[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nazywali go żartobliwie “Yo-Yo", wracali podchmieleni w Å›rodku nocy i nieudolnie usiÅ‚owali zachoÂwywać siÄ™ cicho, ale co chwila na coÅ› wpadali i wybuchali chichotem, a kiedy Yossarian klnÄ…c siadaÅ‚ w łóżku, ogÅ‚uszali go radosnymi rykami, które miaÅ‚y wyrażać uczucia przyjaźni.Za każdym razem miaÅ‚ ochotÄ™ rozerwać ich na strzÄ™py.Przypominali mu siostrzeÅ„ców Kaczora Donalda.CaÅ‚a czwórka baÅ‚a siÄ™ Yossariana i przeÅ›ladowaÅ‚a go nieustannie dokuczliwÄ… hojnoÅ›ciÄ…, z irytujÄ…cym uporem obsypujÄ…c go drobnymi uprzejmoÅ›ciami.Byli lekkomyÅ›lni, smarkaczowaci, sympatyczni, naiwni, pyszaÅ‚kowaci, peÅ‚ni rewerencji i niesforni.Byli tÄ™pi; na nic siÄ™ nie skarżyli.Podziwiali puÅ‚kownika Cathcarta i uważali, że puÅ‚kownik Korn jest dowcipny.Bali siÄ™ Yossariana, ale ani trochÄ™ nie bali siÄ™ siedemdziesiÄ™ciu akcji bojowych wyÂznaczonych przez puÅ‚kownika Cathcarta.Byli czwórkÄ… sympatyczÂnych dzieciaków, które znakomicie siÄ™ bawiÅ‚y doprowadzajÄ…c YosÂsariana do szaleÅ„stwa.Nie mogli zrozumieć, że jest staroÅ›wieckim, dwudziestooÅ›mioletnim dziwakiem, że należy do innego pokolenia, innej epoki, innego Å›wiata, że rozrywki go nudzÄ… i szkoda mu na nie wysiÅ‚ku, i że oni go też nudzÄ….Nie potrafiÅ‚ ich uciszyć, byli gorsi niż kobiety.Byli za gÅ‚upi, żeby zastanawiać siÄ™ nad sobÄ… i wpadać w przygnÄ™bienie.ZaczÄ™li ich bezczelnie odwiedzać koleżkowie z innych eskadr, używajÄ…c namiotu Yossariana jako meliny.CzÄ™sto nie byÅ‚o tam dla niego w ogóle miejsca.Co gorsze, nie mógÅ‚ sprowadzać siostry Duckett.A teraz, kiedy nastaÅ‚y jesienne szarugi, nie mógÅ‚ pójść z niÄ… gdzie indziej! Tego nieszczęścia nie przewidziaÅ‚ i miaÅ‚ ochotÄ™ porozÅ‚upywać swoim współmieszkaÅ„com czaszki albo brać ich po kolei za kark i za tyÅ‚ek i powyrzucać raz na zawsze w wilgotne, oÅ›lizgÅ‚e, wieloletnie zielsko rosnÄ…ce miÄ™dzy jego zardzewiaÅ‚ym urynaÅ‚em z blaszanej miski z przebitymi gwoździem dziurkami w dnie a latrynÄ… eskadry z rosochatych sosen, która stalÄ… opodal niczym domek kÄ…pielowy.Zamiast jednak rozÅ‚upywać im czaszki poczÅ‚apaÅ‚ w kaloszach i czarnej pelerynie przez deszcz i mrok poprosić Wodza White Halfoata, żeby przeprowadziÅ‚ siÄ™ do niego i wypÅ‚oszyÅ‚ tych cholernych paniczyków i czyÅ›cioszków swoimi pogróżkami i Å›wiÅ„skimi manierami.Jednak Wódz White Halfoat miaÅ‚ dreszcze i myÅ›laÅ‚ już o przeprowadzce do szpitala, żeby tam umrzeć na zapalenie pÅ‚uc.Instynkt podpowiadaÅ‚ mu, że wybiÅ‚a jego godzina.MiaÅ‚ bóle w piersiach i chroniczny kaszel.Whisky już go nie rozgrzewaÅ‚a.A najgroźniejsze byÅ‚o to, że kapitan Flume wróciÅ‚ do ich przyczepy.To już byÅ‚ niewÄ…tpliwie zÅ‚y omen!— On musiaÅ‚ wrócić — dowodziÅ‚ Yossarian, na próżno usiÅ‚ujÄ…c pocieszyć ponurego, barczystego Indianina, którego masywne brÄ…zowoczerwone oblicze gwaÅ‚townie osunęło siÄ™ przybierajÄ…c wypÅ‚owiaÅ‚y, wapiennoszary odcieÅ„.— UmarÅ‚by z zimna, gdyby chciaÅ‚ mieszkać w lesie przy takiej pogodzie.— Nie, to by nie przygnaÅ‚o tego tchórza z powrotem — obstawaÅ‚ przy swoim Wódz White Halfoat.PostukaÅ‚ siÄ™ w czoÅ‚o z tajemniczym wyrazem twarzy.— Nie, mój panie.On coÅ› wie.On wie, że zbliża siÄ™ chwila, kiedy umrÄ™ na zapalenie pÅ‚uc, ot co.I dlatego wiem, że wybiÅ‚a moja godzina.— A co mówi doktor Daneeka?— Nie wolno mi nic mówić — wyjaÅ›niÅ‚ żaÅ‚obnym gÅ‚osem doktor Daneeka ze swego ciemnego kÄ…ta, a jego gÅ‚adka, spiczasta, drobna twarzyczka miaÅ‚a żółwiowozielonkawy odcieÅ„ w migotliwym blasku Å›wiecy.Wszystko przesiÄ…kniÄ™te byÅ‚o zapachem pleÅ›ni.Å»arówka przepaÂliÅ‚a siÄ™ przed kilkoma dniami, ale żaden z dwóch sanitariuszy nie mógÅ‚ siÄ™ zmobilizować i wkrÄ™cić nowej.— Nie wolno mi już zajmować siÄ™ medycynÄ… — dodaÅ‚ doktor Daneeka.— On nie żyje — rozjaÅ›niÅ‚ siÄ™ Wódz White Halfoat, zanoszÄ…c siÄ™ ochrypÅ‚ym Å›miechem przez flegmÄ™.— To naprawdÄ™ zabawne.— Przestali mi nawet pÅ‚acić pensjÄ™.— To naprawdÄ™ zabawne — powtórzyÅ‚ Wódz White Halfoat.— Zawsze obrażaÅ‚ mojÄ… wÄ…trobÄ™, a teraz, patrzcie, co siÄ™ z nim staÅ‚o.Nie żyje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]