[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gniazdo Sokolników nie było zamkiem, to była góra przekształcona w fort.Przeszli przez most zwodzony, który spinał brzegi otchłani, na szczęście ukrytej w mroku.Mógł się na nim zmieścić tylko jeden koń.Simon odetchnął dopiero wtedy, kiedy ich wierzchowiec przeszedł pod wystającymi zębami spuszczanej kraty do wnętrza jaskini.Pomógł rannemu Sokolnikowi zsiąść z konia, i oddał go w ręce kolegów, potem rozejrzał się, szukając Gwardzistów.Najpierw dostrzegł gołą, ciemną gło­wę wysokiego Tunstona.Koris z Jivinem przeciskali się w ich stronę.Przez moment wydawało się, że gospodarze o nich zapomnieli.Odprowadzo­no konie, a każdy z żołnierzy posadził swojego sokoła na chronionym grubą rękawicą ręku.W końcu jednak jeden z ptasiogłowych hełmów odwrócił się w ich stronę i po chwili pojawił się jakiś oficer.- Pan Skrzydeł będzie z wami mówił.Gwardziści.Krew i Chleb, Miecz i Tarcza na nasze usługi!Koris podrzucił topór, złapał go i uroczyście odwrócił ostrze.- Miecz i Tarcza, Krew i Chleb, Sokolniku!CZAROWNICA W KARSSimon usiadł na wąskiej pryczy przyciskając pięści do bolącej głowy.Miał jakiś sen, wyraźny i przerażający, ale zapamiętał z niego tylko strach.I wtedy obudził się z tym świdrującym bólem głowy w podobnej do celi kwaterze jakiegoś Sokolnika.Jednak bardziej istotna od bólu wydała mu się konieczność usłuchania jakiegoś rozkazu, a może chodziło o wezwanie na pomoc?Ból mijał, ale owa świadomość konieczności trwała, nie mógł więc pozostać w łóżku.Przywdział dostarczony przez gospodarzy skórzany strój i wyszedł.Przypuszczał, że zbliżał się ranek.Byli w Gnieździe Sokolników od pięciu dni.Koris zamierzał niebawem pojechać na północ, kierując się w stronę Estcarpu poprzez rojące się od banitów tereny.Simon wiedział, że kapitan zamierzał związać Sokolników ze sprawą północnego sąsiada.Po powrocie do stolicy użyje swoich wpływów do wykorzenienia uprzedzeń czarownic, tak by dzielni woje w pta­sich hełmach zaciągnęli się do armii Estcarpu.Upadek Sulkaru wzburzył surowych mieszkańców gór i przygotowania wojenne toczyły się pełną parą.Na niższych piętrach dziwacznej fortecy kowale pracowali całe noce, płatnerze szykowali zbroje, a garstka techników przygoto­wywała maleńkie kuleczki przyczepiane do nóg sokoła, za pomocą których wysoko kołujący ptak przekazywał informa­cje swemu panu.Był to najbardziej strzeżony sekret Sokol­ników i Simon miał jedynie podejrzenie, że opiera się na jakimś wynalazku mechanicznym.Tregarth wielokrotnie musiał zmieniać swoje zdanie o mie­szkańcach nieznanego świata z powodu podobnie dziwnych sztuczek.Ludzie walczący mieczem i tarczą nie powinni wytwarzać skomplikowanych urządzeń komunikacyjnych.Takie luki i rozbieżności w wiedzy i wyposażeniu były zadziwiające.Łatwiej mu było zaakceptować “magię" czarow­nic niż oczy i uszy, a czasami, w razie potrzeby, nawet głosy sokołów.Magia czarownic.- Simon wszedł na platformę obser­wacyjną krętymi schodami wykutymi w jednym ze skal­nych tuneli.Żadna mgła nie przysłaniała łańcucha gór wi­docznych w świetle wczesnego poranka.Dzięki jakiejś sztu­czce inżynieryjnej mógł przez szeroką przerwę obserwować otwartą przestrzeń, o której wiedział, że należy do Karstenu.Karsten! Wpatrywał się tak intensywnie przez tę dziurkę od klucza do księstwa, że nie zdawał sobie sprawy z obecności wartownika, dopóki tamten się nie odezwał:- Czy masz jakąś wiadomość.Gwardzisto? Wiadomość? Te słowa poruszyły coś w umyśle Simona.Przez moment odczuł nawrót cisnącego bólu nad oczami, przekonanie, że musi coś zrobić.Był to rodzaj przeczucia, ale nie taki, jakiego doznał w drodze do Sulkaru.Teraz wzywano go, a nie ostrzegano.Koris z Gwardzistami może jechać na północ, ale on sam musi skierować się na południe.Simon nagle przestał się bronić przed tym poczuciem konieczności.- Czy przyszły jakieś wiadomości z południa? - spytał wartownika.- Zapytaj o to Pana Skrzydeł.- Wartownik, dzięki zdobytemu przeszkoleniu był podejrzliwy.Simon skierował się w stronę schodów.- Zrobię to z pewnością!Zanim udał się do wodza Sokolników, zaczął szukać Korisa.Znalazł go zajętego przygotowaniami do drogi.Kapi­tan podniósł wzrok znad siodła i nagle przestał zajmować się zamkami i rzemykami.- Co się stało?- Możesz się śmiać, ale moja droga prowadzi na połu­dnie - odpowiedział krótko Simon.Koris usiadł na brzegu stołu i machał nogą.- Coś ciągnie cię do Karstenu?- Właśnie! - Simon na próżno starał się wyrazić słowami ów nakaz wzywający go wbrew zdrowemu rozsądkowi, nawet wbrew woli.Nigdy nie był specjalnie wymowny, ale teraz przekonał się, że jest mu trudniej wytłumaczyć motywy swojego postępowania.- Ciągnie mnie.Machająca noga znieruchomiała.Na przystojnej, gorzkiej twarzy Korisa nie można było niczego odczytać.- Od kiedy? Jak to się objawiło? - Pytanie rzucone było szybko i ostro, tonem oficera żądającego raportu.Simon powiedział prawdę.- Coś mi się śniło i obudziłem się.Kiedy spojrzałem teraz na Karsten między górami, nie miałem wątpliwości, że tam wiedzie moja droga.- A sen?- Chodziło o niebezpieczeństwo, ale nic więcej nie pamię­tam.Koris uderzył pięścią w rozwartą dłoń.- Niech tak będzie! Wolałbym, żeby twoja moc była albo większa, albo mniejsza.Ale jeśli ciebie ciągnie, to jedziemy na południe.- My?- Tunston i Jivin zawiozą wieści do Estcarpu.Kolder jeszcze przez jakiś czas nie potrafi się przebić przez barierę Mocy.A Tunston może dowodzić Gwardią równie dobrze jak ja.Spójrz, Simonie, ja pochodzę z Gormu, a teraz Gorm walczy z Gwardią, choć może jest to Gorm martwy i kierowa­ny przez demony.Od czasu gdy Najwyższa Strażniczka udzie­liła mi schronienia, służyłem Estcarpowi najlepiej jak umiałem i będę dalej mu służył.Ale może nadszedł czas, kiedy przydam się bardziej poza szeregami jej poddanych niż w ich liczbie.- Skąd mogę wiedzieć - Koris miał sińce pod oczami i przygasły wzrok, lecz to nie zmęczenie fizyczne tak go wyczerpało - skąd mogę wiedzieć, czy niebezpieczeństwo nie może uderzyć w samo serce Estcarpu za moim pośrednict­wem, bo przecież pochodzę z Gormu? Widzieliśmy, co Kolderczycy zrobili z żywymi ludźmi, których dobrze znałem.I któż wie, czego jeszcze to demoniczne plemię może dokonać? Przylecieli powietrzem, żeby zdobyć Sulkar.- Ale to nie muszą być czary - wtrącił Simon.- W mo­im świecie powietrzne podróże są rzeczą powszechnie przyję­tą.Gdybym mógł zobaczyć, w jaki sposób przybyli - to mogłoby wiele nam powiedzieć!Koris roześmiał się krzywo.- Bez wątpienia w przyszłości nie zabraknie nam innych okazji do obserwowania ich metod.Powiadam ci, Simonie, jeżeli ciągnie cię na południe, to jestem przekonany, iż nie bez powodu.A dwa miecze, albo raczej - poprawił się z uśmie­chem - jeden topór i jeden pistolet strzałkowy mają większą siłę, niż samotny pistolet.Sam fakt, iż czujesz to wezwanie, jest dobrą nowiną, gdyż oznacza, że ta, która wyruszyła z nami do Sulkaru, żyje i teraz stara się pomóc naszej sprawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl