[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc podwładni szambelana również działali szybko.Albo raczej sprawiali takie wrażenie.Ponieważ każdy z podwładnych wkrótce się przekonywał, że szybkość szambelana była iluzoryczna.Mówił szybko, ale myślał wolno i dopiero po pięciu lub sześciu rozmowach dochodził do sprawy, którą można było streścić w jednym zdaniu.Doprowadzał do szału swoich podwładnych, którzy stosowali wszelkie możliwe wykręty, żeby tylko uniknąć rozmowy z przełożonym.Dokładnie o to mu chodziło.- Jestem szambelanem - poinformował Ansseta, jak tylko zostali sami.Ansset spojrzał na niego obojętnie.Szambelan trochę się zdziwił.Zwykle otrzymywał jakiś błysk rozpoznania, jakiś półuśmiech, zdradzający nerwową świadomość jego władzy i pozycji.Od tego chłopca? Nic.- Jak ci wiadomo - ciągnął, nie czekając dłużej na odpowiedź - jestem administratorem tego pałacu, a co za tym idzie, całego miasta.Nic więcej.Moja władza dalej nie sięga.Jednakże ty znajdujesz się pod moją władzą.Całkowicie, absolutnie, bez wyjątku.Masz słuchać moich rozkazów.Ansset nawet nie mrugnął.Cholera, jak ja nie znoszę użerać się z dziećmi, pomyślał szambelan.One nawet nie należą do tego samego gatunku.- Jesteś Słowikiem.Jesteś niezwykle cenny.Dlatego nie będziesz wychodził bez zezwolenia.Bez mojego zezwolenia.Dwaj moi ludzie będą ci towarzyszyli przez cały czas.Przygotowałem dla ciebie rozkład zajęć, który przewiduje liczne możliwości rekreacji.Nie mogę cię spuścić z oka nawet na chwilę.Za cenę, którą zapłaciliśmy za ciebie, mogliśmy wybudować drugi taki pałac i jeszcze wystarczyłoby pieniędzy na wyposażenie całej armii.Nic.Całkowity brak emocji.- Nie masz nic do powiedzenia? Ansset uśmiechnął się nieznacznie.- Szambelanie, mam własny rozkład zajęć.Tego będę się trzymał.Inaczej nie mogę śpiewać.To było niesłychane.Szambelan zaniemówił, odebrało mu głos, a chłopiec wciąż się uśmiechał.- A co do twojej władzy, Riktors Ashen już wszystko wyjaśnił.- Czyżby? Co takiego wyjaśnił?- Nie rządzisz wszystkim, szambelanie.Nie rządzisz gwardią pałacową, bo gwardią dowodzi kapitan wyznaczony przez Mikala.Nie masz żadnego wpływu na imperialne rządy, tylko na administrację pałacową i protokół.I nikt, szambelanie, nie będzie mną rządził.Tylko ja sam.Szambelan był przygotowany na wiele niespodzianek.Ale do głowy mu nie przyszło, że dziewięcioletni chłopiec, choćby najpiękniejszy, będzie przemawiał bardziej władczo niż admirał floty.A jednak głos chłopca stanowił zadziwiający przykład siły.Szambelan, którego nic nie mogło wytrącić z równowagi, tym razem poczuł się wytrącony z równowagi.- Dom Pieśni o tym nie poinformował.- Dom Pieśni nie udziela informacji, szambelanie.Muszę żyć w określony sposób, żeby śpiewać.Jeśli nie będę mógł żyć tak, jak muszę, wrócę do domu.- To niemożliwe! Trzeba przestrzegać rozkładu! Ansset zignorował go.- Kiedy spotkam Mikala?- Kiedy rozkład zajęć pozwoli.- A kiedy to będzie?- Kiedy ja pozwolę! Ja układam program.Przyznaję dostęp do Mikala albo odmawiam dostępu do Mikala!Ansset tylko uśmiechnął się i zanucił uspokajająco.Szambelan poczuł znaczną ulgę.Później daremnie próbował zrozumieć, dlaczego.- To już lepiej - powiedział.Poczuł się tak odprężony, że usiadł, a fotel płynnie dostosował się do jego kształtów.- Ans-set, nie masz pojęcia, jakim ciężarem jest stanowisko szambelana.- Masz wiele pracy.Riktors mi mówił.Szambelan był dumny ze swojej doskonałej samokontroli.Zmartwiłby się wiedząc, że Ansset odczytał drgnienia emocji w jego głosie i odkrył, że szambelan nie przepada za Riktorsem Ashenem.- Zastanawiam się - zaczai szambelan - czy nie mógłbyś zaśpiewać teraz.Wiesz, muzyka łagodzi obyczaje.- Bardzo chciałbym zaśpiewać dla ciebie - powiedział Ansset.Szambelan czekał przez chwilę, potem spojrzał pytająco na chłopca.- Ale, szambelanie - ciągnął Ansset - jestem Słowikiem Mikala.Nie mogę śpiewać dla nikogo, dopóki on nie wyrazi zgody.W głosie Słowika brzmiało dostatecznie dużo szyderstwa, żeby szambelan poczuł palący wstyd, jakby próbował przespać się z żoną swojego pana, a ona zwyczajnie go wyśmiała.Ten dzieciak będzie koszmarem.- Porozmawiam o tobie z Mikalem.- On wie, że tutaj jestem.Słyszałem, że dość niecierpliwie czekał na mój przyjazd.- Powiedziałem, że porozmawiam z Mikalem!Szambelan obrócił się na pięcie i wypadł z pokoju jak burza, lecz dramatyzm tego wyjścia zepsuł spokojny głos Ansseta, który dogonił go bez trudu i szepnął mu do ucha:- Dziękuję.„Dziękuję” było pełne szacunku i wdzięczności, więc szambelan nie mógł się dłużej gniewać, właściwie nie widział żadnych powodów do gniewu.Widocznie chłopiec postanowił okazać posłuszeństwo.Widocznie.Szambelan poszedł prosto do Mikala, przywilej dostępny tylko dla nielicznych, i poinformował go, że przybył Słowik i pragnie go poznać, czarujący chłopiec, chociaż odrobinę uparty, a Mikal powiedział: „Dzisiaj o dwudziestej drugiej".Szambelan wyszedł, powiedział swoim ludziom, co mają robić, i dostosował rozkład zajęć do tego spotkania, a potem uświadomił sobie:Zrobiłem dokładnie to, czego chciał ten chłopiec.Zmieniłem wszystko na życzenie chłopca.On mnie przewyższa o klasę, powiedziało mdlące uczucie w jego żołądku.Nienawidzę tego małego drania, powiedział chwilę później gorący rumieniec na jego policzkach.Kontrakt przewidywał sześcioletni pobyt.Szambelan pomyślał o tych sześciu latach, które wydały mu się bardzo długie.Straszliwie długie.Rozdział 3Pałac nie miał muzyki.Ansset wreszcie zrozumiał to z ulgą.Coś go dręczyło od chwili przyjazdu.Nie chodziło o szczegółową rewizję dokonaną przez ochroniarzy ani o bezosobowe traktowanie, jakby wpadł w tryby wielkiej maszyny.Spodziewał się różnic, a ponieważ w porównaniu z Domem Pieśni wszystko było obce, nie odbierał niczego jako „niewłaściwe”.Daleki był od kosmopolityzmu, lecz Dom Pieśni nigdy nie pozwolił mu myśleć, że metody Domu Pieśni są „właściwe”, a wszystko inne należy potępić.Po prostu Dom Pieśni był domem, a to było inne miejsce.Ale ten brak muzyki.Nawet Bóg miało swoją muzykę, nawet leniwe Step miało własne pieśni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]