[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tragedia ta spotkała Galilejczyków w dwudziestym piątym dniu mie-siąca Daisios95.32.Mieszkańców Samarii także nie ominęły nieszczęścia.Zgromadzilisię oni bowiem na górze zwanej Garizim, którą mają za świętą, i choć nieruszali się z miejsca, samo zebranie się i stan podniecenia kryły w sobiegroźbę wojny.Nie nauczyli się niczego z tragicznych doświadczeń sąsiadówi choć byli tak słabi w porównaniu z odnoszącymi sukcesy Rzymianami,w swojej naiwnej pewności siebie oczekiwali z napięciem chwili wybuchu96buntu.Wespazjan postanowił zapobiec rozruchom i ostudzić ich zapalonegłowy.Chociaż bowiem po całej Samarii były rozstawione garnizony, jednakliczba zgromadzonych i ich organizacja bojowa dawały podstawy do obaw.Przeto wysłał tam dowódcę piątego legionu Cerealiusza97 z sześciusetjeźdźcami i trzema tysiącami żołnierzy pieszych.Ten uznał, że wejście nagórę i wdanie się w walkę byłoby rzeczą ryzykowną, ponieważ wysokoponad nimi znajdowała się wielka masa nieprzyjaciół, i otoczywszy całepodnóże swoim wojskiem przez cały dzień miał ich na oku.Zdarzyło się zaś,że Samarytanom brakowało wody, ponieważ w owej porze panował nieznoś-ny upał.Nastał bowiem czas letni, a ludzie nie mieli odpowiedniego zaopa-trzenia, wskutek czego tego samego dnia niektórzy umierali z pragnienia,a wielu wolało niewolę od takiego losu i zbiegło do Rzymian.Cerealiusz,wywnioskowawszy stąd, że i ci, którzy pozostali, są złamani cierpieniami,wszedł na górę, rozstawił wojsko dookoła nieprzyjaciół i najpierw począł ichnakłaniać do rozpoczęcia układów o poddaniu się i zachęcać, aby pomyślelio własnym ocaleniu, obiecując puścić ich wolno, jeśli złożą broń.A gdy nieudało mu się przekonać ich, uderzył na nich i wyciął ich w pień w liczbiejedenastu tysięcy sześćset.Stało się to dwudziestego siódmego dnia miesiącaDaisios98.Taki to los spotkał Samarytan.33.Kiedy obrońcy Jotapaty wciąż trzymali się i wbrew oczekiwaniudzielnie znosili wszelkie okropności, w czterdziestym siódmym dniu oblężeniawały rzymskie już były wyższe od muru.Tego samego dnia pewien dezerterzbiegł do Wespazjana i doniósł mu, że obrońcy miasta są nieliczni i słabi orazże wyczerpani nieustannym czuwaniem i ciągłymi walkami nie wytrzymająuderzenia; można by ich nawet wziąć podstępem, gdyby go użyto.Bowiem ko-ło czasu ostatniej straży nocnej99 — mówił — kiedy żołnierze oczekują wy-tchnienia po ciężkich trudach i sen poranny szczególnie klei powieki znużonychludzi, straże zwykły zasypiać.Radził więc w owej porze szturm przypuścić.Wespazjan nie bardzo dowierzał temu zbiegowi, gdyż wiedział, jak Żydzi są so-bie wierni i mało sobie robią z kar.Tak było już przedtem, kiedy pochwyconypewien mieszkaniec Jotapaty wytrzymał wszelkie możliwe tortury, nawet og-niem był przypiekany, ale nie wyrzekł do nieprzyjaciół ni słowa o tym, co siędziało w mieście, i został ukrzyżowany, przyjmując śmierć z uśmiechem.Wszelako prawdopodobieństwo tego, co powiedział, mimo wszystko kazałodać wiarę zdrajcy.Sądząc więc, że może mówi prawdę, a zresztą gdyby nawetmiał to być podstęp, to i tak nie wynikłaby stąd większa szkoda, kazał go trzy-mać pod strażą i wojsko przygotował do szturmu na miasto.34.O oznaczonej godzinie Rzymianie bez hałasu podeszli do muru.Jako pierwszy wdarł się nań Tytus z jednym z trybunów, Domicjuszem Sabi-nusem100, i kilkoma żołnierzami z piątego i dziesiątego legionu.Skoro wybi-li strażników, weszli do miasta, a za nimi trybun Sekstus Kalwariusz i Placi-dus101 sprowadzili podległych sobie żołnierzy.Już wzięto zamek,nieprzyjaciele wałęsali się pośrodku miasta i nastał biały dzień, a jednak po-konani mieszkańcy jeszcze nie zmiarkowali, że miasto padło.Większość bo-wiem była wyczerpana trudami i pogrążona we śnie, a tym, którzy się pobu-dzili, gęsta mgła, która wtedy właśnie zaległa nad miastem, przesłoniła oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]