[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Założyłem obuwie,wolałem teraz nie kaleczyć stóp na kamieniach.Knox szedł za mną krok w krok.Trochę śmieszyło mnie jego przejęcie, ale widać było, że nic nie zapomniał ze starych wojennychczasów.Skradaliśmy się do schodów.Ja wzdłuż prawej strony, on wzdłuż lewej.Daleko zanami byli skupieni w gromadce pozostali.- Osłaniaj mnie, synu - Knox ruszył przodem po wąskich, oślizłych kamiennychschodach.Doszedł do małej platformy tworzącej półpiętro i dał mi znak, żebym szedł za nim.Wbiegłem do niego.Schody wychodziły prostopadle na jasno oświetlony korytarz.- Zostań - rozkazałem Knoxowi.Schylony wspiąłem się na szczyt schodów.Ostrożnie wyjrzałem.Nie było nikogo.Byłto poziom pomieszczeń magazynowych, gdzie znajdowały się sale zwieńczone zaokrąglonymisufitami.Małe szklane świetliki nad wejściami mogły świadczyć o tym, że kiedyśprzechowywano tu proch.W panującej tu ciszy słyszałem czyjeś słabe kroki.Przypuszczałem,że korytarz, na który wyglądałem, miał kształt kwadratu i z niego wychodziło się na wyższypoziom.Ręką nakazałem Knoxowi, żeby czekał.Wyszedłem z tymczasowej kryjówki i idącbokiem, plecami do ściany, kierowałem się w stronę, skąd dobiegał krzyk.Doszedłem dozakrętu i wyjrzałem.Na końcu w jasno oświetlonej sali był stół, palił się ogień rozpalony wbeczce po ropie, a do ściany przykuty łańcuchami był Sword.Jego ciało było pomazane krwią,nosiło ślady świeżych ran i przypaleń.- No, mały, zadzwonisz do firmy? - usłyszałem głos Raidera.- Jeżeli los pilota niezrobi na tobie wrażenia, zajmę się twoją panienką.Będę subtelny, ale zarazem skuteczniebolesny.- Ojciec nie negocjowałby z bandytami - usłyszałem głos Bruce a.- Taaak? - Raider zaśmiał się.Teraz wyszedł zza framugi drzwi.Był tyłem do mnie.zbeczki wyjął kawał rozpalonego żelastwa i trzymając go przez specjalną rękawicę przytknąłrozżarzoną końcówkę do piersi Sworda.Poderwałem się, chcąc biec na pomoc przyjacielowi.Nagle czyjeś silne ramionachwyciły mnie od tyłu i szarpnęły do siebie.To był Tango, który uśmiechał się szyderczo. ROZDZIAA PITNASTYNIESPODZIEWANY SPRZYMIERZENIEC " KIM BYA RED BARON? "WZYWAMY POMOCY " PRZYGOTOWANIA DO OBRONY W DON%7łONIE "ZAJMUJ STANOWISKO NA WIE%7łY " SKRUCHA BRUCE A " PIRACISZTURMUJ NASZE POZYCJE " NADCHODZI POMOCTango położył palec na ustach, nakazując mi milczenie.Nie wiem, skąd nagle sięwziął za moimi plecami.Może był w jednym z pomieszczeń? Bardziej prawdopodobne, żerobił obchód.Na ramieniu miał zawieszony karabin, a przy sobie pełne wyposażenie.Wycelowałem w niego lufę karabinu, ale on dalej się uśmiechał.- Strzelisz, a Red Baron załatwi Sworda i Bruce a - szepnął.- Tam jest ten pirat?- Oczywiście.Za plecami Tango skradał się Knox.Eks-komandos dalej uśmiechał się.- Powiedz staruszkowi, żeby opuścił lufę - poprosił.Dałem znak Knoxowi.W tym momencie po korytarzu poniosło się wycie Sworda.- Zabiją go - wściekły obróciłem się w miejscu.Wybiegłem za róg.Zaraz za mną biegł Tango.Knox przytomnie został w rogu mającbaczenie na oba korytarze.Tango wyprzedził mnie i pierwszy wbiegł do pomieszczenia.Rozległy się tam krótkie serie.Wpadłem kilka sekund po nim.Raider cały we krwi, zmiętyjak szmaciana lalka leżał w rogu pomieszczenia.Osłupiały Bruce siedział przy stole ztelefonem satelitarnym i patrzył na nas zdziwionym wzrokiem.Sword podniósł wzrok.- Odepnij go - rozkazał Tango wskazując na pilota.- Gdzie jest Red Baron? - zapytałem.- Tam - Tango beznamiętnie wskazał na martwe ciało Raidera.- Zginął jak jegopiracki pierwowzór przed wiekami.- Dlaczego.- zdumiony nie dokończyłem pytania.- Pózniej pogadamy - mruknął Tango.Wyjrzał na korytarz.- Mamy gości - oznajmił wesoło.Posłał w głąb korytarza serię z karabinu.- Podaj misłuchawkę - zwrócił się do Bruce a.Potem dyktował mu numer telefonu.- Mam nadzieję, żenie przetną kabla łączącego urządzenie z anteną satelitarną na budynku.Rozkuwałem Sworda i zacząłem opatrywać jego rany. - Wiedziałem, że złe licho cię tu przyniesie - powiedział pilot.- Ty się nigdy niepoddajesz?- Jeszcze nie nadszedł mój czas - odparłem posypując jego tors proszkiembakteriobójczym i łagodzącym ból.- A temu co? Zahipnotyzowałeś Rambo? - wskazał na Tango.Ten spokojnie zmieniałmagazynek, jednocześnie przytrzymując ramieniem słuchawkę przy uchu.- To jeszcze nic, w korytarzu czeka na ciebie twój dłużnik.Ma karabin i ochotę napodróż lotniczą.To rzeczywiście był Red Baron? - ruchem głowy wskazałem ciało.- Tak.Nie poznałem drania, ale poprzednio nie widziałem go.Wszystkim jeńcomzakładał czarne worki na głowy.- Costeza? - Tango krzyczał do słuchawki.- Zciągaj kawalerię - potem podał mupołożenie geograficzne zatoki.- Załatw desant helikopterowy na górę i osłonę bojowychszerszeni.Tango rzucił słuchawkę o podłogę, nogą ściągnął za kabel aparat telefoniczny iporządnie kopnął go na środek korytarza.Zaczajeni w zaułkach piraci otworzyli ogieńrozbijając urządzenie.- Paweł - Tango zwrócił się do mnie.- Obejdziesz korytarz ze staruszkiem i zajdzieciegnidy z drugiej strony.Postrzelajcie, naróbcie hałasu, a uciekną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl