[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy zabili pożeracza ludzi? - spytał Sitama.- Tak, pierwszego.- Jak to pierwszego?- Bo było ich dwa.Byłem świadkiem ich polowania, ukrywając się wśród gałęzi tamaryndy, i mogłem się przekonać, że były dwa tygrysy.- Czy zabili także drugiego?- Nie, ale powzięli zamiar go zastrzelić.- A kornak był z nimi?- Nie widziałem go.Fakir nie zdołał powstrzymać gniewnego ruchu.- Powiedziano mi, że człowiek ten jest prawą ręką byłego ulubieńca gaikwara, jego tajemnicze zniknięcie niepokoi mnie.Musieli go wysłać za mną.- Można się o tym przekonać - rzekł olbrzym Barwani.- Wiem, ale trzeba zaczekać na powrót myśliwych.- Zaczekajmy więc, Sitamo - odparł Barwani.- Czy nikt z was go nie widział?- Nikt - odpowiedzieli wszyscy.- Człowiek ten może pokrzyżować nasze plany i spowodować, że stracimy Górę Światła.Słysząc, że mówiono o sławnym diamencie, Bandhara uczynił ruch zdumienia i lęku.W jaki sposób ci łotrzy zdołali się dowiedzieć o prawdziwym celu podróży Indriego? Kto mógł był zdradzić jego pana? Jeżeli tajemnicę znali ludzie tego rodzaju, to Indri, Toby i Dhundia byli narażeni na poważne niebezpieczeństwo, bo gdyby radża, chociażby tylko w przybliżeniu domyślał się czegoś, z pewnością nie oszczędziłby nikogo.Na tę myśl Bandhara uczuł, że wstrząsnął nim silny dreszcz.Indri, jego szlachetny pan, znajdował się w niebezpieczeństwie! Należało ocalić go za każdą cenę.Wiedział już teraz aż za wiele, aby czekać na dalsze rewelacje.Musiał koniecznie wyjść ze świątyni, udać się jak najszybciej do kopalń diamentodajnych i ostrzec Indriego i Toby'ego.Wyjść? Ale w jaki sposób, skoro ciężkie drzwi z brązu były zamknięte?“Świątynia jest częściowo zrujnowana.Odkryję jakiś otwór w popękanych murach” - postanowił.Bandhara był człowiekiem, który nie waha się nigdy, skoro powziął jakiś zamiar.“W tym czasie, kiedy wy próbujecie mnie schwytać, ja działam - pomyślał.- Odnajdziecie mnie później, jeżeli wam się uda.Opuścił kryjówkę, a przesunąwszy się tuż obok ściany, z której ciemną barwą zlewał się w zupełności, zwrócił się bez najmniejszego szelestu w stronę korytarza, skąd wyszli byli Sitama i olbrzym.Wyciągnął rewolwer i sztylet, a ponieważ był równocześnie zręcznym jak wąż i silnym, liczył na to, że będzie mógł bronić się długo, gdyby ci tajemniczy ludzie rzucili się na niego i nie pozwolili mu wyjść.Poruszał się wolno, zwracając baczną uwagę na wszystko, i już doszedł był prawie do ganku, kiedy jego cień odbił się na ścianie, składającej się z białych płyt marmurowych.Wydłużony nadmiernie w świetle pochodni, które w tej chwili zostały obficie podsycone płynną żywicą, został natychmiast zauważony przez jednego z ludzi tworzących krąg pośrodku świątyni.Bandhara, spostrzegłszy zbyt późno białą ścianę, na której także jego twarz zarysowywała się wyraźnie, rzucił się na ziemię, ale w świątyni rozległ się okrzyk:- Tam!.Tam!.Człowiek jakiś! - krzyknął ów, który spostrzegł był jego cień.Kuglarze i zaklinacze węży zerwali się natychmiast jak jeden mąż.- Patrzcie!.Jakiś człowiek ucieka!.- powtórzył ten sam głos.Bandhara widząc, że jest odkryty, rzucił się w stronę korytarza; jednakże uderzył głową o brązowe drzwi, których przedtem nie był zauważył z powodu półmroku panującego w kącie świątyni.Z całej siły próbował je otworzyć.Drzwi opierały się jego wysiłkom.“Złapią mnie! - pomyślał.- Biedny mój pan!”Kuglarze i zaklinacze rzucili się na niego jak sfora rozjuszonych psów.W rękach ich błyszczały noże i sztylety.Bandhara oparł się o ścianę, aby go nie mogli zaatakować z tyłu, a podniósłszy stanowczym ruchem rewolwer, krzyknął:- Kto mnie dotknie, zginie!Olbrzym Barwani skinieniem ręki zatrzymał ludzi.- Kim jesteś? - zapytał.- Człowiekiem, który pragnie stąd wyjść - odparł Bandhara.- W jaki sposób wszedłeś do świątyni?- Tego nie wiem; brałem udział w procesji, która szła do świątyni, aby oddać cześć Kali, potem napiłem się bhangu i obudziłem się wewnątrz.- Dlaczego jesteś uzbrojony? Aby uczcić Kali nie trzeba ani rewolwerów, ani sztyletów.- Mam zwyczaj nosić ze sobą broń.- Jesteś braminem?- Widzisz to po szatach, jakie mam na sobie - odparł Bandhara.- Coś usłyszał z tego, cośmy tu mówili? - zapytał Barwani groźnym głosem.- Nic.Spałem i obudziłem się dopiero w tej chwili.Barwani zwrócił się do fakira, który w tej chwili przystąpił do towarzyszy i wpatrywał się bystro w Bandharę.- Co mamy zrobić z tym człowiekiem, Sitamo? - zapytał go.Fakir nie odpowiedział: patrzył wciąż na Bandharę, ten zaś widząc, że w każdej chwili może zostać poznany, starał się zakryć sobie część twarzy ręką, w której trzymał rewolwer.Nagle Sitama wydał okrzyk triumfu.- Kornak myśliwych!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]