[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grzecznie wymówił się od obiadu, którym chciał go podjąćusłużny i gościnny bankier.Ciri czekała na ulicy, pilnując koni.Ulica, jeszcze przed chwilą pusta, roiła się od ludzi.- Trafiliśmy chyba na jakieś święto - Ciri ruchem głowy wskazała tłum ciągnący w stronęrynku.- Jarmark może.Geralt spojrzał bystro.- To nie jarmark.- Ach.- też spojrzała, stając w strzemionach.- Czyżby to znowu.- Egzekucja - potwierdził.- Najpopularniejsza z powojennych rozrywek.Co myśmy jużwidzieli, Ciri?- Dezercję, zdradę, tchórzostwo w obliczu wroga - wyrecytowała szybko.- I sprawyekonomiczne.- Dostawy spleśniałych sucharów dla wojska - kiwnął głową wiedzmin.- Ciężka jest wwojennych czasach dola przedsiębiorczego kupca.- Tutaj nie będą tracić kupczyka.- Ciri ściągnęła wodze Kelpie, zanurzonej już w tłumiejak w falującym łanie zboża.- Popatrz tylko, rusztowanie nakryte jest suknem, a kat ma nowyi czyściutki kaptur.Będą tracić kogoś znacznego, co najmniej barona.A więc to jednak chybatchórzostwo w obliczu wroga.- Toussaint - pokręcił głową Geralt - nie miało wojsk w obliczu żadnego wroga.Nie, Ciri,myślę, że to znowu ekonomia.Tracą kogoś za przekręty w handlu ich słynnym winem,podstawą tutejszej gospodarki.Jedzmy, Ciri.Nie będziemy się przyglądać.- Jedzmy? A jak?Rzeczywiście, dalsza jazda była niemożliwa.Ani się obejrzeli, jak utknęli wzgromadzonym na placu tłumie, ugrzęzli w ciżbie, nie było mowy o tym, by przedostać się nadrugą stronę rynku.Geralt zaklął szpetnie, obejrzał się.Niestety, odwrót też był niemożliwy,wlewająca się na placyk fala ludzi totalnie zaczopowała uliczkę za nimi.Tłum przez momentniósł ich, jak rzeka, ale ruch ustał, gdy pospólstwo odbiło się od otaczającego szafot zwartegomuru halabardników.- Jadą! - krzyknął ktoś, a tłum zaszumiał, zafalował i podchwycił krzyk.- Jadą!Stuk kopyt i turkot wozu utonął i zniknął wśród trzmielego buczenia ciżby.Całkiemniespodziewanie zobaczyli więc wytaczający się z zaułka zaprzężony w dwójkę konidrabiniasty wóz, na którym, z trudem utrzymując równowagę, stał.- Jaskier.- jęknęła Ciri.Geralt nagle poczuł się zle.Bardzo zle.- To jest Jaskier - powtórzyła nieswoim głosem Ciri.- Tak, to on.To niesprawiedliwe, pomyślał wiedzmin.To wielka i cholerna niesprawiedliwość.Taknie może być.Tak nie powinno być.Ja wiem, że głupie i naiwne było mniemanie, żecokolwiek i kiedykolwiek ode mnie zależało, że jakoś wpłynąłem na losy tego świata, że tenświat coś mi zawdzięcza.Ja wiem, było to mniemanie naiwne, ba, aroganckie.Ale ja o tymwiem! Nie trzeba mnie o tym przekonywać! Nie trzeba mi tego udowadniać! Zwłaszcza wtaki sposób.To niesprawiedliwe!- To nie może być Jaskier - powiedział głucho, patrząc na grzywę Płotki.- To jest Jaskier - powtórzyła Ciri.- Geralt, musimy coś zrobić.- Co? - spytał z goryczą.- Powiedz mi, co?Knechci ściągnęli Jaskra z wozu, traktując go wszakże nad podziw grzecznie, bezbrutalności, wręcz z rewencją, najwyższą, na jaką ich było stać.Przed wiodącymi na szafotschodkami rozwiązali mu ręce.Potem nonszalancko podrapał się w tyłek i bez ponaglaniawstąpił na schodki.Jeden ze stopni zatrzeszczał nagle, a sporządzona z okorowanego drąga poręcz wygięłasię.Jaskier z trudem utrzymał równowagę.- Cholera! - wrzasnął.- To trzeba naprawić! Zobaczycie, ktoś się kiedyś zabije na tychschodkach! I będzie nieszczęście!Na rusztowaniu Jaskra przejęło dwóch pomocników katowskich w skórzanych kubrakachbez rękawów.Kat, szeroki w barach jak zamkowa baszta, patrzył na skazańca przez wycięciaw kapturze.Obok stał typek w bogatym, choć żałobnie czarnym odzieniu.Minę też miałżałobną.- Zacni panowie i mieszczanie z Beauclair i okolic! - przeczytał gromko i żałobnie zrozwiniętego pergaminu.- Wiadomym się czyni, jako Julian Alfred Pankratz wicehrabia deLettenhove, alias Jaskier.- Pankrac co? - zapytała szeptem Ciri.-.wyrokiem wyższego sądu książęcego uznany został winnym wszystkich zarzuconychmu zbrodni, przewin i występków, a to: obrazy majestatu, zdrady stanu, a nadto splugawieniagodności stanu szlacheckiego poprzez krzywoprzysięstwo, paszkwilanctwo, potwarz ioszczerstwo, jak równierz birbanctwo, nieprzystojność tudzież debosz, znaczy kurwiarstwo.Trybunał zasądził tedy, że wicehrabiego Juliana et cetera pokarać, primo: uszczerbieniemherbu, a to przez rzucenie na tarczę kresy czarnej skosem.Secundo: konfiskatą mienia, ziem,dóbr, gajów, borów, zamków.- Zamków - jęknął wiedzmin.- Jakich zamków?Jaskier parsknął bezczelnie.Wyraz jego twarzy świadczył dobitnie, że serdecznie gobawi orzeczona przez trybunał konfiskata.- Tertio: karą główną.Przewidzianą za wymienione zbrodnie karą włóczenia końmi,łamania kołem i ćwiartowania najmiłościwiej nam panująca Anna Henrietta, JaśnieOświecona księżna Toussaint i pani na Beauclair, raczyła złagodzić na ścięcie głowytoporem.Niechaj sprawiedliwości stanie się zadość!Tłum wzniósł kilka nieskładnych okrzyków.Stojące w pierwszym rzędzie baby jęłyobłudnie zawodzić i nieszczerze lamentować.Dzieci wzięto na ręce lub na barana, by nieuroniły niczego ze spektaklu.Pomocnicy kata wytoczyli na środek szafotu pień i nakryli goserwetką.Było trochę zamieszania, albowiem okazało się, że ktoś świsnął wiklinowy kosz nauciętą głowę, ale rychło znaleziono drugi.Pod szafotem czterej obdarci ulicznicy rozwinęli chustę, by złapać na nią krew.Byłwielki popyt na tego typu suweniry, można było na tym niezle zarobić.- Geralt - Ciri nie podniosła opuszczonej głowy.Musimy coś zrobić.Nie odpowiedział.- Chcę przemówić do ludu - oświadczył dumnie Jaskier.- Byle krótko, wicehrabio.Poeta stanął na skraju rusztowania, uniósł ręce.Tłum zaszemrał i uciszył się.- Hej, ludu - zawołał Jaskier.- Co słychać? Jak się macie?- Ano, jakoś się żyje - bąknął po długiej ciszy ktoś z dalszych rzędów.- To i dobrze - kiwnął głową poeta.- Wielcem rad.No, teraz już możemy zaczynać.- Mistrzu małodobry - rzekł ze sztuczną emfazą żałobny.- Czyń swoją powinność!Kat zbliżył się, zgodnie ze starodawnym obyczajem przyklęknął przez skazańcem, schyliłzakapturzoną głowę.- Odpuść mi, dobry człowieku - poprosił grobowo.- Ja? - zdziwił się Jaskier.- Tobie?- Ehe.- W życiu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]