[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Schleppel pomyślał chwilę.- No dobrze - zgodził się z ociąganiem.- Może przespaceruję się tam i rzucę okiem.Wielki sklep eksplodował i implodował równocześnie.Uzyskanie takiego zjawiska jest prawie niemożliwe bez ogromnego budżetu efektów specjalnych albo trzech zaklęć, działających przeciwko sobie.Zjawisko przypominało trochę ogromną chmurę, rozszerzającą się, a jednocześnie oddalającą tak szybko, że wkrótce zmieniła się w punkt.Ściany wygięły się i zostały wessane.Wyrwana ze zdeptanych pól gleba zwinęła się w spiralny wir.Nastąpił gwałtowny wybuch niemuzyki, który ucichł niemal natychmiast.A potem już nic, tylko błotniste pole.I tysiące białych płatków, niczym śnieg spływające z porannego nieba.Opadały bezgłośnie i lądowały na głowach gapiów.- To chyba nie nasiona? - wystraszył się Reg Shoe.Windle chwycił jeden z płatków.Był to nieregularny prostokąt, nierówny i pobrudzony.Z pewną dozą wyobraźni można było rozróżnić słowa:Likwidacja sklepuWszystko na spzredaż!- Nie - uspokoił Rega.- Chyba nie.Spojrzał w niebo i uśmiechnął się.Nigdy nie jest za późno, żeby przeżyć dobre życie.A kiedy nikt nie patrzył, ostatni ocalały wózek na Dysku zgrzytając smętnie, odtoczył się w zapomnienie nocy, zagubiony i samotny[18].- Puka-gruka-fuk!Panna Flitworth siedziała w kuchni.Z podwórza dochodziły smutne brzęki - to Ned Simnel i jego uczeń zbierali pogięte resztki Kombinatora Żniwnego.Garstka ludzi w teorii przyszła mu pomóc, ale tak naprawdę wykorzystywali okazję, żeby się rozejrzeć.Panna Flitworth zrobiła dla nich herbatę.Teraz siedziała z brodą opartą na dłoni i patrzyła w pustkę.Ktoś zastukał w otwarte drzwi.Kurek wsunął swoją czerwoną twarz do wnętrza.- Przepraszam, panno Flitworth.- Hm?- Przepraszam, panno Flitworth, ale w stodole jest szkielet konia! Je siano!- Jak?- Wszystko wypada z powrotem!- Naprawdę? W takim razie go zatrzymamy.Przynajmniej tanio się wykarmi.Kurek stal nieruchomo, mnąc w rękach kapelusz.- Dobrze się pani czuje, panno Flitworth?- Dobrze się pan czuje, panie Poons? Windle wpatrywał się w pustkę.- Windle! - zawołał Reg Shoe.- Hm?- Nadrektor pytał, czy czegoś byś się nie napił.- Chciałby szklankę wody destylowanej - odpowiedziała pani Cake.- Jak to, zwykłej wody? - zdziwił się Ridcully.- Tego właśnie chce.- Chciałbym szklankę wody destylowanej, jeśli można - poprosił Windle.Pani Cake była wyraźnie zadowolona z siebie.A przynajmniej widoczna jej część wydawała się zadowolona z siebie, to znaczy fragment pomiędzy kapeluszem a torebką, która stanowiła odpowiednik kapelusza i była tak duża, że kiedy pani Cake siedziała i trzymała ją na kolanach, wyciągała ręce w górę, żeby dosięgnąć ucha.Kiedy Evadne Cake dowiedziała się, że zaproszono jej córkę na uniwersytet, wybrała się także.Zawsze przyjmowała, że zaproszenie dla Ludmiły jest również zaproszeniem dla jej matki.Takie matki istnieją wszędzie i chyba nic nie można na to poradzić.Członkowie klubu Od Nowa rozmawiali z magami i starali się wyglądać, jakby sprawiało im to przyjemność.Było to jedno z tych kłopotliwych spotkań z długimi okresami milczenia, przerywanych sporadycznymi chrząknięciami i izolowanymi zdaniami typu “Jak to milo".- Przez chwilę byłeś jakby gdzie indziej, Windle - stwierdził Ridcully.- Jestem po prostu trochę zmęczony, nadrektorze.- Myślałem, że zombie nigdy nie sypiają.- Ale i tak jestem zmęczony.- Na pewno nie chcesz, żebyśmy jeszcze raz spróbowali z tym grzebaniem i całą resztą? Tym razem załatwilibyśmy wszystko jak należy.- Dziękuję za troskę, ale nie.Chyba nie jestem stworzony do życia pozagrobowego.- Windle zerknął na Rega Shoe.- Przykro mi.Nie wiem, jak ty sobie z rym radzisz.- Uśmiechnął się przepraszająco.- Masz wszelkie prawo, żeby być żywym albo martwym, według własnego wyboru - oświadczył stanowczo Reg.- Człowiek-Wiadro twierdzi, że ludzie znowu porządnie umierają - wtrąciła pani Cake.- Więc chyba mógłby się pan umówić na spotkanie.Windle rozejrzał się.- Zabrała pańskiego psa na spacer - wyjaśniła pani Cake.- Gdzie jest Ludmiła? - zapytał Windle.I uśmiechnął się z przymusem.Przeczucia pani Cake potrafiły być męczące.- Chciałbym być pewny, że ktoś zadba o Łupinę'a, kiedy ja.odejdę - powiedział.- Czy mogłaby pani wziąć go do siebie?- Cóż.- Ale on jest.- zaczął Reg Shoe i dostrzegł wyraz twarzy Windle.- Chociaż muszę przyznać, że pies w domu bardzo by mnie uspokoił - przyznała pani Cake.- Stale się martwię o Ludmiłę.Tylu się wokół kręci dziwacznych typów.- Przecież pani co.- zaczął znowu Reg.- Cicho bądź, Reg - przerwała mu Doreen.- Więc sprawa załatwiona - ucieszył się Windle.- A ma pani jakieś spodnie?- Co?- Jakieś spodnie w domu?- Przypuszczam, że znajdzie się coś po zmarłym panu Cake.Ale czemu.- Przepraszani.Nie panuję nad myślami.Czasami sam nie wiem, co mówię.- Aha - ucieszył się Reg.- Już rozumiem.Chcesz powiedzieć, że kiedy on.Doreen szturchnęła go mocno.- Och - powiedział Reg.- Nie zwracajcie na mnie uwagi.Zapomniałbym własnej głowy, gdyby nie była przyszyta.Windle oparł się wygodnie i przymknął oczy.Słuchał oderwanych strzępków rozmów.Słyszał, jak Arthur Winkings pyta nadrektora, kto dekorował tu wnętrza i gdzie uniwersytet kupuje warzywa.Słyszał kwestora narzekającego na koszty wytępienia wszystkich przekleństw, które w tajemniczy sposób przetrwały ostatnie wydarzenia i zamieszkały w mroku pod dachem.A kiedy wytężył swój doskonały słuch, wykrywał nawet radosne krzyki Schleppela w piwnicy.Nie potrzebowali go.Nareszcie.Świat nie potrzebował już Windle Poonsa.Wstał cicho i powłócząc nogami, ruszył do drzwi.- Wychodzę - oznajmił.- Może to trochę potrwać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]