikt inny nie będzie wiedział, jak to było.Bo nikt inny, poza nami, tak naprawdę nie zdoła tegozrozumieć.Serenity przyjrzała mu się, marszcząc czoło. Co chcesz przez to powiedzieć? %7łe musimy pozostać ze sobą.Po prostu nie mamyinnego wyboru. I podoba ci się to? Tak  powiedział Christopher. Podoba. TIMEOUT91 | Trwało ciepłe wiosenne popołudnie.Nad miastemDarwin w północnej Australii zachodziło właśnie słońce,kiedy przed domem w dzielnicy Larrakeyah zatrzymał siępolicyjny radiowóz.Wysiadł z niego mężczyznaw mundurze.Po tym, jak niespokojnie się rozglądał, możnabyło poznać, że wolałby znalezć się gdzie indziej.Wtedy z domu wyszedł jakiś mężczyzna w szarym dresiei powiedział: Cześć, Jim. Cześć, Marcus  odparł policjant. I co? Masz to?Zapytany potarł szyję, jak gdyby uwierał go kołnierzyk. Tak.Ale wolałbym nie mieć. Przecież ci tłumaczyłem. Tak, tak. Jim otworzył bagażnik. Szybko, załatwmysprawę.Wspólnie wytaszczyli z auta ciężką, czarną torbę.Jimzatrzasnął pokrywę bagażnika, a potem bez słowa wnieślitorbę do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl