[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zerrikanki wprawnie i metodycznie dorzynalypozostalych.Smok, poszarpawszy wreszcie siec na strzepy, zerwal sie, zalopotal skrzydlami, zaryczal ipomknal, wyciagniety jak struna, za ocalalym z pogromu, umykajacym szewcem Kozojedem.Kozojed pomykal jak jelen, ale smok byl szybszy.Geralt, widzac rozwierajaca sie paszcze iblyskajace zeby, ostre jak sztylety, odwrócil glowe.Uslyszal makabryczny wrzask i obrzydliwychrzest.Jaskier krzyknal zduszonym glosem.Yennefer, z twarza biala jak plótno, zgiela sie wpól, wykrecila w bok i zwymiotowala pod wóz.Zapadla cisza, przerywana jedynie okazjonalnym geganiem, kumkaniem i pokwikiwaniemniedobitków holopolskiej milicji.Vea, usmiechnieta nieladnie, stanela nad Yennefer, szeroko rozstawiwszy nogi.Zerrikankauniosla szable.Yennefer, blada, uniosla noge.- Nie - powiedzial Borch, zwany Trzy Kawki, siedzacy na kamieniu.Na kolanach trzymalsmoczatko, spokojne i zadowolone.- Nie bedziemy zabijac pani Yennefer - powtórzyl smok Villentretenmerth.- To juz nieaktualne.Co wiecej, teraz jestesmy wdzieczni pani Yennefer za nieoceniona pomoc.Uwolnij ich, Vea.- Rozumiesz, Geralt? - szepnal Jaskier, rozcierajac zdretwiale rece.- Rozumiesz? Jest takastarozytna ballada o zlotym smoku.Zloty smok moze.- Moze przybrac kazda postac - mruknal wiedzmin.- Równiez ludzka.Tez o tym slyszalem.Alenie wierzylem.- Panie Yarpenie Zigrin! - zawolal Villentretenmerth do krasnoluda uczepionego pionowej skalyna wysokosci dwudziestu lokci nad ziemia.- Czego tam szukacie? Swistaków? Nie jest to waszprzysmak, jesli dobrze pamietam.Zejdzcie na dól i zajmijcie sie Rebaczami.Potrzebuja pomocy.Nie bedzie sie juz zabijac.Nikogo.Jaskier, rzucajac niespokojne spojrzenia na Zerrikanki, czujnie krazace po pobojowisku, cucilwciaz nieprzytomnego Dorregaraya.Geralt smarowal mascia i opatrywal poparzone kostkiYennefer.Czarodziejka syczala z bólu i mruczala zaklecia.Uporawszy sie z zadaniem, wiedzmin wstal.- Zostancie tu - powiedzial.- Musze z nim porozmawiac.Yennefer krzywiac sie wstala.- Ide z toba, Geralt - wziela go pod reke.- Moge? Prosze, Geralt.- Ze mna, Yen? Myslalem.- Nie mysl - przycisnela sie do jego ramienia.- Yen?- Juz dobrze, Geralt.Spojrzal w jej oczy, które byly cieple.Jak dawniej.Pochylil glowe i pocalowal w usta, gorace,miekkie i chetne.Jak dawniej.Podeszli.Yennefer, podtrzymywana, dygnela gleboko, jak przed królem, ujmujac sukniekoncami palców.- Trzy Kaw.Villentretenmerth.- powiedzial wiedzmin.- Moje imie w wolnym przekladzie na wasz jezyk oznacza Trzy Czarne Ptaki - powiedzial smok.Smoczatko, wczepione pazurkami w jego przedramie, podstawilo kark pod glaszczaca dlon.- Chaos i Lad - usmiechnal sie Villentretenmerth.- Pamietasz, Geralt? Chaos to agresja, Lad toobrona przed nia.Warto pedzic na koniec swiata, by przeciwstawic sie agresji i zlu, prawda,wiedzminie? Zwlaszcza, jak mówiles, gdy zaplata jest godziwa.A tym razem byla.To byl skarbsmoczycy Myrgtabrakke, tej otrutej pod Holopolem.To ona mnie wezwala, bym jej pomógl, bympowstrzymal grozace jej zlo.Myrgtabrakke odleciala juz, krótko po tym, gdy zniesiono z polaEycka z Denesle.Czasu miala dosc, gdy wy gadaliscie i klóciliscie sie.Ale zostawila mi swójskarb, moja zaplate.Smoczatko pisnelo i zatrzepotalo skrzydelkami.- Wiec ty.- Tak - przerwal smok.- Cóz, takie czasy.Stworzenia, które wy zwykliscie nazywac potworami,od pewnego czasu czuja sie coraz bardziej zagrozone przez ludzi.Nie daja juz sobie rady same.Potrzebuja Obroncy.Takiego.wiedzmina.- A cel.Cel, który jest na koncu drogi?- Oto on - Villentretenmerth uniósl przedramie.Smoczatko pisnelo przestraszone.- Wlasnie goosiagnalem.Dzieki niemu przetrwam, Geralcie z Rivii, udowodnie, ze nie ma granic mozliwosci.Ty tez znajdziesz kiedys taki cel, wiedzminie.Nawet ci, co sie róznia, moga przetrwac.Zegnaj,Geralt.Zegnaj, Yennefer.Czarodziejka, chwytajac mocniej ramie wiedzmina, dygnela ponownie.Villentretenmerth wstal,spojrzal na nia, a twarz mial bardzo powazna.- Wybacz szczerosc i prostolinijnosc, Yennefer.To jest wypisane na waszych twarzach, niemusze nawet starac sie czytac w myslach.Jestescie stworzeni dla siebie, ty i wiedzmin.Ale nic ztego nie bedzie.Nic.Przykro mi.- Wiem - Yennefer pobladla lekko.- Wiem, Villentretenmerth.Ale i ja chcialabym wierzyc, zenie ma granicy mozliwosci.A przynajmniej w to, ze jest ona jeszcze bardzo daleko.Vea podchodzac dotknela ramienia Geralta, wypowiedziala szybko kilka slów.Smok zasmial sie.- Geralt, Vea mówi, ze dlugo pamietac bedzie balie "Pod Zadumanym Smokiem".Liczy, ze siejeszcze kiedys spotkamy.- Co? - spytala Yennefer mruzac oczy.- Nic - rzekl szybko wiedzmin.- Villentretenmerth.- Slucham cie, Geralcie z Rivii.- Mozesz przybrac kazda postac.Kazda, jaka zechcesz.- Tak.- Dlaczego wiec czlowiek? Dlaczego Borch z trzema czarnymi ptakami w herbie?Smok usmiechnal sie pogodnie.- Nie wiem, Geralt, w jakich okolicznosciach zetkneli sie po raz pierwszy ze soba odlegliprzodkowie naszych ras.Ale faktem jest, ze dla smoków nie ma niczego bardziej odrazajacegoniz czlowiek.Czlowiek budzi w smokach instynktowny, nieracjonalny wstret.Ze mna jestinaczej.Dla mnie.jestescie sympatyczni.Zegnajcie.To nie byla stopniowa, rozmazujaca sie transformacja, ani mgliste, roztetnione drzenie jak przyiluzji.To bylo nagle jak mgnienie oka.W miejscu, gdzie przed sekunda stal kedzierzawy rycerzw tunice ozdobionej trzema czarnymi ptakami, siedzial zloty smok, wyciagajac wdzieczniedluga, smukla szyje.Skloniwszy glowe smok rozpostarl skrzydla, olsniewajaco zlote wpromieniach slonca.Yennefer westchnela glosno.Vea, juz w siodle, obok Tei, pokiwala reka.- Vea - powiedzial wiedzmin - mialas racje.- Hm?- On jest najpiekniejszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]