[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówię to, \ebyś potrafiła go zrozumieć i potraktowała ulgowo.Jesttrzezwy od kilku miesięcy, ale to się mo\e zmienić w ka\dej chwili.- Nie powiedział tegotonem usprawiedliwienia.Było to stwierdzenie faktu, wypowiedziane spokojnie, głosem niezawierającym krytyki.- Rozumiem - powiedziała, chocia\ nigdy w \yciu nie miała nic wspólnego zalkoholikiem i nie rozumiała tego absolutnie.Nie musiała dłu\ej martwić się tym problemem, poniewa\ w tym momencie drzwi naganek otworzyły się z hukiem i wypadła przez nie szczupła dziewczyna.Miała ciemne włosytak jak Matt i takie same szare oczy.Wpatrywała się w stojący przed domem samochód.- Bo\e mój, Matt, to porsche! - Włosy miała obcięte prawie tak krótko jak Matt i tosprawiało, \e śliczne rysy jej twarzy były jeszcze bardziej wyraziste.Z nabo\nymzdziwieniem zwróciła się do Meredith: - Czy to twój samochód?Meredith skinęła głową.Ujęła ją ta dziewczyna, tak bardzo podobna fizycznie doMatta, a nie mająca ani trochę jego rezerwy w zachowaniu.Od razu ją polubiła.- Musisz być niesamowicie bogata - ciągnęła szczerze i niewinnie.- To znaczy, LauraFrederickson jest bardzo bogata, ale ona nigdy nie miała porsche.Meredith była zaskoczona tematem rozmowy i zaciekawiona Laurą Frederickson.Matt wyglądał na poirytowanego wspomnieniem i jednego, i drugiego.- Przestań, Julie - upomniał ją.- O przepraszam - powiedziała, uśmiechając się do niego i zwróciła się do Meredith: -Cześć, jestem koszmarnie zle zachowującą się siostrą Matta.Wchodzicie do środka? -Otworzyła przed nimi drzwi.- Tata poszedł jakiś czas temu na górę - dodała w stronę Matta.-Pracuje w tym tygodniu na zmianie od jedenastej wieczór.Obiad będzie więc na wpół doósmej.Mo\e być?- W porządku - powiedział Matt, kładąc rękę na plecach Meredith i kierując ją dośrodka.Meredith rozejrzała się.Serce waliło jej gwałtownie na myśl o spotkaniu z ojcemMatta.Wnętrze domu sprawiało podobne wra\enie jak jego otoczenie.Było w przyjemnysposób staroświeckie z oznakami zaniedbania i zu\ycia, które przyćmiewały jegowczesnoamerykański urok.Drewniane podłogi były porysowane i zdarte, a porozkładane tu iówdzie plecione dywaniki wytarte i wyblakłe.Na prawo od wyło\onego cegłami iobudowanego półkami na ksią\ki kominka stała para zdobionych gałkami, zielonych foteli.Zwrócone były przodem do kanapy obitej wzorzystym materiałem dawno temuprzedstawiającym jesienne liście.Pokój ten przechodził dalej w jadalnię z meblami zklonowego drewna.Poza nią otwarte drzwi pozwalały zobaczyć kuchnię z ustawionym nanó\kach zlewem.Schody znajdujące się na prawo prowadziły z jadalni na piętro.Schodziłnimi bardzo wysoki, szczupły mę\czyzna o siwiejących włosach i twarzy pokrytej głębokimibruzdami.W jednej dłoni niósł gazetę, a w drugiej wypełnioną ciemnobursztynowym płynemszklaneczkę.Niefortunnie Meredith nie widziała go a\ do tej chwili.Skrępowanie, jakie czułarozglądając się dookoła, było wyryte na jej twarzy a\ do chwili, kiedy jej wzrok przykułatrzymana przez niego szklaneczka.- Co tu się dzieje? - zapytał, wchodząc do jadalni; wodził wzrokiem od Meredith doMatta i Julie, która krą\yła wokół kominka, ukradkiem podziwiając spodnie Meredith, jejwłoskie sandały i długą bluzkę w kolorze khaki.Odpowiadając na pytanie, Matt przedstawił ojcu i siostrze Meredith:- Meredith i ja poznaliśmy się, kiedy byłem w Chicago w ubiegłym miesiącu - dodał.-Pobieramy się w sobotę.- Coo robicie? - zaakcentował mocno jego ojciec.- Fantastycznie! - wykrzyknęła Julie, zmieniając kierunek dyskusji.- Zawsze chciałammieć starszą siostrę, ale nigdy nie wyobra\ałam sobie, \e zjawi się ze swoim własnymporsche!- Z czym? - Patrick Farrell za\ądał wyjaśnień od swojej nieodpowiedzialnej córki.- Z porsche - odpowiedziała pełna zachwytu Julie.Podbiegła do okna i uchyliła zasłonę, \eby mógł go zobaczyć.Samochód Meredithbłyszczał w słońcu, wysmukły, biały i bardzo kosztowny.Tak samo nie pasował tutaj jak iona.Najwyrazniej Patrick był takiego właśnie zdania, poniewa\ kiedy przeniósł spojrzenie zsamochodu na Meredith, zmarszczył swoje krzaczaste brwi, a\ cienkie kreski między jegowyblakłymi, niebieskimi oczami zmieniły się w głębokie bruzdy.- Chicago? - powiedział.- Byłeś w Chicago tylko kilka dni!- Miłość od pierwszego wejrzenia! - zadeklarowała Julie, przerywając nagle pełnąnapięcia ciszę.- Jakie to romantyczne!Patrick Farrell widział przed chwilą niepewny wyraz jej twarzy, kiedy rozglądała siępo domu.Przypisał tę reakcję jej pogardzie dla tego miejsca i dla niego samego.Nie brał poduwagę tego, \e mogła to być reakcja wywołana jej własną, przera\ająco niepewnąprzyszłością.Zerknął znowu przez okno na jej samochód, po czym odwrócił się i spojrzał wjej zastygłą twarz.- Miłość od pierwszego wejrzenia - powtórzył, przypatrując się jej z nieukrywanympowątpiewaniem.- Czy to właśnie tak było?- Najwyrazniej - powiedział Matt tonem ostrzegającym go, \eby lepiej zaniechał tegotematu.Potem zapytał Meredith, czy nie chciałaby odpocząć przed obiadem, ratując ją tympraktycznym pytaniem z opresji.Meredith z ochotą uchwyciłaby się drutu kolczastego,byleby tylko wyciągnąć się z tej sytuacji.Był to drugi, najbardziej upokarzający moment wjej \yciu, poza powiedzeniem Mattowi, \e jest w cią\y.Skinęła głową, a Julie nalegała, \ebyMeredith umieścić w jej pokoju.Matt poszedł do samochodu po jej baga\e.Na górze Meredith usiadła cię\ko na szerokim łó\ku Julie.Była przygnębiona.Mattpoło\ył jej torbę na krześle.- Najgorsze mamy za sobą - powiedział cicho.Nie patrząc na niego, potrząsnęła głową.Zaciskała nerwowo le\ące na kolanachdłonie.- Nie sądzę.Myślę, \e to dopiero początek.- Biorąc na warsztat najmniejszy zpiętrzących się przed nią problemów, powiedziała: - Twój ojciec mnie nie cierpi.W głosie Matta zabrzmiał śmiech:- Wasze spotkanie mogło wypaść lepiej, gdybyś nie patrzyła na jego szklaneczkęmro\onej herbaty jak na wijącego się wę\a.Opadła na plecy i zapatrzyła się w sufit.Była zawstydzona i zaskoczona.Przełknęłagłośno.- Naprawdę tak to wypadło? - zapytała ochryple, zamykając jednocześnie oczy, jakbyto mogło wymazać obraz całej tej sytuacji.Matt spojrzał na nią: na zdenerwowaną piękną dziewczynę le\ącą na łó\ku, niczymrzucony niedbale kwiat.Oczami wyobrazni zobaczył ją taką, jaką była przed sześciomatygodniami w klubie: pełną uśmiechów, figlarności, robiącą wszystko, co tylko mo\liwe, \ebysię dobrze bawił.Kiedy odnotowywał zmiany, które w niej zaszły, uderzyła go dziwnie nowadla niego myśl.Jego umysł wychwycił absurdalność ich problemu: Nie znali swoichosobowości, ale znali intymnie swoje ciała.W porównaniu z innymi kobietami, z którymi sypiał, Meredith była zupełnieniedoświadczona, była jednak w cią\y i to było jego dziecko.Dzieliła ich szeroka na tysiące mil przepaść towarzyska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]