[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponadto Muminek zadał na wstępie straszne pytanie: Cóż to się stało, że wasz jaguar stoi na parkingu? Odważny ten pani mąż, złodzieisię nie boi?Akurat w tym momencie Karol wychodził z domu i odjeżdżał, ale z okienMuminków nie było tego widać, Malwinę zatem poderwało.Niezbyt gwałtownie, bonawet silna emocja nieruchawości nie przemogła, ale słowa jej na ustach zamarły.Muminek koniecznie chciał wiedzieć, co zaszkodziło bramie, zmitrężyła zatem jeszczetrochę.Wracając, z przejęcia nie rzuciła nawet okiem w kierunku parkingu,Na wszelki wypadek do domu wkroczyła na palcach i wystraszyła Helenkę, ukazu-jąc się jej znienacka. Pan Karol wrócił rzekła Helenka ostrzegawczo, acz z lekkim wyrzutem. Niemówiła pani jak podać krokieciki, więc pół na pół robię.Zamknął się w gabinecie i sie-dzi.Pół na pół Malwina pochwaliła i odruchowo wyregulowała gaz pod wielką patelniąz przykrywą. Cały czas tak siedzi? Raz wyszedł, ale wrócił.Słyszałam. Mówił co? Nic.Ani słowa.I całkiem się nie odzywa.Malwina oceniła sytuację dwojako, a nawet trojako.Z jednej strony potwornie, skoroKarol prosperuje bezszmerowo, znaczy to, że jest u szczytu furii, dom znalazł się na kra-wędzi wulkanu.Z drugiej cudownie, brama zepsuta, jaguar stoi na parkingu, złodziejezawiadomieni, ochrona ludzka zaczyna działać dopiero od dziesiątej, on, w tym sta-nie, nie pohamuje wściekłości i rzuci się do walki.Z trzeciej średnio, nie zdążyła dosta-tecznie nakręcić Muminkowej, żadne zamieszanie w przeciwnym końcu nie wybuch-nie, szkoda.Złodziejom zostaje półtorej godziny, nie wiadomo, czy są dostatecznie ope-ratywni, pózniej mogą mieć kłopoty.Poruszając się na palcach, przygotowała do końca kolację i delikatnie zapukała dodrzwi gabinetu. Kolacja na stole oznajmiła lekko zdławionym głosem.98Odpowiedziało jej milczenie.Niedobrze.Jeszcze gorzej niż sądziła.Zapukała ponow-nie, po czym ostrożnie nacisnęła klamkę.Drzwi okazały się zamknięte.To już był symptom kataklizmu.Zamknięty w swoim gabinecie, obojętny wobec ko-lacji i kamiennie milczący Karol oznaczał coś okropnego.Diabli wiedzą co teraz nastą-pi, wyrzuci ją z domu, wyjedzie na miesiąc, nie zostawiając ani grosza, porozbija wszyst-ko, na czym jej zależy, nie tykając swojego, napisze i złoży w sądzie ten przeklęty pozewrozwodowy, może pisze go właśnie w tej chwili.Przekupi sędziów i rozwód będzie z jejwiny, wydadzą wyrok w ogóle bez rozprawy.Podusi wszystkich.Już raz tak było i rezultaty zatruły jej życie.Obraził i rozpędził całe towarzystwo, jejprzyjaciółki i znajomych, przez dwa miesiące nie zdołała z nim słowa zamienić, nie dałnic na utrzymanie, została pozbawiona samochodu, bo rozwalił się jakoś prawy reflek-tor i nie miała czym zapłacić za naprawy, Helenka pracowała na kredyt, nie było co jeść,a on się żywił poza domem, wcale nie wracał, zadłużyła się u kosmetyczki, u fryzjerai w znajomym sklepie, wcale nie wiedząc, czy te długi kiedykolwiek odda.Upiorne.Stała jak posąg pod zamkniętymi drzwiami, nie ośmielając się zapukać jeszcze razi zbierając spłoszone myśli.Jedna ją wreszcie uruchomiła.Jeśli ci parszywcy, złodzieje,wezmą się do roboty, on będzie musiał wyjść.I wtedy się przewali.Na palcach weszła na górę do Justynki. Może zacznijmy jeść kolację, bo nie wiem, co zrobić rzekła trochę nerwowo. Karol się zamknął.Justynka do nauki nie wróciła, bo czuła, że coś nie gra i sytuacja ogólna jakoś zamocno napęczniała.Zerwała się. Na zapachy wujek chyba zareaguje powiedziała pocieszająco i podążyła zaciotką na dół.Siedziały przy stole, Justynka bez apetytu, Malwina wręcz przeciwnie, ze zdenerwo-wania żrąca niczym głodna hiena, kiedy na parkingu za domem zaczęły rosnąć jakieśhałasy.Zawył alarmem jeden samochód, po chwili wyły już co najmniej trzy, rozległy sięludzkie głosy, ktoś krzyczał, zamruczały silniki, wdarła się nagle w to wszystko syrenanadjeżdżającego pogotowia.Malwina i Justynka bardzo długo nic nie słyszały, jadalniaznajdowała się od przeciwnej strony, radio grało nieco głośniej, bo Malwina miała na-dzieję, że oprócz woni, na Karola wpłyną decybele, i dopiero Helenka zwróciła uwagę,że coś się dzieje.Przez kuchenne okno napłynęły i dzwięki i widać było ludzi, wpatrzo-nych w jedno miejsce. Na placu jakaś awantura zaraportowała, zaglądając za ściankę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]