[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tym, z którym mampracować przez najbliższy rok?- Tak jest - odpowiedział Charley z uśmiechem i wyciągnął rękę.Kenzie znalazła się niespodziewanie na marginesie i zacisnęła zęby zi-rytowana.Będąc wcześniej świadkiem ich utarczki, nie miała ochotysterczeć tu teraz wyłącznie po to, by przekonać się, że została wyłączonaz jedynej sprawy na świecie potężniejszej i nieskończenie bardziej eks-kluzywnej niż męska przyjazń: z policyjnej przyjazni.Wręczyła Hannesowi jego płaszcz przeciwdeszczowy, wyciągnęła klu-cze z torebki, otworzyła drzwi i wpadła do środka.Ze złością zatrzasnęładrzwi za sobą i ciężko zaczęła wchodzić po schodach.Przez chwilę zasta-nawiała się, czy któryś z tych dwóch zauważył jej odejście.Nie, żeby miało to jakiekolwiek znaczenie.Mogą się bawić we wszyst-kie męskie zabawy, w jakie tylko zechcą.Jednak ona rano idzie do pracy.Musi się przespać! 21.Następnego ranka przeważające wiatry zachodnie rozpędziły chmuryi dziewięć po szóstej słońce wzeszło w całej krasie nad Manhattanem,kąpiąc w złocistych promieniach szklane zigguraty, mieszkalne kasztele iażurowe mosty.Kałuże wyschły, powietrze było ostre, jesienne.Budzik wyrwał Kenzie ze snu po pięciu godzinach od chwili, kiedy siępołożyła.W drodze do pracy wstąpiła do baru na filiżankę kawy i bajgla.Zapózno jednak przypomniała sobie, że nie ma przy sobie ani dziesiątakadzięki Charleyowi, który zamówił wczoraj birmańskie potrawy i zostawiłjej do zapłacenia rachunek.Przeklinając go pod nosem, popędziła dopracy, zmuszona do wypicia lury z ogólnodostępnego ekspresu.Na szczęście zlitował się nad nią Arnold Li.Nalegał wprost, by poży-czyła od niego czterdzieści dolarów do wypłaty.Kenzie podziękowała mugorąco, ale przyjął jej słowa wzruszeniem ramion.- Przynajmniej tyle mogę zlobić - zaszczebiotał, naśladując mowęprostych Chińczyków.- Muszę się podlizywać nowej szefowej.Plawda,płoszę pani?- Nie jestem nową szefową - oznajmiła Kenzie ponuro i podzieliła sięz nim wiadomością o awansie Bambi Parker.Jeśli spodziewała się oburzenia i wściekłości, to się zawiodła -kolegaprzyjął nowinę zdumiewająco spokojnie.- Spójrz na to od jaśniejszej strony - powiedział z uśmiechem, wraca-jąc do idealnej angielszczyzny.- Przynajmniej jesteś zwolniona ze zobo-wiązania.- Ze zobowiązania? Z jakiego zobowiązania?- Poczekaj, to się przekonasz - radośnie wyjaśnił Arnold.- Ani sięobejrzysz, kiedy się ugotuje.Daję jej maksimum pół roku.Wcześniej czy pózniej otrzymasz to stanowisko.A nim to nastąpi, ponieważ nie jesteśszefem, oszczędzisz sobie nerwów związanych z koniecznością wyrzuce-nia jej z roboty.Widzisz? Będziesz miała swoje ciasteczko i jednocześniebędziesz mogła je zjeść.Kenzie wyskoczyła po kubeczek przyzwoitej kawy i bajgla, a po dro-dze zastanawiała się nad mądrymi słowami Arnolda.Może ma rację, pomyślała.Chociaż z drugiej strony.Kłopot z tym, że wszystko stało się wielką niewiadomą.Przynajmniej na razie.* * *Bambi Parker pojawiła się w Burghleyu o wpół do jedenastej i pierw-sze kroki skierowała do Klubu.Uciszyła wszystkie obecne i pochwaliłasię awansem.Rozległy się gratulacje.Dwadzieścia minut pózniej nowa kierowniczka udała się do zwolnio-nego przez pana Spottsa gabinetu.O jedenastej Zachary Bavosa, prawnik z firmy Calvert, Barkhorn,Waldburger i Slocum, przybył w imieniu swego anonimowego klienta.Za nim podążało dwóch uzbrojonych ochroniarzy; jeden z mężczyznniósł płaską, przypominającą teczkę paczkę zawierającą drogocennedzieło Holbeina.Bambi przyjrzała się obrazowi.Mały, lecz wspaniały; przedstawiałdziewczynkę z kwiatami i spanielem.Co więcej, wyglądał na autentyczny- kwit sprzedaży z 1946 roku nie wzbudzał zastrzeżeń.Czego więcej mogła chcieć?Drugiej opinii.Jednak nie zamierzała o nią poprosić ani Kenzie, ani Arnolda.Onitylko marnują dni, nawet tygodnie, próbując znalezć coś, dzięki czemumożna zakwestionować autentyczność dzieła lub jego pochodzenie, po-myślała.Komu to potrzebne? Poza tym teraz ja tu rządzę.Ja decyduję!I panna Parker natychmiast podjęła decyzję.- Z przyjemnością zorganizujemy sprzedaż - z promiennym uśmie-chem zapewniła prawnika i zadzwoniła do Działu Przyjęć.Kilka minut pózniej jedna z dziewczyn z Klubu przyszła, by zaprowa-dzić Zachary'ego Bavose i ochroniarzy z Holbeinem na dół, gdzie po wy-pełnieniu odpowiednich dokumentów obraz został zamknięty w jednymz magazynów. * * *Charley Ferraro dzwonił do Kenzie dwa razy i dwa razy odłożyła słu-chawkę, nie chcąc z nim rozmawiać.Zachowując cierpliwość, postanowił odczekać kilka dni, nim spróbujeponownie.Był pewien, że z czasem Kenzie zmięknie.W południe spotkał się z Hannesem Hockertem na lunchu w Wol-lensky's Grill, gdzie z równym zapałem zajadali się żeberkami i dyskuto-wali o międzynarodowym transporcie skradzionych dzieł sztuki, jakrównież narzekali na metody stosowane przez przemytników.Mimo-chodem Charley wspomniał, że Kenzie pracuje u Burghleya.Po lunchu Hannes postanowił do niej zadzwonić.Jego telefon też został przyjęty chłodnym milczeniem.Bez słowa odłożyła słuchawkę.* * *Sześć i pół tysiąca kilometrów od Nowego Jorku odrzutowiec Karla-Heinza wylądował na lotnisku w Monachium i został skierowany na od-legły pas, gdzie już czekał helikopter.Na miejscu byli też celnicy i funk-cjonariusze służby granicznej, którzy odstąpili od normalnej kontroli.Dwadzieścia minut pózniej helikopter wylądował na terenie eksklu-zywnej prywatnej kliniki pośród malowniczych wzgórz Alp Bawarskich.Dyrektor szpitala osobiście zaprowadził gościa na oddział intensyw-nej terapii.Karl-Heinz zastał swoją siostrę, księżniczkę Sofię, czuwającąprzy łóżku nieprzytomnego ojca.- Jak on się czuje? - spytał książę, kiedy wszedł do sali i pochylił się,by pocałować ją w policzek.Jego usta napotkały powietrze; Sofia zerwała się już z fotela i zaczęłazbierać swoje rzeczy.Mogła stanowić studium gatunków chronionych izagrożonych: lampart (kapelusz i futro), czarny aligator (wielka torba ibuty), i kość słoniowa (naszyjnik, klipsy i bransoletka).- Chyba najwyższa pora, żebyś się pojawił! - warknęła.- Jestem znim od dwunastu godzin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl