[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Szybko, coś wam pokażę! - krzyknął do Simonetty i dziewczynek, popychając je przed sobą.Biegli na złamanie karku w dół po wąskich kamiennych schodach.Wokół słychać było złorzeczenia ludzi, którym deptali po nogach.W pewnym momencie Ivo obejrzał się i dojrzał chłopców zbliżających się do schodów.“Wystarczy, że któryś z nich krzyknie papa, a skoczę do największej fontanny” - pomyślał.- Po co ten pośpiech? - dopytywała się Simonetta, chwytając łapczywie powietrze.- To niespodzianka! - krzyknął Ivo i szczerząc zęby w uśmiechu dodał: - Nie pożałujecie.Donatella z dziećmi zniknęła mu na moment z pola widzenia.Schody przed nimi zaczęły nagle biec stromo w górę.Ivo klasnął w dłonie i krzyknął:- Ta, która pierwsza dobiegnie na górę, dostanie nagrodę!- Ivo, nie mam już siły! Błagam, usiądźmy gdzieś na chwilę!- Nie ma mowy, kochanie.Zepsułoby to całą zabawę.Ivo chwycił ją za rękę i pociągnął w górę schodów.Coraz bardziej brakowało mu tchu.“Boże słodki, gdybym tak dostał teraz ataku serca - pomyślał.- Przeklęta kobieta.Zapłaci mi za to!”Wyobrażał sobie, że chwyta Donatellę za gardło.Ona jest naga i krzycząc wniebogłosy, błaga go o litość.Zaczęło go to podniecać.- Już nie mogę, Ivo - jęknęła Simonetta.- Zaraz będziemy na miejscu.Ivo rozejrzał się dookoła i odetchnął z ulgą.Nigdzie nie widział Donatelli ani chłopców.Pewnie utknęli gdzieś w tłumie.- Gdzie ci tak spieszno, Ivo?- Cierpliwości, mój skarbie.Chodźcie ze mną! - rozkazał i ruszył w kierunku bramy wyjściowej.- Już wychodzimy? - zapytała zdziwiona Izabella, najstarsza córka.- Przecież dopiero co przyszliśmy!- Tu mi się nie podoba.Pokażę wam lepsze miejsce.Nagle tuż przy końcu schodów ujrzał chłopców, a za nimi zdyszaną Donatellę.- Szybciej, dziewczynki! - krzyknął i popędził w kierunku samochodu.Kilka sekund później mknęli autostradą w kierunku miasta.- Jestem zaskoczona twoim zachowaniem - powiedziała z wyrzutem Simonetta.- Jak ci to wytłumaczyć, najdroższa? - zawahał się Ivo.- Jakiś diabeł we mnie wstąpił.- Poklepał Simonettę po ręce.- Żeby wam to wynagrodzić, zabieram was na obiad do Hasslera.Tak bardzo trzęsły mu się ręce, że z trudem utrzymywał kierownicę.“Już dłużej tego nie zniosę - powtarzał w myślach.- H giuoco e stato fatto.Ta kobieta gotowa jest mnie zniszczyć, jeżeli nie dam jej pieniędzy, których żąda.Muszę je wydobyć choćby diabłu z gardła”.Rozdział 29PARYŻ, PONIEDZIAŁEK, 5 LISTOPADA, 6 PO POŁUDNIUPo powrocie do domu Charles Martel natychmiast zorientował się, że będzie miał nie lada kłopoty.W salonie czekała na niego Helena z Pierre'em Richaudem, jubilerem, który podrabiał dla niego biżuterię Heleny.- Wejdź, Charlesie - poprosiła Helena.Łagodny ton jej głosu niemal go sparaliżował.- Znasz chyba obecnego tu pana Richauda?Charles kiwnął głową bez słowa.Jubiler siedział ze wzrokiem utkwionym w podłodze.- Usiądź! - rozkazała Helena.- Mon cher marż, jesteś przestępcą.Kradłeś z mojego sejfu klejnoty, które następnie podrabiał ten tu oszust - wskazała ręką na Richauda.Charles z przerażeniem stwierdził, że wilgotnieją mu spodnie w kroku.Coś podobnego nie zdarzyło mu się od czasu, gdy był małym chłopcem.Miał ochotę zapaść się pod ziemię.- Sądziłeś, że ujdzie ci to na sucho?Charles nie odezwał się ani słowem.Nie miał też odwagi spojrzeć w dół na spodnie, choć wiedział, że mokra plama powiększa się.- Poprosiłam pana Richauda - mówiła nieco łagodniej - aby opowiedział mi od początku do końca, jak się to wszystko odbyło.“Poprosiła”.Już on wie, jak Helena potrafi prosić.- Mam fotokopie wszystkich rachunków, na których dokładnie jest zapisane, ile pieniędzy dostałeś za moją własność.Jeżeli zechcę, dokonasz w więzieniu swojego nędznego żywota.Czyżby zamierzała mu wybaczyć? Wielkoduszność Heleny była po stokroć niebezpieczniejsza.Ciekawe, czego zażyczy sobie w zamian?- Proszę nikomu nie wspominać o naszej rozmowie.W przeciwnym razie.- Helena zwróciła się do Richauda.- Tak, rozumiem, pani Rof f e - wybełkotał mężczyzna, patrząc z nadzieją w stronę drzwi.- Czy pozwoli pani, że.- Tak, może pan już iść.Richaud poderwał się z miejsca i nie ukłoniwszy się nawet, zniknął za drzwiami.Helena przyjrzała się uważnie Charlesowi.Jego przerażenie bawiło ją.Nawet więcej, dawało jej satysfakcję, którą można by porównać do rozkoszy seksualnej.Charles trząsł się jak galareta i.siusiał w spodnie.Uśmiechnęła się na widok mokrej plamy na spodniach.“Dałam mu niezłą nauczkę.Gdyby ktoś zobaczył go w tym stanie, nie uwierzyłby, że jest jednym z lepszych dyrektorów »Roffe & Sons«.A może powinna go teraz pokazać pozostałym członkom zarządu i powiedzieć, że rozkwit filii paryskiej jest całkowicie jej zasługą.Nie interesowałyby jej pieniądze, ale władza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]