[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Starły się więc dwa typy: Konrad - szczery wyznawca sztuki, lecz naiwny i nie kryjący się z tym, że lubi Polaków oraz podstępny, przebiegły, podły Erik, którego się lękali nawet esesmani, bo miał on z komendantem obozu ciemne konszachty.Rządził się tu w garbarni, jak na własnym folwarku, prowadząc swoje gospodarstwo i goszcząc czasami komendanta, z którym na garbowanych skórach robili tu jakiś interes.No i, ma się rozumieć, Konrad przegrał.Warsztaty nasze umieszczono w dwóch salach budynku fabrycznego.Za kilkoma ścianami, we właściwej garbarni był basen, gdzie napuszczano ciepłą wodę.Basen był wielki tak, że można było nawet płynąć parę metrów.Kiedy korzystając z uprzejmości przyjaciół z garbarni, kąpałem się tam raz, czułem się tak, jak kiedyś na wolności.Jakże długo nie doznawała moja skóra ciepłej kąpieli.Wszystko to robiło się po kryjomu.Czy do pomyślenia było, by więzień w Oświęcimiu brał ciepłe kąpiele? Czy można było komuś powiedzieć, że się pływało? Było to niewiarygodne!Kiedyś także Konrad skorzystał z kąpieli w basenie, nic sobie nie robiąc z tego, że kąpie się razem z więźniami-Polakami.Jego też się nikt nie bał, bo żadnego świństwa nigdy nie zrobił.Lecz jakiś drań podpatrzył i na Konrada poszedł pierwszy “Meldung”.W grudniu (1941 r.) byliśmy “kommandiert” na wieczory i pracowaliśmy (nie chodząc na apele wieczorne) aż do godziny 22.00.Mieliśmy wiele pracy przy obstalowanych zabawkach dla dzieci naszych niemieckich władz.Pewnego wieczoru przyszedł jeden z kapów, zauszników Erika w towarzystwie esesmana i namówili Konrada na wypad do miasteczka.Konrad, więzień tęskniący za towarzystwem ludzi wolnych, zgodził się i razem z dozorującym ich esesmanem poszli w trójkę do miasteczka.Po godzinie, przed samym naszym wyjściem z garbarni do obozu, zjawił się na sali pracy pijany Konrad.Zaraz za nim wszedł jakiś kapo i esesman, nie ci, co byli z Konradem w miasteczku.Byli oni świadkami, jak Konrad głaskał po głowie ulubionych swoich fachowców, mówił, że któremuś już powinien być kapem, bo jest doskonałym pracownikiem i “mianował” na sali kilku dwudziestkowych i kilku kapów.To wystarczyło.Konrad został zamknięty w bunkrze i siedział tam długo.Tak Erik pozbył się oberkapa na swoim terenie.Ponieważ zaczęto już porządkować sprawę zamieszkania poszczególnych więźniów, starając się umieszczać na blokach komandami, dlatego więc z bloku 12 przeniesiony byłem - razem z grupą innych więźniów, którzy pracowali na terenie “Lederfabrik” lub, jak to jeszcze oficjalnie nazywano: “Bekleidungswerkstätte” - na blok 25 (o czym już wspomniałem).Łóżka, w które zaopatrywano kolejno poszczególne bloki w obozie były drewniane, piętrowe, stojące jedne na drugich, w jednym pionie po trzy łóżka.Do bloku wstawianie łóżek na sale jeszcze nie doszło.Spaliśmy tu pokotem, około 240 na sali, straszliwie ścieśnieni, co w języku lagrowym nazywano “zakładką” (chodzi o nogi), na jednym tylko boku.W nocy (jak przed rokiem) chodzili jedni drugim po głowach, brzuchach, bolących nogach, wychodząc do ubikacji i nie znajdowali miejsca do spania po powrocie.Nie jest to zbyt przyjemne wspomnienie, lecz skoro już piszę wszystko, to i o tym wspomnę.Z powodu jakiejś niedyspozycji w gospodarce obozu wożono zimą (już w grudniu 1941 r.) brukiew wagonami i przenoszono ją do kopców usytuowanych przy torze kolejowym bocznicy, o 3 kilometry od obozu.Komanda rolne i innych “zugangów” wykańczanych w polu, przedstawiały jednak za mały, zbyt słaby fizycznie materiał ludzki, więc brano do tej roboty silnych warsztatowców, przeznaczając na te prace niedziele.Przeważnie unikałem tej pracy, robiąc sobie przez dr.2 wezwanie do szpitala na symulowane prześwietlenie lub sondy.Jednej jednak niedzieli świeciło słońce, dzień był ładny.Poszedłem razem ze wszystkimi.Nosiłem razem z kolegą Zygmuntem Kosteckim brukiew koszami (“tragami”)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]