[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kupiec—Mistrz odprowadził ich na sam skraj miasteczka, ale Strażniczka, choć pojawiła się z pomalowaną ceremonialnie twarzą, nie wyświadczyła im takiej uprzejmości.Krótko mówiąc, było jasne, że cieszy ją ich odjazd.Odanki, Simond, Stymir, stary Joul i nawet Auda kroczyli w pełnym uzbrojeniu.Śnieżynka jak zwykle szła na czele.Nie nosiła broni, przyjęła jednak od przywódcy Sulkarczyków laskę z suchego drewna.Ostrzegł ją na pożegnanie, że czasem dobrze jest zbadać teren przed sobą.Inquit nie odstępowała Czarownicy.W pierzastej kapie i futrzanym stroju wydawała się z tyłu niemal kwadratowa.Prowadziła za sobą konika.Na jego grzbiecie obok zwiniętych bagaży szamanki przycupnęła Kankil, która, jako jedyna z obecnych, zdawała się widzieć w niebezpiecznej wyprawie wyłącznie niezwykłą, podniecającą przygodę.Nie było tu żadnych dróg, tylko pozostałości ścieżek wydeptanych przez traperów i poszukiwaczy złota, którzy tego lata wyruszyli z osady wcześniej niż zwykle i wrócili w ostatnich kilku dniach.Mieli jednak przewodnika, wystarczyło tylko podnieść głowę, by go zobaczyć.Pełznące powoli lodowce zakryły ziemię, lecz mimo swego ciężaru nie zdołały całkowicie zgnieść garstki górskich szczytów.Hessar wskazał im jeden z nich.Właśnie wzdłuż krawędzi przytłaczającego górę lodowca znajdą system odpływu topniejących w lecie wód —jeśli jeszcze istnieje.Krajobraz pod pogodnym niebem był taki piękny, że Tursla nie chciała wierzyć, iż skaziło go Zło.Jednakże na długo przed południem przekonali się, jaki los czeka beztroskich podróżników.Najpierw zobaczyli dym — czarne macki kalające powietrze — a potem dotarł do nich odór spalenizny.Stymir i Simond odłączyli się od towarzyszy podróży, ale zaczekali na Inquit, która mimo ciężkiego stroju poruszała się równie szybko jak oni.Śnieżynka, ściskając w dłoniach Klejnot, który znowu ożył, stanęła między zwiadowcami i resztą wędrowców.Nie próbowała jednak ich zatrzymać.Zwiadowcy nie uszli daleko.Członkowie ekspedycji zobaczyli wkrótce, jak zatrzymali się na niewielkim wzniesieniu, patrząc przed siebie, a potem wrócili szybciej niż odeszli.— Zniszczony obóz, same trupy — wyjaśnił lakonicznie kapitan.—Nie możemy dać się tak zaskoczyć na otwartej przestrzeni.— I nie damy — odrzekła Czarownica.— Zostaniemy ostrzeżeni.— Zdjęła z szyi magiczny kryształ i położyła go na dłoni.Świeciłmatowym, ciemnym blaskiem.Kiedy jednak Śnieżynka machnęła ręką w stronę gór do połowy pogrzebanych pod lodem, Klejnot pojaśniał.— Na skraju lodowca będą jaskinie — wychrypiał Joul.— Lepiej mieć za plecami ścianę, nawet lodową, niż wystawić się na atak z czterech stron świata jednocześnie.A potem mimo wszystko zostać napadniętym przez wrogów, o których nic nie wiemy.Nie szli już równym krokiem jak na początku wędrówki.Kiedy się zatrzymali, by dać wytchnienie zwierzętom i spożyć południowy posiłek, jedli z bronią pod ręką.Wędrowali tak wytrwale przez niemal całą krótką noc, robiąc tylko kilka krótkich postojów.Trzeciego dnia dotarli do lodowej zapory.Joul miał rację.Skraj lodowca był pełen dziur i nierównych występów pozostawionych przez osuwające się bryły; w niektórych zagłębieniach tkwiły ogromne głazy.W takim miejscu rozbili obóz–bazę, z którego zamierzali rozpocząć poszukiwania.Tamtej nocy Śnieżynka znowu nawiązała w transie łączność ze swymi siostrami.Inquit pełniła straż, siedząc nieruchomo przy nogach Czarownicy, a Kankil strzegła jej głowy.Pod wpływem nagłego impulsu Tursla przyniosła swój dzbanek z piaskiem.Usiadła, trzymając naczynie między kolanami; całą siłą woli broniła się przed snem.— Znaleziono coś cennego — zameldowała po przebudzeniu Śnieżynka.— Czas nagli.Hilarion usiłuje rozwiązać jakąś starożytną zagadkę.I — dodała z ponurą miną — wydaje się, że przynajmniej teraz los nam sprzyja, gdyż to, co nas czeka, wycofało się, choć nie wiadomo na jak długo.Może to tylko podstęp i wróg chce nas zwabić niepostrzeżenie w swoje sieci? A jeśli wydatkował więcej Mocy niż jest w stanie przywołać? Nie mam pojęcia.W każdym razie przez jakiś czas będziemy bezpieczni.— Tym bardziej powinniśmy odnaleźć nasz strumień i to szybko! —powiedział Stymir.— Widzieliśmy już kilka — wtrącił Simond.— Przynajmniej jeden odpowiada opisowi Hessara.Pani — zwrócił się bezpośrednio do Śnieżynki — czy znasz jakiś sposób na to, by ta tajemnicza płytka zaprowadziła nas do miejsca, z którego ją zabrano?Inquit zasłoniła usta ręką.Kankil, która jak zwykle opierała się o bok szamanki, zaćwierkała głośno i zamachała gwałtownie rączkami.— Podaj mija! — rozkazała Inquit kapitanowi.Stymir zawahał się, patrząc z powątpiewaniem na niezwykle podnieconą Kankil.Potem wyjął znalezisko zza pazuchy.Tym razem w świetle dziennym widać było wyraźnie czarną plamkę w samym środku przezroczystej substancji.Towarzyszka szamanki rzuciła się do przodu i wyrwała płytkę z rąk kapitana, zanim zdołał ją powstrzymać.— Oddaj.— zawołał, starając się schwytać Kankil, ale Odanki nagle zastąpił mu drogę.Maleńka istotka wygładziła podobne do mchu porosty i ułożyła na nich płytkę pod ściśle określonym kątem, poprawiając kilkakrotnie jej pozycję, aż uznała, że wszystko jest tak, jak być powinno.Potem usiadła obok znaleziska ze skrzyżowanymi nogami.Skierowała nań krótki, gruby palec i poruszyła rączką tak, jakby była przywiązana niewidocznym sznurkiem do płytki, która nagle zaświeciła własnym blaskiem.Plama w jej centrum rosła i ciemniała.Wszyscy widzieli, że Kankil wcale nie dotknęła tajemniczego przedmiotu, który nagle uniósł się do góry i zawisł nad ciemnozielonym mchem.Towarzyszka szamanki, wciąż trzymając palec w tej samej pozycji, wstała niezdarnie i podreptała do przodu, jakby prowadziła miejscowego konika.Płytka ślizgała się za nią w powietrzu.Reszta wędrowców poszła za Kankil.Klejnot Śnieżynki znów świecił, ale białym, uspokajającym blaskiem.Kroczyli w milczeniu, nie odrywając oczu od dziwnej pary przewodników.Wreszcie usłyszeli cichy szmer płynącej wody.Kosmata istotka zatrzymała się na brzegu jednego z mniejszych potoków.Następnie wolno zniżyła palec i przezroczysty, spłaszczony prostopadłościan opuścił się na ziemię tuż nad wodą.Kankil spojrzała przez ramię na Inquit.Bardzo z siebie dumna, zaszczebiotała głośno, rzuciła się w ramiona szamanki i mocno ją objęła.— Istnieją różne rodzaje talentu magicznego, kapitanie.Nikt, nawet starożytni Adepci nie mogli władać wszystkimi.Kankil to utalentowana poszukiwaczka — skomentowała Śnieżynka.— Przyprowadziła nas do strumienia, który chciałeś odnaleźć.Stymir podniósł znalezisko, które wyślizgnęło mu się z palców i wpadło do wody.Gorączkowo sięgnął po nie ręką i zaraz potem spojrzał ze zdumieniem na towarzyszy podróży.— To musi być strumień Hessara — woda jest ciepła! — powiedział.Wszyscy postanowili to sprawdzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl