[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rory - poprawił.- Rory.Wstał, wyciągnął w jej stronę paczkę, błysnął zapalniczką i usiadł.- Nigdy nie słyszałam, byś był telepatą - powiedziała po chwili.- Bo nie jestem.To taka sztuczka.Jutro ci pokażę, na czym ona polega."Ale jeszcze nie dzisiaj - pomyślał.- Bogowie! Skoro tyle czasu zajęło mi, byś choć trochę doszła do siebie, to z pewnością nie przedstawię cię teraz włochatemu Darveńczykowi o oczach jak spodki.Narobiłabyś tylko wrzasku, ściągając tym nieproszonych gości".- Czy miałabyś coś przeciwko temu, gdybym otworzył okiennice?- Zaraz się tym zajmę.Chciał zaprotestować, ale dziewczyna zerwała się już z krzesła i zmierzała w stronę okna.Nacisnęła umieszczoną pod parapetem kontrolkę i okiennice z cichym szumem rozsunęły się na boki.- Chcesz, abym otworzyła okno?- Tak, troszeczkę.Okno zareagowało na naciśnięcie kolejnej kontrolki i już po chwili oddychał chłodnym, wilgotnym powietrzem.- Ciągle pada - zauważył.Wyciągnął dłoń, strzepując popiół na zewnątrz.-Tak.Spoglądając poprzez omywaną deszczem szybę, widział leżące poniżej miasto.Światła były przyćmione i drżące.Wiejąca znad oceanu bryza niosła ze sobą ożywczy zapach soli.- Dlaczego trzymasz je zamknięte? - zapytał.- Nienawidzę tego miasta - padła chłodna, pozbawiona emocji odpowiedź.- Nie lubię na nie patrzeć, nawet w nocy.Nad wzgórzami przetoczył się grzmot.Malacar oparł łokcie o parapet i wychylił się na zewnątrz.Po chwili wahania uczyniła to samo.Po raz pierwszy znalazła się tak blisko niego.Jednak wiedział, że gdyby ją teraz dotknął, magia chwili minęłaby bezpowrotnie.- Często tu pada? - zapytał.- Tak.Szczególnie o tej porze roku.- Lubisz pływać albo żeglować?- Czasami pływam, aby nie wyjść z wprawy.Wiem także, jak obsługiwać niewielką żaglówkę.Ale niespecjalnie lubię morze.- Dlaczego?- Mój ojciec utopił się.Było to wtedy, gdy umarła matka i dołączono mnie do innych dzieci.Pewnej nocy próbował op - łynąć Point Murphy.Ja jednak sądzę, że po prostu próbował uciec z Centrum Rclokacji.Powiedzieli mi, że utonął.A mogło być i tak, że jakiś przeklęty strażnik go zastrzelił.- Przykro mi.- Byłam wtedy dzieckiem.Nie wiedziałam jeszcze wszystkiego.Dopiero później zaczęłam ich nienawidzić.Przez chwilę wpatrywali się w ciemność.- Jak właściwie będzie, kiedy już zwyciężysz? - zapytała niespodziewanie.Cisnął papierosa w dół i obserwował, jak spada, przypominając rozżarzoną kometę.- Gdy zwyciężę? - Podparł się na łokciu i spojrzał jej prosto w oczy.- Mam zamiar walczyć aż do śmierci, lecz nigdy nie uda mi się złamać CL.Celem moich działań jest ocalenie DYNAB, ale nie zniszczenie CL.Zamierzam nie dopuścić, by trzydzieści cztery niewielkie światy stały się zależne od kaprysów czternastu Lig.Nie mogę mieć nadziei, że je pokonam, a być może uda mi się nauczyć je szacunku dla DYNAB, przynajmniej do chwili, w której będziemy na tyle silni, by osiągnąć status Lig.Gdyby udało nam się skolonizować jeszcze kilkanaście światów, gdyby Ligi, zamiast nas bojkotować i przeszkadzać we wszystkim, dały nam wolną rękę, wtedy mielibyśmy szansę.Chcę przyłączenia do CL, nie niszczenia, ale na naszych własnych warunkach.Oczywiście, nienawidzę ich za to, co nam zrobili.Ale stanowią najlepszą cywilizację, jaką mamy.Chcę, aby znalazło się w niej miejsce i dla nas, ale na zasadzie równości.- A to, czego szukasz na Mound? Tego H?Wargi wykrzywił mu pozbawiony ciepła uśmiech.- Jeżeli rzeczywiście uda mi się uzyskać kontrolę nad sekretem tego H, stanę się największym czarnym charakterem w historii ludzkości.Ale, na wszystkich bogów, sprawię, że CL na własnej skórze przekona się, co to jest piekło! Potem przez długi czas pozostawią DYNAB w spokoju.Cisnęła papierosa w ciemność, zapalił więc dwa następne.Stali przy oknie, wsłuchując się w odgłosy nadciągającej burzy.W oddali niebo rozdzierane było białymi zygzakami błyskawic.Co jakiś czas piorun uderzał bliżej, a wtedy wszystkie okna w Capeville wydawały się ożywać, rozbłyskując na moment złudnym, wewnętrznym światłem."Od wieków nie prowadziłem rozmowy w ten sposób - pomyślał.- Ale też nie zawsze mam przy sobie Shinda, który podpowiada mi, komu mogę zaufać.Ileż w niej jeszcze dziecka! I bez wątpienia jest bardzo piękna.Ale te pejcze i to dziwne zachowanie recepcjonisty.Ona nienawidzi tutaj wszystkich.Nawet nie przypuszczałem, że rząd zezwala tutaj na tego typu uciechy.Ale być może staję się zbyt staromodny.Oczywiście, że tak.Źle, że spotkało to właśnie ją.Może któregoś dnia spotka kogoś, już na DYNAB, kto będzie ją traktował tak, jak na to zasługuje.Do diabła! Starzeję się.Ale powietrze tutaj jest wyjątkowo czyste.I pięknie pachnie".Nad budynkiem pojawił się nisko lecący pojazd, świecący w ciemności jak gigantyczny świetlik.Malacar obserwował, jak zmierza powoli w stronę pola, na którym wylądował."To z pewnością skoczek przestrzenny - uznał.- Akurat odpowiednich rozmiarów.Ale kto ląduje w taką noc, zamiast przeczekać burzę na suchej, bezpiecznej orbicie? Wyłączając mnie, oczywiście".Lecący coraz niżej statek jął zataczać powolne, szerokie kręgi, zupełnie jakby poszukiwał odpowiedniego do lądowania miejsca.- Jackaro, czy mogłabyś zgasić światło? - zapytał i uśmiechnął się w duchu, czując, jak dziewczyna sztywnieje.- A jeżeli masz jakąś lornetkę lub teleskop - ciągnął szybko dalej - to podaj mi je, proszę.Interesuje mnie ten statek.Odsunęła się od niego i usłyszał, jak otwiera szafkę.Po dziesięciu uderzeniach serca pokój pogrążył się w ciemnościach.- Proszę - powiedziała, ponownie stając tuż obok niego.Podniósł lornetkę do oczu i wyregulował ostrość".- Co się stało? - zapytała.- O co chodzi? Nie odpowiedział.Niebo w oddali rozdarła kolejna błyskawica.- To skoczek przestrzenny - stwierdził.- Jak wiele przybywa ich do Capeville?- Całkiem sporo.Głównie niezależnych kupców.- Ten jest na to zbyt mały.A jak wiele prywatnych?- Przeważnie turyści - odparła.- Kilka każdego miesiąca.Opuścił lornetkę i wręczył ją dziewczynie.- Być może staję się już nadmiernie podejrzliwy - powiedział.- Ale wciąż obawiam się, że w końcu wpadną na to, jak mnie wytropić i.- Lepiej zapalę światło.- Odeszła w ciemność.Gdy zrobiło się jasno, jeszcze przez chwilę stał przy oknie, wpatrując się w niewyraźne kontury miasta.Słysząc za plecami zduszone pochlipywanie, odwrócił się powoli.Leżała skulona po swojej stronie łóżka.Twarz zasłaniała jej kaskada czarnych, lśniących włosów.Rozpięła bluzkę, eksponując noszoną pod spodem czarną bieliznę.Przez długą chwilę wpatrywał się w nią bez słowa, a potem podszedł bliżej i usiadł tuż obok niej na łóżku.Łagodnym ruchem odgarnął jej włosy z twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]