[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.00-16.30 King na lotnisku17.00-18.00 MontażTo już wyglądało lepiej.W myślach po raz kolejny dokonała oceny poszcze­gólnych materiałów.Gdyby ów przedstawiciel FAA miał coś ciekawego do po­wiedzenia - bo Jennifer do tej pory nawet go nie widziała, rozmawiała jedynie przez telefon - wówczas Marty mógłby mu poświęcić więcej czasu.W takim razie zrezygnowaliby najwyżej z wywiadu z Rogersem, który i tak źle się pre­zentował przed kamerą, natomiast skoncentrowali się na komentarzach Marty'ego filmowanych na tle hangarów Nortona.Z Singleton powinno pójść gład­ko, najwyżej trzeba będzie pohamowywać Reardona, by nie zachowywał się wobec niej zbyt napastliwie.Może nawet warto by spisać dokładniejszy scenariusz tej rozmowy.Po powrocie do Los Angeles wystarczyło tylko sfilmować wywiad z Kingiem i Marty mógł odlecieć o osiemnastej.Ona zaś, mając już cały materiał, zrobiłaby montaż w furgonetce i w ciągu nocy wróciła do Nowego Jorku z goto­wym reportażem.W ten sposób już w sobotę rano zaprezentowałaby film Dicko-wi i wysłuchała jego uwag, mając jeszcze czas na wniesienie do południa ostat­nich poprawek.Tak, ten układ spotkań był o wiele lepszy.Zanotowała sobie, że musi zadzwonić rano do zakładów Nortona i przesu­nąć spotkanie z Singleton o dwie godziny.Wreszcie sięgnęła po stos publikacji informacyjnych, jakie przysłano jej do hotelu z zakładów.Jennifer nawet nie miała zamiaru do nich zaglądać.Nie zro­biłaby tego i teraz, gdyby nie to, że nie chciało jej się jeszcze spać.Przejrzała pobieżnie kilka ulotek, ale nie znalazła w nich niczego nowego.Według tych druków N-22 był doskonałym, cieszącym się uznaniem i całkowicie bezpiecz­nym samolotem.Nagle zastygła z ręką uniesioną w górze.Zmarszczyła brwi.- To chyba wolne żarty - mruknęła.Po czym szybko odłożyła stos publikacji.HANGAR NUMER 5GODZINA 22.30O tej porze zakłady sprawiały wrażenie całkowicie wyludnionych.Parkingi świeciły pustkami, wszystkie okna biurowca były ciemne.Ale teren wokół han­garów oświetlały latarnie, służby ochrony miały obowiązek trzymać zapalone światła przez całą noc.Na rogach budowli były zamontowane kamery zakłado­wego systemu bezpieczeństwa.Przez całą drogę z budynku administracyjnego do hali numer 5 Casey wsłuchiwała się w głośne echo własnych kroków.Olbrzymie wrota hangaru były zamknięte na głucho.Przed nimi stał Teddy Rawley, pogrążony w rozmowie z technikiem ekipy elektrycznej.W blasku la­tarń smugi dymu tytoniowego wyglądały na ciemnoszare.Singleton śmiało ru­szyła w kierunku bocznego wejścia.- Cześć, dziecino - powitał ją pilot.- Ty jeszcze tutaj?- Owszem.Chciała ich wyminąć, lecz technik ostrzegł:- Hangar jest zamknięty, nikomu nie wolno tam wchodzić.Rozpoczął się już test cykliczny.- Tak, wiem.-Przykro mi, ale nie mogę pani wpuścić - ciągnął elektryk.- Ron Smith wydał kategoryczne polecenia.Gdyby dotknęła pani czegokolwiek w samolocie.- Zachowam ostrożność - przerwała mu.Teddy popatrzył na nią z ukosa i po chwili wyciągnął z kieszeni kombine­zonu olbrzymią, mającą niemal pół metra długości latarkę.- Możemy ci zaufać.Nie zapominaj tylko, że w środku panują egipskie ciemności, a nie wolno włączać świateł.- Nie wolno niczego włączać - dodał technik - bo to by wpłynęło na odczyty przyrządów.- Rozumiem - odparła.Doskonale wiedziała, że sprzęt pomiarowy jest dość czuły i nawet zapale­nie jednej maleńkiej lampki nad fotelem mogłoby się odbić na wynikach testu.Nie zdołała jednak rozwiać wątpliwości elektryka.- Chyba będzie lepiej, jak zadzwonię do Rona i powiadomię go o pani wejściu do samolotu.- Może pan dzwonić, do kogo tylko chce - powiedziała.- I proszę nie dotykać poręczy, ponieważ.- Nie będę niczego dotykała, na miłość boską.Naprawdę wiem, co robię.Energicznym krokiem weszła do hangaru.Teddy miał rację, w środku panowały egipskie ciemności.Bardziej wyczu­wała niż dostrzegała teren przed sobą.Dopiero po pewnym czasie wyłowiła za­rysy samolotu wspartego na rusztowaniach.Wszystkie drzwi i klapy nadal były szeroko otwarte, pod brzuchem maszyny zwisały grube węże kabli sterujących i pomiarowych.Stojąca teraz bliżej ogona konsola otoczona była ledwie zauwa­żalną, błękitnawą poświatą bijącą od ekranu monitora, po którym przesuwały się ku górze kolejne wiersze odczytów w miarę sekwencyjnego uruchamiania poszczególnych systemów maszyny.Nagle rozbłysły światła w kabinie pilotów, lecz już po chwili zgasły.Parę sekund później jaskrawy blask popłynął na krótko zza okien dziobowego przedziału pasażerskiego, znajdującego się dziesięć me­trów ponad nią.Na dłużej zapadła całkowita ciemność, później zapaliły się światła pozycyjne na końcach skrzydeł i statecznikach ogonowych.Ich promienie prze­cięły halę niczym snopy reflektorów punktowych.Ponownie zapadła ciemność.Następnie zajaśniały umieszczone pod skrzydłami reflektory lądowania, niemal równocześnie zaczęły się opuszczać klapy podwozia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl